piątek, 30 grudnia 2011

Mój najnowszy tekst w GE

W Gazecie Edukacyjnej pojawił się mój nowy tekst. Jest on relacją z zajęć nt. tolerancji, które poprowadziłem  – wspomagany przez kilka innych osób – w Szkole Podstawowej im. Ryszarda Wyrzykowskiego w Bełdowie. Jeśli chcecie wiedzieć więcej – oto link: http://www.gazeta.edu.pl/Moj_Przyjaciel_inwalida-95_963-0.html

wtorek, 27 grudnia 2011

Mój egozim

Tak, wiem, zdaję sobie z tego sprawę, że bardzo często jestem egoistą, który dba przede wszystkim o siebie, zapominając przy tym o innych. Zdarza mi się ranić tych, których kocham. Przez ten egoizm, z którym jestem za pan brat. Życie ze mną nie jest łatwe. Wiem o tym. Jestem tego świadom. Lubię być w centrum uwagi. Grać pierwsze skrzypce. Cóż, taki już jestem. Ale – mówię szczerze – nie wiem, czy chcę to zmienić. Chyba dobrze mi tak. A więc przepraszam wszystkich, których zawodzę :) 

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Znów budziłem Olbrzyma

Który to już raz przeczytałem Robbinsa „Obudź w sobie Olbrzyma” – nie wiem, ale co najmniej czwarty. Za każdym kolejnym razem odnajduję w tej książce coś nowego, coś, co pozwala choć trochę znów zmienić mi się na lepsze. Dobrze, że są takie publikację – wracam do nich nie bez powodu. Polecam wszystkim całym sercem! 

sobota, 24 grudnia 2011

Ludzkim głosem przemówiłem

To dziś Wigilia. Czy zwierzęta przemówią ludzkim głosem? Tego nie wiem. Nigdy nie słyszałem – prócz w bajkach i w moim świecie fantazji – gadającego zwierzęcia. Ale wiem jedno. To właśnie dziś, w Wigilię, wielu ludzi przemówi ludzkim głosem. Życzę Wam wszystkim wesołych, spokojnych Świąt! Tak, wiem, znów jestem tendencyjny. No cóż, taki mój, człowieka, żywot. Czasem trzeba wpaść w konwencję i konformizm. Ale tylko czasem! Oby nie za często, oby jak najrzadziej! Pozdrawiam Czytelników – i nie tylko :)

Przemek D.S.M cz.4

piątek, 23 grudnia 2011

Nie przemówiłem ludzkim głosem

Brawo dla pana, który startował na radnego gminy z ramienia partii nieważne jakiej. Kiedy ok. godziny temu poprosiłem go, żeby zadzwonił na pogotowie, bo przy ulicy leży pobity mężczyzna, zbył mnie, że nie ma telefonu, po czym zasunął szybę i pojechał dalej. Tfu!! Brzydzę się takim zachowaniem. A gdyby zrobił coś dobrego, toby go pokazywali na wszystkich kanałach i pisaliby o nim we wszystkich lokalnych gazetach. Lewaccy karierowicze! PS To nie przemówiłem ludzkim głosem :)

Bądź wytrwały


Wytrwałość to jedna z lepszych cech, jaką może posiadać człowiek. Kiedy coś nam się nie udaje, coś nam nie wychodzi - nie możemy się poddawać. Jeśli naprawdę zależy nam na tym, by osiągnąć zamierzony cel - musimy do tego dążyć, niezależnie od porażek, które zaliczymy. Nie udało się raz, próbujemy po raz drugi. Nie udało się drugi raz, znów próbujemy. I tak do skutku, zmieniając przy tym strategię :)

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Jeśli wierzysz w siebie mocno

Jeśli wierzysz w siebie mocno
To masz w sobie wielką siłę
Wtedy jesteś jak alchemik
Co zamienia każdą chwilę
W najpiękniejsze, szczere złoto
I z wyrytym w sercu motto
Życie, kocham Cię nad życie
Czoła stawiasz wciąż kłopotom 

niedziela, 11 grudnia 2011

Dzieje się sporo

Trochę mnie tu nie było. Ale znów powracam. Zaczęło się u mnie sporo pracy. Otworzyliśmy ze znajomymi Spółdzielnie. Jesteśmy zarejestrowani, mamy NIP i REGON. Nazywamy się KONSTANS. Na pewno niebawem usłyszycie o nas więcej. Dziś powiedzieć Wam mogę, że będziemy oferowali usługi – sprzątające i opiekuńcze. Wiosną, roku 2012, planujemy otworzyć ściankę wspinaczkową. Prawdopodobnie w Konstantynowie, ale to jeszcze nie jest przesądzone.

Rok Studencki także jest u mnie w toku, cały czas, nieprzerwanie – trwa. Zostałem wybrany Starostą Roku, a więc tutaj jest także trochę pracy. Niedużo, ale zawsze coś. Noszenie podań do BOS-u i tym podobne. Nie mogę się doczekać, kiedy będzie zebranie Senatu Studenckiego. Tutaj jestem także – wybrany ponoć demokratycznie (nie wiem, nie byłem przy tym obecny) – jako członek Zarządu. Członek Spółdzielni, członek Senatu. Bardzo to ciekawe. Zastanawiam się, kiedy będę członkiem partii… Ale miejsce poza Zarządem mnie nie interesuję! Chyba mnie już poznaliście z tej strony. Lubię robić rzeczy, na które mam wpływ. Nie chciałbym być w jakiejś grupie, której nie mógłbym przewodzić, ponieważ znaczyłoby to, że mam kogoś słuchać – niezależnie czy się z tym zgadzam, czy nie.

Co tam jeszcze u mnie? Wiele rzeczy. Ostatnio prowadziłem zajęcia w Szkole Podstawowej. Mówiłem do Dzieci o niepełnosprawności. Było naprawdę super. Być może niedługo ukaże się o tym mój artykuł, z którego dowiecie się więcej.

Cały czas jeżdżę na treningi do rugbistów na wózkach, drużyny Diabły Łódź. Nawet poprowadziłem jedne zajęcia. Było to w środę, nie tę ostatnią, a poprzednią. Trener nie zdążył na pociąg. Próbowałem wczuć się w jego rolę. Jak mi to wyszło, nie mnie to oceniać, ale myślę, że było OK.

Działam w Oriflame. O tym także Wam nie mówiłem. Póki co – jako konsultant, ale planuję się rozwijać i wskakiwać na następne poziomy. Jeśli ktoś chce jakieś kosmetyki, zapraszam do mnie serdecznie. Jeśli ktoś chce być konsultantem, także zapraszam. Pisać na priv!

Kilka dni temu – w środę – spotkałem w autobusie znajomego, z którym studiowałem przez trzy lata. Teraz On jest na Uniwerku, ja zostałem w WSP. Zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem w Jego dłoni papierowe wydanie FRONDY. Zaskoczyło mnie to bardzo pozytywnie. Rozpoczęliśmy rozmowę, którą zakończyliśmy dopiero po ok. 20 minutach, gdy przyszła pora, by wysiadać. Prowadziliśmy zgodną dyskusję, bo jak się okazało, mamy bardzo podobne do siebie poglądy. To miłe, że są jeszcze w naszych czasach ludzie – inteligentni ludzie! – którzy nie karmią swojego intelektu tylko z Wyborczej i TVN. Ci ludzie to mniejszość, ale jak to już ktoś powiedział – głupich zawsze jest więcej. 

czwartek, 24 listopada 2011

Starszy, miły pan...

Dziś podwiózł mnie do biblioteki samochodem pan, którego nieco kojarzę, a z którym nie było mi dane spotkać się osobiście ponad sześć lat. „Już 96 lat na karku” – oznajmił. Zdziwiłem się. „To bardzo dobrze się pan trzyma. Naprawdę!” – rzekłem. „Byłem partyzantem. Żołnierzem AK. Miałem więcej szczęścia, niż rozumu. Dziś ½ moich kolegów niewiadomo gdzie ma groby”. Na chwilę przerwał, by zaraz kontynuować. Słuchałem jego opowieści z wielkim zainteresowaniem. „Pierwszego września 39’ byłem harcerzem. Zgłosiliśmy się razem ze znajomymi, by walczyć za kraj. Wiedzieliśmy, że nie dadzą nam broni, jedyne na liczyliśmy, to chociaż noszenie nabojów. Dziś nie wiem, co się dzieje z ludźmi. Do czego to doszło. Dziś ludziom coraz mniej zależy na Polsce”. Po czym zwrócił się do mnie: „Powiedzieć panu, kto za tym stoi, kto jest temu winien?” „Tak, poproszę.” Tu padła nazwa Nacji, O Której Źle Się Nie Mówi. „Ale jak człowiek będzie się stawiał, to przyjdą i łeb ukręcą”.  

sobota, 19 listopada 2011

Uprzejmość

Jadę przez Łódź tramwajem. W środku jest pełno ludzi. Wszystkie miejsca siedzące są zajęte. Stojący ludzie tłoczą się, co chwila ktoś zawadzi nogą lub torbą o osobę znajdującą się obok. Mnie jest w miarę wygodnie. Opieram się o jedną z poręczy. Wzrok i myśli skupiam w jednym punkcie, ćwicząc koncentrację.

Na przystanku przy Manufakturze do tramwaju wchodzi kobieta w ciąży. Widzę, że nie ma gdzie usiąść, więc reaguję, mówiąc w stronę czterech osób zajmujących podwójne fotele: „Proszę ustąpić miejsca tej pani”.

Wstaje najmłodsza z osób tam siedzących. To kobieta, wysoka, dobrze ubrana. Bojowo nastawiona, mówi do mnie: „Niech pan na mnie nie krzyczy. Jeśli chciałby pan wiedzieć, ja też jestem chora. Niech pan nie będzie taki mądry”.

„Nie rozumiem pani. Zauważyłem kobietę w ciąży, więc poprosiłem, aby ktoś z państwa ustąpił miejsca. I nie krzyczałem. Jeśli pani tak to odebrała, proszę wybaczyć”. Kobieta nic więcej nie powiedziała. Tramwaj jechał dalej. O dziwo, zwolniło się później miejsce, lecz ona już nie usiadła. Chyba się na mnie mocno pogniewała albo coś jeszcze gorszego, bo odwróciła głowę w przeciwną do mojej stronę, i już w moją stronę nie spojrzała ani razu.

Wczoraj wchodząc do busa na ulicy Lutomierskiej chciałem przepuścić przed siebie pewną kobietę. Powiedziałem do niej uprzejmie „proszę” i zrobiłem przed sobą miejsce, by mogła się tam zmieścić. Kobieta na to, według mnie trochę agresywnie, rzekła: „chyba jest kolejka, nie?!” Odpowiedziałem na to, próbując zachować spokój i chyba mi to wyszło – „wiem, widzę, że jest”. Ona się trochę uspokoiła i powiedziała: „spokojnie, zmieszczę się”. Pomyślałem sobie, że wiem, że się pani zmieści, chciałem tylko być uprzejmy. Lecz nie powiedziałem tego. Powstrzymałem się, poczułem, że nie warto.

Z tych dwóch sytuacji wnioski każdy dla siebie może wyciągnąć różne. A to tylko dwa przykłady z wielu, które spotykają mnie na co dzień. Oczywiście: tych przyjemnych sytuacji zdarza się więcej. Ale dziś nie o nich.

Jestem tego świadom, zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy ma ochotę na to, by być dla niego uprzejmym. Ta młoda, walcząca o swoje pani, o której mówiłem na początku, być może naprawdę była chora. Ale mnie nie o to chodzi. Po prostu dziwię się, że mało osób potrafi powiedzieć to, co czuję w sposób normalny, nieagresywny.

„Niestety, nie ustąpię miejsca, jestem chora. Może zrobi to ktoś inny”; „Nie, dziękuję, wolę stać tutaj”. Czy to takie trudne?

Ludzie walczą o tolerancję, myślą o sobie, że są tolerancyjni. Co drugi poszedłby na Marsz Równości, by pokazać, jaki on krzewiciel przyjaźni dla inności. Tak wiele osób utożsamia się z hasłem: „Wolność, Równość, Braterstwo”, a jak przychodzi co do czego, to uprzejmości u niego za grosz. 

wtorek, 15 listopada 2011

Trochę o czasie

Hm, tak się zastanawiam. Ten czas jednak płynie względnie szybko. Niedawno był Sylwester, witaliśmy Nowy Rok – 2011, a tu już zbliża się jego końcówka, za chwilę będziemy żegnać i witać rok następny. Czy czas płynie szybciej, kiedy czujemy radość? Być może tak jest. Ten rok był dla mnie radosny, choć nie jeden problem – hm, znaczy: wyzwanie – stanął na drodze mojej i moich bliskich. Z tym dobrym samopoczuciem, z tą radością, która wiąże się ze względnością czasu jest może tak jak u Einsteina, który ponoć wysunął taką oto myśl: godzina w towarzystwie pięknej kobiety wydaje się być minutą, za to minuta na rozgrzanym piecu ciągnie się jak godzina. No, jakoś tak jest.

Kiedy jest przy mnie Kobieta, którą kocham – czas płynie szybko. Ledwie co się przywitaliśmy, a tu już się żegnamy, bo minęły trzy godziny. Cóż – tak to jest. Ale o tym czasie to ja bym za dużo nie myślał. Zatrzymałbym się raczej w tej chwili, która trwa, by żyć teraźniejszością, bo ponoć tylko tu jest prawdziwe szczęście. Zresztą chyba już to mówiłem: przeszłości i przyszłości nie ma. Nawet jeśli weźmiemy to na logikę… 

poniedziałek, 14 listopada 2011

Chcę czuć się dobrze. A Ty?

Piękny był dzisiejszy dzień. Rzadko który taki nie jest. Ponoć tylko dobre dni wnoszą dobre rzeczy do naszego życia.

Myślę, że wiele zależy od nas, czy dni są udane, czy też takimi nie są. Ja dzisiejszego ranka obudziłem się z uśmiechem, po czym powiedziałem sobie, że spędzę piękny, wyjątkowy dzień.

To, że czuję się dobrze, było chyba po mnie widać. Jedna pani, kompletnie obca – już niemłoda – rzekła do mnie wysiadając z autobusu: jest pan przystojny i inteligentny. Trochę się speszyłem. Po czym się uśmiechnąłem i powiedziałem: miło mi, dziękuję. Miałem spytać, skąd wie, że inteligentny. Lecz nie zdążyłem. Poszła sobie.

Teraz już wiem, jak mogą czuć się ludzie na ulicy, kiedy do nich podchodzę i mówię jakiś tekst „od czapy”. Dawno tego nie robiłem. Może to i dobrze. Chociaż ostatnia reakcja obcej osoby na mój komplement była bardzo pozytywna. Pisałem o tym wydarzeniu na blogu kilka tygodni temu.

Doszliśmy tak do dwóch kwestii, które są w naszym społeczeństwie odbierane naprawdę różnie. Pierwsza to zagadywanie do obcych ludzi na ulicy, druga – prawienie komplementów i reakcja na nie. A już prawienie komplementów obcym ludziom – to jest dopiero sprawa! Mam swoje zdanie na ten temat. Pewnie je znacie. Ciekawe, co Wy o tym myślicie… Nie mam tu na myśli, oczywiście, jakiejś chorej upierdliwości. Prosty, lapidarny komplement – i już. Potem, bez słowa, bez czekania – zbyt długiego – idziemy dalej, jakby nigdy nic. A jeśli nie idziemy, a stoimy, to wracamy do poprzedniej czynności.

Kiedy czujemy się dobrze, dobroć z nas emanuje. Kiedy czujemy się atrakcyjni, atrakcyjność także z nas emanuje. Mógłbym skupić się na brakach, na tym, że nie mam rąk, ale wtedy nie czułbym się dobrze. Chcę czuć się dobrze, dlatego też skupiam się na pozytywach. Wam także, jeśli chcecie czuć się dobrze, szczerze to radzę.

Trzy słowa nienawiści

- Czy na Marszu były jakieś hasła nawołujące do nienawiści?
- Tak, były.
- Jakie to hasła?
- Bóg, Honor, Ojczyzna. 

niedziela, 13 listopada 2011

Odpowiednie pytanie

Gdybym po wypadku zadawał sobie zbyt często i zbyt długo pytanie – czemu akurat mnie to spotkało? – nie zaszedłbym nigdzie. Mało tego – stałabym w miejscu, w ogóle nie ruszył. Stałbym tak długo, aż wreszcie zacząłbym się cofać. Cofnąłbym się tak daleko, aż do miejsca, z którego nie ma już odwrotu. Tak przegrałbym swoje życie.

Ale ja zadałem sobie inne pytanie. Jak mogę wykorzystać tę sytuację? Co mam zrobić, by wykorzystać tę sytuację w taki sposób, by przyniosła mi ona korzyści? Nie mówię bynajmniej o tych materialnych. Tu chodziło i nadal chodzi o całe moje życie.

Tak udało mi się przewartościować wiele wartości. Te pozytywne stały się jeszcze bardziej pozytywne. Te negatywne zaczęły wywoływać we mnie cierpienie, tak duże, że już nie chcę więcej przeżywać ich w życiu. Dlatego też nawet o nich nie myślę. Dziś chcę się rozwijać i piąć do góry.

[tekst ten napisałem na Niebieski Płomień: http://niebieski-plomien.blogspot.com/2011/11/odpowiednie-pytanie.html]

Po Marszu wrze

Po piątkowym Marszu Niepodległości w Internecie, a dokładniej na portalu społecznościowym Facebook – wrze. Mam sporo znajomych – większość z nich znam tylko on-line – patriotów, a więc widzę reakcje głównie z jednej strony. Może to i dobrze. Wczoraj zobaczyłem niechybnie reakcję strony lewej, no i muszę powiedzieć szczerze, przyznać się bez bicia, że usunąłem lewicującą (nie chcę powiedzieć – lewą) znajomą z grona facebookowych znajomych. Nie znamy się osobiście, różnimy się znacznie w poglądach, zaprosiłem Ją przedwczoraj, wczoraj przyjęła zaproszenie, po czym usunąłem Ją. No – tak to właśnie było. Wcześniej, przed kasacją, wywiązała się między nami dyskusja. Tak, wiem, że zachowałem się niemęsko. Teraz „ciach”!

Ale po MN w Internecie wrze nadal, już trzeci dzień. We mnie też zawrzało, zagotowało się, a stało to się wczoraj, kiedy zobaczyłem w Internecie kilka filmików. Znów się wczułem, przez co źle się poczułem. Ale jak tu czuć się dobrze, kiedy widzi się bandę niemieckich zamaskowanych, uzbrojonych w pałki typów (typówki też tam jakieś były) biegających po polskich chodnikach w Dzień Święta Niepodległości?

Oni przyjechali bić faszystów. A faszystą jest każdy, kto świętuje niepodległość, kto gloryfikuje wolność, cieszy się z niezależności narodu. Może ta niezależność i wolność nie jest taka, jakiej byśmy sobie życzyli. Może Polska nie jest suwerennym krajem. Ale to inna sprawa. Dziś zajmować się nią nie mam zamiaru. Zresztą – nie dla mnie to zadanie. Są ludzie, którzy się na tym znają, a ja mogę co najwyżej słuchać tych mądrzejszych, i – ewentualnie – powtarzać to, co mówią (opierając się, oczywiście, na faktach), albo zamilknąć. Nie na zawsze – rzecz jasna.

W Internecie wrze dalej, a we mnie zawrzało jeszcze mocniej, gdy zobaczyłem – na kolejnym z rzędu filmiku – policjanta w cywilu, kopiącego po głowie człowieka. Nie ma co tu komentować. Wystarczy wejść na YT. Tam wszystko jest jak na dłoni. Teraz czas, teraz pora, by się odłączyć od tych przykrych zdarzeń. Niebawem noc, a przed snem trzeba mieć tylko te dobre, pozytywne myśli. 

Nocna Zmiana

Jeśli ktoś choć trochę interesuje się polityką, polecam film dokumentalny Jacka Kurskiego i Michała Balcerzeka – „Nocna zmiana”.  Mnie produkcja ta otworzyła nieco oczy. W filmie przedstawieni są z jednej strony ludzie, którzy chcieli ujawnienia wszystkich Tajnych Współpracowników komunistycznego systemu – natomiast w opozycji do nich stoją ci, którzy nie chcą, by te informacje trafiły do opinii publicznej. „Lustraci” nie chcieli rozliczać TW. Ich zamysł był taki, by osoby działające w systemie komunistycznym na publicznych stanowiskach, w Wolnej Polsce przestały pełnić funkcje publiczne. Jednak rząd Olszewskiego odwołano, a cała akcja się nie powiodła. Przeciw lustracji głosowali ludzie, którzy dziś mają się świetnie i dalej reprezentują nasz kraj. A nam wciąż się wmawia, że „Lustraci” to wielkie zło i ludzie zawistni. My – ogłupieni – wierzymy w to. 

Tylko to, co najlepsze

Spotykam na ulicy znajomą. Pytam się, co u niej. „Stara bieda” – odpowiada.  „Czemu?” – drążę przez chwilę temat. „Spytaj Tego na górze” – mówi dziewczyna. Porzucam tę rozmowę, bo wiem, że nie jest warta kontynuowania –nic z niej nie wyniknie, a ja sam wolę rozmawiać o tym co przyjemne (no, chyba że tematem jest polityka). I tylko myślę sobie: To dziwne, że ludzie nie potrafią wziąć odpowiedzialności za swoje życie.

Spotykam kolejną znajomą. Tym razem w busie. „Gdzie jedziesz?” – znów pytam. Ona odpowiada: „Do pracy. Niestety.” To zastanawiające. Jest tylu ludzi nie mających pracy. Mimo tego, że chcą pracować, nie potrafią znaleźć zatrudnienia. Oni oddaliby sporo, by móc pracować, zarabiać pieniądze, a tu ktoś narzeka, że musi.

Tego samego dnia, już wieczorem, spotykam znajomego. I znów zadaję pytanie: „Wracasz z pracy?”, a on odpowiada: „Tak, niestety.”. Hm, a ja czegoś nie rozumiem. Do pracy – niestety, z pracy – niestety. Tym razem pytam sam siebie: „Czy ludzie potrafią się z czegoś cieszyć?”

W życiu nie zawsze jest tak, jakbyśmy chcieli, ale czy to powód do tego, by na życie narzekać? Czy nie lepiej skupić się na tym, co mamy? Kiedy myślimy o zyskach – materialnych, psychicznych, duchowych – przyciągamy do siebie kolejne zyski. Natomiast gdy wciąż widzimy tylko to, co niedobre, negatywne – to także przyciągamy do siebie. Dobro przyciąga dobro, zło przyciąga zło. Dostatek przyciąga dostatek, bieda przyciąga biedę.

Od kilku lat potrafię się cieszyć z tego co mam. Spodziewam się od życia tylko tego, co najlepsze. I każdego dnia to dostaję, choć w różnych postaciach. A kiedy przychodzą gorsze chwile, pamiętam o tym, że są one jak chmury na niebie. Wreszcie przemijają, odchodzą, a słońce jest tam zawsze – nawet kiedy zasłaniają je chmury. 

poniedziałek, 7 listopada 2011

Bóg i Logika

W sobotę na wykładzie z Logiki poruszyliśmy przez chwilę sprawę paradoksów logicznych. Powiedziałem o moim ulubionym – jednym z niewielu, jaki znam. Oto on:
Zdanie na dole jest Prawdziwe
Zdanie na górze jest Fałszywe

Potem przypomniał mi się kolejny przykład. Usłyszałem go od pewnego młodzieńca, którego poznałem w busie. Brzmi on mniej więcej tak:
Pewien Warszawiak twierdzi, że żaden Warszawiak nigdy nie mówi prawdy.
Być może trochę ten przykład przeinaczyłem, ale sens jego jest chyba jasny.

Wreszcie przyszedł czas na mój ulubiony przykład. Czy jest to paradoks, czy nie – nie wiem, ale na pewno daje nam trochę do myślenia.
Jeśli Bóg jest wszechmocny i wszechmogący – to czy potrafi stworzyć taki kamień, którego On sam nie podniesie?
Oczywiście wszechmoc Boga pewnie nie mieści się w ramach logiki. Jednak dziś, kiedy biegałem, wpadła mi do głowy odpowiedź na to pytanie.
Uważam, że Bóg potrafi stworzyć taki kamień, ale kiedy by to zrobił – przestałby być wszechmocny i wszechmogący. Dlatego też nigdy tego nie uczyni. Bo niby po co?  
Może też być tak, że Bóg potrafi stworzyć taki kamień, ale też w każdej chwili potrafi go odczarować, by znów przybrał swoją wcześniejszą postać.

czwartek, 27 października 2011

Nie-Inteligent o Goethe i Nietzsche

Dziś wstawiam piękny cytat, na który trafiłem dosłownie przed chwilą, czytając książkę Anthony’ego Robbinsa, zatytułowaną – jakże motywująco! – „Obudź w sobie Olbrzyma”. Książkę tę czytam już trzeci lub czwarty raz w swoim życiu. Za każdym razem odkrywam w niej coś nowego, fascynującego – coś, czego wcześniej nie wiedziałem i nie widziałem wcześniej na jej stronicach. Być może to jeden z uroków tej publikacji. Kto to wie! OK., a teraz czas na cytat, którego autorem jest ponoć sam Johann Wolfgang Goethe:
 „Biorąc pod uwagę wszystkie akty tworzenia,
odkrywa się jedną elementarną prawdę:
gdy się czemuś prawdziwie poświęcamy,
wspiera nas Opatrzność”

Z Goethem skojarzyłem sobie teraz Nietzschego, o którym mowa była podczas wykładu, w którym uczestniczyłem dwa tygodnie temu. Pamiętam, że spytałem wtedy Pana Doktora, jak Fryderyk motywował to, że moralność chrześcijańska jest nie fajna – mówiąc delikatnie. I tak doszliśmy do wniosku, iż Nietzsche był szalony – jeszcze zanim zwariował! – mówiąc delikatnie. 

środa, 26 października 2011

Zrobiłem sobie przerwę

Zrobiłem sobie trochę dłuższą przerwę w blogowaniu. Od kilu dni nie napisałem tu nic nowego. Trzeba czasem odpocząć – tak myślę. Po to, by się zastanowić, pomyśleć. By zebrać siły. A potem znów zacząć działać.

Dziękuję za nowe komentarze!! 

czwartek, 20 października 2011

Drugie warsztaty UU - relacja.

Oto link do relacji z warsztatów Uprzedź Uprzedzenia: http://uprzedzuprzedzenia.blogspot.com/2011/10/nie-ma-ze-boli.html


<< Nie ma, że boli… Czas zakasać rękawy i brać się do dalszej pracy! Odkładanie „na jutro” odpada - dyskryminacja nie śpi. Żeby niepełnosprawność nie przeszkadzała dostrzec „człowieka w człowieku” - konieczny jest remanent i remont. Ekipa „Uprzedź uprzedzenia”, czyli dwudziestu młodych aktywistów i liderów z całej Polski już to wie. W zeszły weekend tzn. 15-16 października 2011 r. w Warszawie ekipa po raz kolejny się spotkała, aby wspólnymi siłami pchnąć sprawy do przodu i aby przyczynić się do zmiany postrzegania niepełnosprawności w wymiarze społecznym i prawnym. >>

czwartek, 13 października 2011

Otworzyć umysł zamknięty

Wydaję mi się, tak czuję, że mój umysł został ostatnimi czasy trochę przeze mnie zamknięty. Cóż, tak to czasem jest. Człowiek robi coś, myśli coś, przekonany, że jest to dobre – i tylko to jest dobre, a wszystko inne jest złe. Chyba przyszedł ten czas, bym się nieco otworzył, otworzył swój umysł i zaczął uważniej słuchać innych – tego, co mają do powiedzenia. Bo, jak głosi Desiderata, nawet głupiec ma swą opowieść i historię.

Ale żeby było jasne: nie uważam wszystkich, którzy myślą inaczej, niż ja, za głupców. Za głupców uważam tych, którzy nie myślą, a myślą, że myślą, nie słuchają innych, a chcieliby by wszyscy dookoła ich słuchali.

I głupota nie jest wrodzona. Ludzie, którzy rodzą się z niepełnosprawnością intelektualną, nie są głupi. Głupi są ci, którzy myślą, którym wydaje się, że wiedzą już wszystko. Głupi są ci, którzy zamknęli się na dalszy rozwój, którzy zabetonowali swoje umysły. Ja chcę być kiedyś choć trochę mądry, dlatego też – właśnie teraz, właśnie tu – otwieram swój umysł. 

czwartek, 6 października 2011

MISS ŚWIATA

Prawdziwy mężczyzna nie pójdzie do łóżka z kobietą, z którą nie ma o czym gadać. I niech będzie to nawet MISS ŚWIATA :)

Wieczorek D.S.M freestyle - cz.2


I znów mój free u Kamila :)

Ja, dziecko Boże

Jestem dzieckiem Bożym. Jako dziecko Boże, stworzone na obraz Boga i Jego podobieństwo – chcę się rozwijać, by stawać się coraz lepszym człowiekiem, coraz bardziej podobnym Bogu. Podobnym Bogu nie po to, by zająć Jego miejsce, lecz po to, by być Niego coraz bliżej. Zauważyłem jedną bardzo ważną rzecz, mianowicie: jeśli postępuję w sposób miły Bogu – a wiem i czuję, kiedy to robię – Bóg mnie za to wynagradza, a w moim życiu układa mi się pomyślnie. 

niedziela, 2 października 2011

Wierzę w te wartości

Co prawda nie przeczytałem jeszcze całego Pisma Świętego (jestem w trakcie lektury), ale kojarzę Jego niektóre fragmenty, szczególnie te z Nowego Testamentu, traktujące o wierze.

Pamiętam, że kiedy Jezus uzdrawiał, mówił, że to nie On, Jezus Chrystus, uzdrowił schorowanego, a mocna, silna wiara tejże osoby. Twierdził także Jezus, że silna wiara potrafi przenosić góry.

Dzieje nam się według naszej wiary – to prawidło stare niemal jak świat. Sprawdza się ono doskonale w naszym codziennym życiu. Nie wiem, czy Wy to także u siebie zauważyliście, ale ja, kiedy uwierzę w coś mocno, to to coś staje się dla mnie rzeczywistością.

A w co wierzę? Oto jest pytanie! Spróbuję, przynajmniej po części, na nie odpowiedzieć. Wymienię kilka najważniejszych WAROŚCI, w które wierzę.

Po pierwsze: Wierzę w Boga. Wierzę w to, że On istnieje. Od urodzenia, a właściwie to od chrztu – jestem Katolikiem. Nie twierdzę jednak, że ta doktryna religijna jest jedyną prawdziwą. Są ludzie – chrześcijanie, mówiący, że KRK to dzieło samego Szatana. Czytałem niektóre argumenty za tym przemawiające. To zastanawiające i zajmujące, chociażby dlatego, że – prawdopodobnie – największy na świecie, należący do Watykanu, teleskop nazywa się Lucifer-1. No, ale Lucyfer znaczy ponoć „niosący światło”, więc co w tym złego? Powiem szczerze, że sam nie wiem, co o tym myśleć. Jednak to nie jedyna tajemnicza sprawa związana z KRK. Ale, wracając do mej wiary – powtórzę: wierzę w Boga. W Boga, a nie w Kościół.

Chyba jakoś musieliśmy powstać. Nawet jeśli początkiem był Wielki Wybuch, to co było przed nim – nic? Jak nie było nic – to skąd Wielki Wybuch? A może – i w to wierzę – od zawsze istnieje Stwórca, który powołał nas do życia? Tym Stwórcą jest Bóg, który jest wszechmogący, wieczny i nieśmiertelny.

Wiem, że część postępowych inteligentów stwierdzi, żem naiwny, bo wierzę w takie bajki. Jak to niektórzy ateiści mówią: „nie wierzę w Boga, bo nie wierzę w krasnoludki”. No, OK., ale w coś i tak muszą wierzyć. Nie wierzą w nic tylko nihiliści, a ateista i nihilista to nie to samo.

To, że wierzą w człowieka – wiem. Tyle że dla większości z nich człowiek jest tylko przedłużeniem formy zwierzęcia. Raczej takie myślenie jest dla mnie śmieszne i to właśnie je schowałbym między bajki. A czy Wielki Wybuch nie ma w sobie cech bajecznych?

Mógłbym pisać o tym bardzo długo. Mógłbym mówić o swojej wierze w Boga bez końca. I nie jest prawdą to, co powiedział słynny ateista Andrzej Nowicki, że tam gdzie jest Bóg, nie ma miejsca dla człowieka. Właśnie tam, gdzie jest Bóg, tam człowiek i tam jego człowieczeństwo stają się pełniejsze. A tam, gdzie Boga nie ma, człowiek skłania się ku zezwierzęceniu.

Po drugie: Wierzę w siebie. Bóg stworzył mnie na swoje podobieństwo, dlatego też kocham siebie i szanuję, bo wiem, że jestem do Boga podobny. Bóg jest doskonały, a ja, jako człowiek, stworzony na Jego obraz – idę w stronę doskonałości. Dążę w stronę doskonałości, stając się z każdą chwilą coraz lepszy. Pracuję nad sobą, by się rozwijać, by czynić postęp. Potrzebna jest do tego mocna wiara w siebie. Potrzebna jest siła, którą mam – właśnie dzięki tej wierze.

O tym także mógłbym mówić i pisać bez końca. Być człowiekiem to rzecz piękna. Człowieczeństwo to rzecz wzniosła.

Po trzecie: Wierzę w to, że jestem nieśmiertelny. Że byłem tu i będę na zawsze. Że trwałem i trwać będę nadal, aż po ostatni dzień – jeśli w ogóle on kiedyś nastąpi. Wierzę także w świat i ludzi. Wierzę w miłość, dobro i piękno. Wierzę, że jeśli postępować będę w zgodzie z samym sobą i z tym, co we mnie najlepsze i najpiękniejsze – wszystko w moim życiu będzie układać się według moich pozytywnych myśli.

Na koniec powiem, że choć życie traktuję po części jako misję i chcę przeżyć je jak najlepiej tylko potrafię – wiem, że jest ono największą i najpiękniejszą przygodą, jaka mogła mi się przytrafić. No – w to też wierzę! Całym sobą! 

Antypis

Przyznaję się bez bicia do tego, że nienawidzę PiS-u i Kaczorów. Zarówno jednego – tego, który żyje, jak i drugiego – tego, który zginął tragicznie w wypadku samolotowym pod Smoleńskiem. Już wiecie, komu należałby się pomnik, gdyby zginęli tam obaj bracia? Tak, macie rację, dobrze myślicie – oczywiście, pomnik należałby się pilotowi. I może wtedy raz na zawsze byłby spokój. Polska stałaby się pięknym krajem. Pełnym miłości, radości i dobroci. Tak pięknie mogłoby być, gdyby nie ci Kaczyńscy, którzy zawsze i wszędzie wszystko psuli, a teraz robi to z podwójną siłą jeden z nich.

Jeszcze kilka lat temu właśnie tak myślałem. Oczywiście: zacząłem już tak myśleć długo przed tragedią w Smoleńsku. Chociaż pamiętam też dzień tragedii, jak pewnie większość z nas, i jeszcze wtedy, ogłupiony przez media, Kaczyńskich po prostu nienawidziłem.

Dzień po wypadku rozmawiałem przez telefon ze znajomą. Pamiętam, jak mówiła, że to straszne, co się stało, że nie może w to uwierzyć. Odpowiedziałem jej na to, że wypadki czasem chodzą po ludziach. Ona zastanawiała się, jak do tego mogło dojść, kto jest tutaj winny. Odpowiadałem dalej, że to nie jest takie ważne – ot, stało się i już. Po co to roztrząsać? – pytałem. Przecież to było wczoraj, to już przeszłość, trzeba iść dalej z duchem czasu, nie myśląc o tym, co było.

Dziś, gdy słyszę, jak ktoś obiera podobny tok rozumowania, jak ja wtedy, zaczyna coś się we mnie palić. Wchodzę czasem w dyskusję z tą osobą, choć wiem, że żadne argumenty i tak do niej nie trafią. Zdaję sobie sprawę, że tylko popsuję swoje nerwy, mocno je nadszarpnę jak struny od skrzypiec lub gitary, ale bywa często i tak, że, mimo wszystko, rozpoczynam tę bezużyteczną dyskusję.

Nie jestem fanem Kaczyńskiego. Ale tu nie o to chodzi. To nie jest tak, że jak ktoś w jakiejś sprawie opowiada się za tym panem, zaraz musi być PiS-owcem. Wielu ludzi dziś tak to wszystko widzi. Kaczyński zawsze nie ma racji, zawsze jest zły, a jeśli ktoś gdziekolwiek stanie w jego obronie, znaczy, że jest fanem PiS-u. Jest to według mnie płytkie myślenie. No, ale piszą o tym ludzie dużo mądrzejsi ode mnie. I tylko szkoda, że społeczeństwo nie chce ich czytać.

Społeczeństwo nie chce też za dużo myśleć. Woli mieć wszystko – gotowe – podane na tacy. Zamiast faktów, media serwują ich interpretacje, wskazując, co powinniśmy myśleć o danej sytuacji. Pokazują nam w TV, jakie jest prawidłowe myślenie, a wszystkich, co myślą inaczej, nieprawidłowo – nazywają oszołomami, wariatami, faszystami.

Ale to tylko jedna strona medalu. I tylko zdrowe ryby płyną pod prąd. To jest prawdą, tak samo jak to, że każda dzisiejsza wielka idea – kiedyś była bluźnierstwem. 

piątek, 30 września 2011

Czasem gubię się w słowach

Ach, założyłem blog na salon24.pl! Co to będzie, co to będzie? Niewiadomo. Jak mi się nie spodoba, to po prostu usunę – żaden problem chyba. Pod moją pierwszą wczorajszą notką pojawiły się już pierwsze komentarze. Wczoraj, czyniąc notkę po godzinie 22-giej, napisałem: dzień dobry!  No, i już ktoś spostrzegawczy to zauważył i spytał, czy piszę z emigracji, że jeszcze słońce u mnie świeci. Nie piszę z emigracji – po prostu piszę czasem bezmyślnie, ot co! Czasem gubię się w słowach – to prawda! 

poniedziałek, 26 września 2011

Krótko o KŚ

Nie mówię, że jestem zagorzałym zwolennikiem kary śmierci, ale retoryka jej przeciwników słabo do mnie trafia i według mnie mija się z prawdą. "Jakim prawem mamy decydować o czyimś życiu?" - pytają przeciwnicy KŚ. Nie, to nie my decydujemy o życiu zbrodniarza, na którym KŚ została wykonana. On sam o nim zdecydował, popełniając zbrodnie. Podnosząc na kogoś rękę, podniósł rękę na siebie
- mój status z FB

niedziela, 25 września 2011

Życzę Wam

Pozostawajcie wierni temu, co w Was najpiękniejsze. Bądźcie tacy, jacy chcecie być. Róbcie to, co uważacie za słuszne. Postępujcie w zgodzie z sobą. Życzę Wam udanej niedzieli. Radości, uśmiechu, miłości – i wszystkiego, co najlepsze i najpiękniejsze – tego Wam życzę!! Pozdrawiam!!

sobota, 24 września 2011

Lubię biegać

Mamy drugi dzień jesieni, a pogoda letnia. Jest naprawdę pięknie, świeci słońce, wiatru nie ma wcale, temperatura względnie wysoka. Zrobiłem już dzisiaj trochę kilometrów. Bieganie z każdym dniem, z każdą chwilą podoba mi się coraz bardziej. Jest to forma sportu, w której bardzo szybko widać efekty. Łatwo je także zmierzyć.

Po naszej sztafecie do Warszawy, którą odbyliśmy już prawie dwa tygodnie temu, wzrosła moja wiara w siebie. I choć od pewnego czasu zawsze mam ją wysoką, to skoczyła ona jeszcze do góry, wyżej po tej wspaniałej imprezie. Ten bieg był dla mnie kolejnym dowodem, że wszelkie nasze ograniczenia tworzone są w naszych umysłach, w naszych głowach. Człowiek został stworzony na podobieństwo Boga, a jeśli Bóg może wszystko, jeśli nie ma dla Niego rzeczy niemożliwych – to my, ludzie, możemy naprawdę bardzo dużo. Albo jeszcze więcej… 

piątek, 23 września 2011

Kiedy dopada nas smutek

Być może nie jest to za bardzo etyczny sposób na pokonywanie w sobie smutku i negatywnych myśli, ale kiedy dopadnie nas jakiś kłopot, problem (nowe wyzwanie!), które zacznie nas obezwładniać, podcinać nam skrzydła – pomyślmy o tych, którzy znajdują się w gorszej sytuacji niż nasza. Jest wielu ludzi, którzy oddaliby majątek, by być tacy jak my, żyć tak jak my – i mieć takie kłopoty, jakie my mamy. Tak więc kiedy tylko dopada nas smutek, zwątpienie, kiedy przytłaczają nas złe sprawy – głowa do góry, i pamiętajmy o tym. Pozdrawiam, miłego dnia!! 

czwartek, 22 września 2011

Na tolerancji się nie znam

Pisanie dla samego pisania. Pisanie, które nic nie wnosi do życia. To jak sztuka dla samej sztuki. Czyli tak naprawdę rzecz nieużyteczna. Cóż to jest za sztuka, kiedy ktoś włoży krucyfiks do miski, a potem odda na niego mocz? To kontrowersyjne – powie wielu ludzi. A sztuka musi być kontrowersyjna.

Czy sztuka musi być kontrowersyjna? Moim zdaniem nie musi. Według mnie sztuka powinna być przede wszystkim piękna. A może być piękna wtedy, kiedy jest prawdziwa. Lecz co to znaczy prawdziwa?

Dobra, wystarczy na dziś filozofowania. Filozof ze mnie żaden, znawcą sztuki też nie jestem. No, ale skoro niechybnie poruszyłem ten temat, to jeszcze przez chwilę się na nim  zatrzymam.

Na pewno kojarzą Państwo tego Pana w długich włosach, co na nazwisko ma jak ptak. Bardzo ładnie ten Pan śpiewa. Nie jestem znawcą muzyki, specjalistą wokalu, ale według mnie piosenkę Czesława Niemena wykonał bardzo dobrze. Mnie się podobało.

Pierwszy raz pokazała mi tego Pana moja znajoma, włączając w Internecie film z jego udziałem. Następnie spytała się, co o nim sądzę. Powiedziałem, że śpiewa bardzo ładnie, że podoba mi się jego wokal. Ale znajoma drążyła dalej, chcąc wiedzieć, co poza tym o nim sądzę. Co mogę sądzić? Przecież go nie znam. Ale co sądzisz o jego wyglądzie? – pytała mnie dalej. Odpowiedziałem, że wygląda trochę jak kobieta. No, i wtedy okazało się, że jestem nietolerancyjny.

Przyznaję bez bicia, że nie znam się zbytnio na tolerancji. Ale nie jestem też typem człowieka, który może kogoś nie tolerować za wygląd. Sam wyglądam nieco specyficznie i oryginalnie – inaczej niż reszta społeczeństwa. I być może poczułbym się lekko zmieszany, gdyby ktoś spytany o mój wygląd, powiedziałby: wygląda jak niepełnosprawny, bo nie ma rąk. Tak, to prawda. Ale zapewniam, że moje zmieszanie byłoby chwilowe – to po pierwsze. Po drugie: czemu miałbym oceniać tego piosenkarza za wygląd? Jeśli ma długie włosy, bo tak lubi, to OK., jego sprawa.

Mamy tu jeszcze kolejną sprawę, mianowicie, o czym mówił sam piosenkarz: ludzi powinno oceniać się nie po wyglądzie, a po osobowości, cechach charakteru. Zgadzam się z tym jak najbardziej, a więc proszę, byśmy tak oceniali tego Pana. Czemu wszyscy wkoło przykładają taką wagę do jego wyglądu? Zauważyliście, że cały czas większość z nas patrzy na niego głównie przez pryzmat wyglądu? Czy gdyby ten Pan wyglądał tak jak większość z nas, czyli – muszę to tak nazwać, przepraszam – normalnie, to czy byłoby o nim tak głośno, czy budziłby takie kontrowersje?

To jest temat dłuższy niż rzeka Wisła. Ale na koniec powiem jeszcze jedno: jeśli wygląd nie jest aż taki ważny, czemu przykładamy do niego tak wielką rangę w przypadku tego Pana? Jeśli ktoś chce być wyjątkowy, niech epatuje to przede wszystkim swoją osobowością. Zaznaczam, że jest to moje zdanie, a ja nie zawsze mam rację.  

środa, 21 września 2011

Też to lubię!

Na facebooku powstała nowa grupa filozoficzna, poruszająca tematy egzystencjalne, o nazwie Czy życie bez sexu miałoby sens? Seks pisany przez „x” – nic mi się nie pomyliło. Przez chwilę nawet zastanawiałem się, czy nie spytać o dołączenie do tej grupy, bo seks lubię – ten pisany przez „x” także – jak mało co. Ale zanim to zrobiłem, wszedłem na profil grupy, by zobaczyć, co tam się dzieje. Tak, z czystej ciekawości tam zajrzałem.

I co tam widzę? A tam piszą jacyś panowie w wąsach, że życie bez seksu to śmierć. Niby można się pośmiać, ale czytam dalej. Ktoś pisze, że życie bez seksu absolutnie nie miałoby sensu. Pod spodem pojawiają się coraz to nowe wpisy, które wyglądają podobnie.

Ktoś znowu pisze, że bez seksu nie byłoby życia, a przynajmniej tego bardziej rozwiniętego. W sumie gdyby nie było seksu, tego klasycznego między kobietą a mężczyzną – nie byłoby życia w ogóle. Oni odkryli Amerykę, proszę Państwa!

Wszystko byłoby OK. W sumie i tak wszystko jest OK., ale czemu ci ludzie tak się tam wczuwają. Zamiast wziąć się i zacząć seks uprawiać, piszą o tym, jaki on wyjątkowy. Ciekawe, ilu wśród nich prawiczków, wychwalających seks pod niebiosa?

Też jestem wielkim, ale to wielkim sympatykiem seksu, ale jaki cel mają te grupy? Ja zamiast o seksie gadać, wolę go uprawiać. W moim życiu skończył się etap, w którym byłem gawędziarzem o sprawach seksualnych. A na tej stronie udzielają się typowi gawędziarze. No cóż – to ich sprawa, niech sobie robią co chcą. Ale chyba im się nudzi – to moje zdanie.


Ludzie coraz mniej interesują się sprawami społecznymi. Takie wyciągam wnioski, gdy z nimi rozmawiam. Kiedy poruszam temat polityki – zaraz go ucinają. Podobnie jest, gdy zaczynam mówić o wierze, Bogu itp. Ludzie mówią mi wtedy, że o tych tematach się nie dyskutuje. To o czym? – pytam sam siebie.

Całe życie rozmawiać o pogodnie? Albo o problemach? O tym, jakie życie jest ciężkie? A kiedy porusza się tematy, które są ważne, mówić, że o tym się nie rozmawia, bo nie wypada?

Nie wypada rozmawiać o Bogu i o tym, co dobre, ale jak najbardziej wypada rozmawiać o smutku, biedzie i o nieszczęściach. Nie wypada rozmawiać o polityce, o tym, kto bardziej nadaje się według nas do rządzenia, a kto mniej – ale narzekać na ciężkie życie wypada, jak najbardziej.

Według mnie to dziwne, ale cóż. Ludzie tak żyją, ludzie tak myślą, większość ludzi właśnie tak patrzy na świat. Patrzy tak na świat, który wcześniej pokazuje im TV w przeróżnych programach i serialach, które pławią się w zakłamywaniu rzeczywistości. Ale ludzie i tak im wierzą. Dawno temu przestali wierzyć w Boga, ale wierzą mediom.

Ostatnimi czasy coraz modniejszy staje się ateizm. Guru twierdzą, że uświadomienie sobie, że Boga nie ma, oznacza wyzwolenie dla człowieka. Jeden z ateistycznych profesorów powiedział nawet, że tam gdzie jest Bóg – nie ma miejsca dla człowieka. Iście ograniczone myślenie. Zastanawia mnie to, że tacy ludzie stają się profesorami.

Jeśli ktoś nie wierzy w Boga – niech nie wierzy. I ja chętnie mogę porozmawiać z taką osobą, nie jest do dla mnie żaden problem. I być może nie będę lepszy w pojedynku na argumenty, bo jego będą trafniejsze i bardziej sensowne. Ale już trudniej mi zrozumieć osobę, która czuje się dyskryminowana z powodu tego, że jest ateistą. Nie rozumiem tego – kto go dyskryminuje? Prezydent, który mówi, że nasza cywilizacja to cywilizacja chrześcijańska? Czy ateiście przeszkadzają takie wypowiedzi? Albo to, że w sali szpitalnej wisi krzyż – czy to obraża ateistę? Naprawdę, wydaje mi się to śmieszne. To może w tych salach zdejmiemy krzyże, bo godzi to w ateistów, ale w teatrach zakażemy klaskania, bo ja czuję się przez to dyskryminowany – przecież klaskać nie mogę. Być może moje myślenie jest absurdalne, ale myślenie ateistów też takie mi się wydaje.


A na koniec świetny tekst z innego bloga:

Krocz swoją drogą, do wyznaczonego przez siebie celu. Niech twój cel będzie zgodny z wyznawanymi przez ciebie wartościami. Codziennie rano stawaj z myślą, że oto te chwile przybliżą cię do tego, kim chcesz się stać, do tego, co chcesz osiągnąć. Nie popadaj w marazm, nie poddawaj się złym myślom, nie wierz ludziom, którzy chcą dla ciebie źle. Nie słuchaj tych, którzy narzekają, trzymaj się tych, którzy są pełni wiary i ufności. Zrozum, że nie sam cel jest ważny, ale droga która do niego prowadzi. Radość z osiągniętego celu może trwać sekundy ale sam proces jego osiągania całe lata. To z tym procesem, tak na prawdę, przyjdzie ci żyć. Cel jest tylko środkiem, który ma pomóc stać ci się innym, lepszym człowiekiem. To twoja postawa, twoja wierność ideałom się liczy. Nie patrz na innych, bądź jak samotny okręt który przepływa oceany by dobić do swojego portu.

wtorek, 20 września 2011

(Non)konformizm

Pisanie na tym blogu jest jedną z form mojego treningu, dlatego też niektóre teksty nie mają żadnej wartości – ani literackiej, ani intelektualnej, ani żadnej innej. Teraz rodzi się w mojej głowie pytanie: czy jakiekolwiek teksty na moim blogu mają jakąś wartość? Być może żadne. Cóż, trudno, niech i tak będzie.

Kiedyś już to pisałem, lecz teraz napiszę to jeszcze raz. Nawet jeśli moje teksty nie mają żadnej wartości, będę pisał dalej, chociażby po to, by sprawiać sobie satysfakcję. A pisanie, niewątpliwie, sprawia mi wielką satysfakcję.

Teraz muszę uważać. Nadszedł ciężki okres. Trzeba ważyć dokładnie każde słowo. A nóż napiszę się coś, co będzie przypominało jakąś propagandę lub wpis bliższy będzie sympatią jakiejś opcji politycznej – a narobię sobie przeciwników. Kampania wyborcza to nie przelewki. Tu idzie o cztery lata rządzenia, a co za tym idzie o cztery lata pensji poselskiej. Która dokładnie ile wynosi, nie wiem, ale na pewno wyżyć pozwala. I chyba zrobiłem tu błąd, bo nie nazywa się to pensja a dieta. Tak swoją drogą, niektórym z nich diety by się przydały.

Kiedy zobaczycie gdzieś mój wpis, który wychwalał będzie jakąś partię, to znaczy, że macie omamy. W tej kampanii tutaj nie opowiadam się za żadną, bo w każdej z nich są ludzie, którzy bardziej nadają się do rządzenia – oraz tacy, który nie nadają się wcale.

Do czasów wyborów powstrzymam się od publicznego głosu, który będzie kogoś popierał. Nie chcę tego robić, bo mam znajomych niemalże w każdej partii. Wiem, że opowiadając się za jedną, można zrobić sobie wrogów w innej, a w tej chwili nie jest mi to do niczego potrzebne.

Możecie mnie nazwać konformistą. Wiem swoje i zostawiam do dla siebie. Mam teraz inne sprawy na głowie. Robienie sobie w tej chwili jakichś przeciwników nie jest mi do niczego potrzebne. A w polityce, niestety, często tak jest, że jak nie jesteś z nami, to jesteś przeciwko nam. Niektórzy nie rozumieją, że można mieć inne poglądy, nie dlatego, że się kogoś nie lubi, ale dlatego, że po prostu myśli się inaczej. Cenna zasada: nie mierzyć wszystkim tą samą miarą.

Ludzie są różni. Inaczej patrzą na świat. Mają inne wartości. Komuś, kto ceni sobie wygodę i spokój, trudno będzie zrozumieć kogoś, kto ciągle walczy słowem, broniąc swoich racji, robiąc sobie przy tym nieustannie wrogów. Tak samo jak temu walczącemu trudno będzie zrozumieć konformistę-oportunistę, dla którego nieważne są idee, a na pierwszym miejscu stoi wygoda.

Tak więc znów w ramach treningu popełniłem taki oto wpis, który już umieszczam na blogu… 

Ja też lubię małe dzieci

W Aleksandrowie jest na ścianie napis, wykonany farbą w spreju, głoszący, że pewnie pan startujący w ostatnich wyborach do rad miejskich i powiatowych – lubi małe dzieci. Najpierw jest podane nazwisko tego pana, a potem takowy dopisek.

Jak wspomniałem, napis wykonany został zaraz przed wyborami, w których ten pan startował. Domyślam się, choć nie daję sobie ręki uciąć, że zrobili to jacyś oponenci tego pana, ludzie z innego ugrupowania.

Ktoś, kto robił ten napis, nie miał chyba nic dobrego na myśli. Lecz ja teraz trochę obronię pana, którego napis się tyczy. Ja też lubię małe dzieci – i co w tym złego! Lubię małe dzieci, lubię siebie, lubię ludzi. A ten, kto wykonywał ten napis, sam ma chyba problem z samym sobą i ze swoim stosunkiem do małych dzieci. 

Wytrwałość II

Jeśli czegoś bardzo chcemy – nie ma takiej siły, która mogłaby nas powstrzymać. Ale musimy tego chcieć całym sobą, mocno wierzyć, że uda nam się to osiągnąć. Nie wystarczą same chęci. Potrzebne są tu chęci podparte wiarą.

Wiara, jak mówiłem nieraz ja i mówiło to wielu mądrzejszych przede mną – czyni cuda. Mocna wiara w siebie i we własne możliwości jest niebywałą zaletą, która potrafi przenosić góry. Jeżeli w coś bardzo wierzysz i nie wątpisz w to – staje się to dla ciebie rzeczywistością.

Wielu chorych ludzi dzięki swojej wierze zdrowiało. Jezus, kiedy uzdrawiał, mówił do osoby uzdrowionej – to twoja wiara cię uzdrowiła. Wiara to bardzo silna cecha, dzięki której można osiągnąć w życiu niemalże wszystko.

Trzeba przy tym uważać, by w naszą wiarę nie wkradało się zwątpienie, które łatwo może wszystko zniszczyć. Póki pcha nas do przodu wiara, wszystko jest OK., ale kiedy tylko wkrada się w nią zwątpienie, łatwo wszystko można popsuć.

Pamiętam fragment Pisma Świętego, w którym Jezus mówił o tym, jak wielką moc posiada w sobie wiara. Poza tym, że potrafi ona uzdrawiać schorowanych, ma także możliwości do tego, by przenosić góry. Ale – o czym mówił już sam Jezus – nie można wątpić, bo zwątpienie to coś, co może wszystko zepsuć.

Nawiązałem do Pisma Świętego. Przyznam się, bez bicia, że nie przeczytałem Go jeszcze całego. Jestem w trakcie lektury. Skończę czytanie jeszcze w tym roku. Gdybym miał więcej czasu, zrobiłbym to zapewne szybciej. Ale powoli, cierpliwie, uważnie, bez pośpiechu pochłaniam kolejny wers za wersem.

Ostatnimi czasu jest to mało-modne, ale: tak, czytam Pismo Święte. Czytam Pismo Święte i z każdym dniem coraz mocniej wierzę w Boga i coraz bardziej uświadamiam sobie to, że jestem chrześcijaninem. Kiedy człowiek postępuje w zgodzie z zasadami chrześcijańskimi – życie staje się łatwiejsze.

Każdy ma chwile słabości, chwile, w którym ulega pokusom – to rzecz normalna. Tylko że po co dawać temu przyzwolenie? Dziś są czasy, w których – tak mi się wydaje – człowiekowi na więcej się przyzwala. Wiem, że kiedyś ludzie też grzeszyli, też postępowali nie tak, jak trzeba, ale kiedyś nie było na to ogólnego przyzwolenia. Jeśli postąpiłeś źle – OK., stało się, każdy popełnia błędy. Ale po co o tym mówić głośno?

W jakim celu nagrywa się piosenki, w których śpiewa się o tym, że wierność jest nudna? W jakim celu powstają seriale, w których główni bohaterowie jawnie grzeszą? Po co to wszystko?

Myślę, że prezentowanie takich zachowań, powoduje, że zwykły człowiek czuje się usprawiedliwiony, kiedy zdradzi swojego partnera lub zrobi inną rzecz niezgodną ze swym sumieniem. Przecież robią tak gwiazdy, osoby szanowanie i podziwiane, to on także może.

Każdy człowiek jest sam odpowiedzialny za swoje życie. I myślę, że nie powinien zrzucać odpowiedzialny na sytuację czy atmosferę. Chodzi mi o to, że niektórzy usprawiedliwiają swoje niecne czyny, twierdząc, że tak się stało, że zdradziłem/zdradziłam, ponieważ ogólna atmosfera mnie do tego skłoniła. Mówiąc ogólna atmosfera, mam na myśli np. jakąś imprezę. Wszyscy popiliśmy, ja też, atmosfera była bardzo luźna, więc zdradziłem/zdradziłam. Poniosło mnie, zapomniałam się.

Według mnie to nie jest żadne usprawiedliwienie. Ale niech każdy postępuje tak, jak czuje. Niech każdy robi to, co uważa za słuszne. Jeśli ma ochotę zdradzać – niech zdradza. Ale nie chciałbym, żeby takie zachowania były usprawiedliwiane i przyzwalane przez ogół. Dlaczego? Dlatego bo zaraz wszyscy zaczną zdradzać, kraść, zabijać, a potem to usprawiedliwiać.

Ale powróćmy do naszej wiary, o której pisałem na początku. Wiary, dzięki której potrafimy osiągnąć w życiu niemalże wszystko. Wiary w siebie i we własne możliwości. Wiary w to, że jeżeli czegoś bardzo chcemy, to to osiągniemy.

Do wiary dodajemy motywację. Później do tego wsypujemy garść siły. Potem działamy, mając ciągle na uwadze nasz cel. Coraz mniej rzeczy staje się niemożliwych. Coraz więcej furtek staje przed nami otworem.

Świetnym tego przykładem jest nasz ostatni sztafetowy bieg do stolicy. Ludzie, którzy brali w nim udział, bili swoje rekordy. Pozwalam sobie jeszcze raz wrzucić do niego (relacja) link: http://www.wsp.lodz.pl/news-387.html.

Zwróćcie uwagę, że biegły z nami osoby na wózkach. Całym bohaterem biegu był Zbyszek, który biega o kulach. Ma na swoim koncie pół-maraton, czyli 21 kilometrów. To dowody na to, że jeśli czegoś bardzo chcemy – osiągniemy to. Trzeba tylko naprawdę tego chcieć, a potem połączyć ze sobą wiarę, motywację, siłę, działanie. I wytrwałość, o której pisałem w poprzednim poście.

Pozdrawiam serdecznie! I życzę Czytelnikom samych sukcesów!

PS I nie poddawajcie się, kiedy coś Wam nie wyjdzie. Każda porażka ma w sobie zalążek sukcesu. Wygrywają ci, którzy walczą do końca! 

poniedziałek, 19 września 2011

Wytrwałość

Nieraz na swojej drodze spotykałem przeszkody, które wydawały się nie do pokonania. Były tak wielkie, że mogłem rzucić wszystko i powiedzieć „basta, ja już nie chcę, nie mam siły”. Zostawić to wszystko, dać za wygraną. Poddać się.

Na szczęście nie zrobiłem tego. Wiem, że gdybym tak postąpił, gdybym się poddał, oznaczałoby to moją porażkę. A, jak wiadomo, nikt nie lubi przegrywać. Ja nie lubię przegrywać do kwadratu.

Zawsze w tych trudnych chwilach odnajdowałem w sobie jakąś siłę, która pozwalała mi je przetrwać. To taka jakby wytrwałość, która nie pozwalała mi, bym przestał walczyć. Dzięki niej rozwijam się, czyniąc postępy w swoim życiu.

Czasem też mam chwile, w których czuję się gorzej, lecz wiem, że muszę iść do przodu, bo jeśli się zatrzymam, zacznę się cofać. Życzę Wam wiary we własne siły! 

niedziela, 18 września 2011

Czemu?

Siadam do pisania. Dawno tego nie robiłem. Prawie już tydzień. Poza krótki notkami – zero. Dziś też pewnie nie zaskoczę nikogo, a na pewno nie zaskoczę sam siebie długością tego tekstu. Jakość jego też nie będzie wyjątkowa.

Siedziałem dziś ponad pół godziny na przystanku tramwajowym w Konstantynowie. Wracałem z imprezy dożynkowej, która odbywała się w tym mieście właśnie dziś. Na przystanku było sporo osób. U niektórych z nich widać było zniecierpliwienie. Tramwaj, który miał być pięć po osiemnastej, przyjechał za piętnaście dziewiętnasta.

Niedaleko mnie siedziały trzy kobiety. Jedna była bardzo młoda, młodsza jeszcze ode mnie, dwie trochę starsze. Niechcący słyszałem, o czym mówią. I przez chwilę nie odchodziłem, a słuchałem dalej.

Przez około 15 minut kobiety rozmawiały o chorobach. O tym, czego to naoglądały się w swoim życiu. Ilu cierpiących na oczy widziały. Gdyby te panie wyglądały jeszcze na mocno schorowane, to ok., ale tak nie było. W pewnym momencie nie chciało mi się tego słuchać i odszedłem.

Czemu ludzie nie rozmawiają o tym, co piękne? Czemu nie rozmawiają o zdrowiu i radości? Czemu nie mówią o tym, co im się w życiu udało? Czemu nie są dumni z tego, że są ludźmi? Czemu nie cieszą się z tego, co mają? Czemu nie widzą tego, co dobre i pozytywne? Czemu? – pytam. Przecież tak żyje się łatwiej, lepiej, przyjemniej. Czemu ludzie wolą by było trudniej i mniej przyjemniej? 

czwartek, 15 września 2011

Dobiegliśmy do stolicy!

Dziś nic nie piszę. Dziś wrzucam relację (link) z naszego biegu, który odbył się w minioną sobotę – 10 września – a zakończył w niedzielę. Przebiegliśmy z Łodzi do Warszawy!

piątek, 9 września 2011

Lekcje z przegranej

Wczoraj znów dałem się ponieść. Spotkałem w autobusie znajomego, którego bardzo lubię, ale mamy zupełnie inne poglądy polityczne. No i stało się. Doszło między nami do dyskusji, która trwała co najmniej piętnaście minut i słyszało ją wielu ludzi w autobusie. Dwoje z podróżnych się nawet włączyło, popierając mojego adwersarza. Chyba trochę dostałem baty. A to dlatego, że dałem się ponieść emocjom. Lubię wygrywać, ale – jak to każdemu człowiekowi – zdarza mi się ponosić porażki. No cóż… Wyciągam z tej przegranej lekcje na przyszłość.

wtorek, 6 września 2011

Przyjacielu, nie podcinaj mi skrzydeł

Kiedy idziemy do celu, często spotykamy na swojej drodze ludzi, którzy wychodzą nam naprzeciw, ale nie po to, by pomóc, wesprzeć, lecz by przyciąć nam skrzydła. I, wbrew pozorom, w wielu takich przypadkach nie są to nasi wrogowie, przeciwnicy, a osoby, które wydają nam się bliskie. Mieli to być i byli – tak myśleliśmy – nasi sprzymierzeńcy, którzy dodawali nam – tak też myśleliśmy –wiary, otuchy, pomagali w trudnych momentach. I być może tak właśnie było. Mieliśmy od nich tę pomoc, ale tylko wtedy, gdy byliśmy w potrzebie, kiedy wiodło nam się nie najlepiej. Teraz – kiedy wiedzie nam się lepiej – oni wychodzą nam naprzeciw, by podciąć nasze skrzydła. W dłoni trzymają igłę, którą będą chcieli przekuć nasz balon. Dla jasności, żeby wszystko było OK. i zrozumiałe, dodam, że nie o wszystkich tu bliskich mówię, ale o tych, którzy takich udawali lub udają.

Nie wiem, jak to jest – może oni nie robią tego umyślnie, ale kiedy mówisz im o swoich wielkich planach, zaraz znajdują jakąś przeciwność, która na pewno stanie ci na drodze i zepsuje wszystkie twoje pomysły. Przeciwność, której nie uda ci się pokonać. Gdyby jeszcze mówili: słuchaj, uważaj na to i na to, bo to może sprawić ci trudność, ale jeśli zrobisz to i to, to uda ci się ją pokonać – to byłoby bardzo OK. Ale oni mówią: słuchaj, zapomnij o tym, nie dasz rady, to nie twoja liga, jesteś za słaby, jesteś za mały. To już nie jest fajne. A później jeszcze dodają, na sam koniec – że to wszystko dla twojego dobra.

Często spotykam na swojej drodze takich ludzi. Przyjaciół mówiących mi, że nie dam rady. Że nie osiągnę tego, co zamierzyłem. Spotykam teraz i spotykałem ich w przeszłości. Tylko jest jedna ważna różnica, dzięki której jest mi łatwiej dziś, niż wtedy. Kiedy widzę, kiedy słyszę, i kiedy czuję, że ich rady ewidentnie podcinają mi skrzydła – po prostu ich nie słucham. Wiem, czego chcę, i wiem, że to osiągnę dzięki swojej wierze i pracy, a wszystkie negatywne rady pozostawiam po prostu za sobą. 

poniedziałek, 5 września 2011

Myśl ludzka nie zna granic...


Jeśli czegoś bardzo chcesz, całym sercem i umysłem, całym sobą, a jest to sprawa dobra i prawdziwa dla Ciebie, dla świata i dla Boga - to wierz mi: nie ma takiej rzeczy, nie ma takiego zjawiska i człowieka ani niczego, co mogłoby Cię powstrzymać! :)

- mój status z FB, a pod nim cytat Napoleona Hilla: Myśl ludzka nie zna granic poza tymi, które sama sobie wyznacza

Także uważajcie, czego pragniecie. Rzeczywistość czasem bywa Dżinem, który spełnia życzenia. Nauczyłem się w życiu tego, by chcieć zawsze rzeczy dobrych – nie tylko dla siebie, ale też dla innych. I nie próbować ingerować myślami w życie innych, bo to może się obrócić przeciwko nam.

A teraz śpijcie dobrze!! 

Marzyć jest pięknie!

Marzenia to rzecz niezwykle piękna. I nic nas nie kosztują, jak ktoś powiedział. Ja, jako 26-latek, nie wyrosłem może z tych dziecinnych marzeń, a zmieniłem styl marzenia. Dziś nie tylko marzę, ale więcej – kiedy marzę, to tylko o takich rzeczach, które mogę osiągnąć, choć często na początku wydają się niemożliwe.

Już nie marzę tylko po to, żeby marzyć – marzę po to, żeby marzenie zrealizować.

Gdy byłem mały, raczej nie dzieliłem się z nikim swoimi marzeniami. I szkoda, że z tego wyrosłem, bo dziś się dzielę, i widzę, że to nie jest dobry pomysł, to nie jest dobre rozwiązanie.

Nie jest dlatego, że większość osób potrafi bardzo szybko przyciąć skrzydła i powiedzieć, że moje marzenia są niemożliwe, że na pewno ich nie zrealizuję. No cóż, taki już los marzycieli. Trzeba zamknąć usta na klucz i robić swoje.

Tutaj, na swoim blogu także nie dzielę się marzeniami i planami. Jak je zrealizuję – wtedy dam znać. Zresztą: cały czas to robię!