wtorek, 31 maja 2011

Dzień bez papierosa mam codziennie od trzech lat

Mój kalendarz podaje informację, że dziś Światowy Dzień Bez Papierosa. Jak to wszystko ładnie się złożyło: jutro mija 3-cia rocznica mojego niepalenia tytoniu. Tak więc dzień bez papierosa mam codziennie od trzech lat.

Miłego Dnia!! 

poniedziałek, 30 maja 2011

Różne poglądy

Trochę zmęczony. Trochę mniej niż przed godziną, bo odpocząłem. A odpoczywałem, czytając nowy numer „Uważam Rze”. Polecam wszystkim tym tę gazetę, którzy chcą pluralizmu, a dość mają monopolu. Istnieją różne idee i różne spojrzenia na świat. 

niedziela, 29 maja 2011

Prawiczek - to ja

Na ćwiczeniach z przedmiotu Subkultury Młodzieżowe rozpoczęliśmy omawianie subkultury Skinhead. Kiedy się odezwałem, powiedziałem tylko jedno zdanie – pierwsze na tych zajęciach – Pani prowadząca przedmiot powiedziała do mnie: - Przemek, czuję każdą częścią mego ciała, że jesteś PiS-owcem. Trochę z tą każdą częścią ciała przesadziłem. Pani tak naprawdę mówiła chyba coś o porach. Chodzi oczywiście o te pory na ciele. Prawda, że każda część ciała ładniej brzmi? Ładniej – dlatego też jej użyłem.

Gdy Pani to powiedziała – nie zaprzeczyłem ani nie potwierdziłem. Jestem przede wszystkim sobą – Przemkiem. Mam swoje poglądy. Czasem są one bliższe jednej partii i oddalone są od innej. Tak już jest. PiS-owcem bym siebie nie nazywał. Prawicowcem – owszem. Choć na stwierdzenie prawiczek też bym się nie obraził.  

sobota, 28 maja 2011

Zniesienie wiz - jak delegalizacja PiS

Po całym dniu w szkole wróciłem do domu. Dosłownie przed godzinką przekroczyłem progi mojego mieszkanka. Chwilę odpocząłem, zjadłem, a potem odpaliłem komputer. Jej, nie pamiętam już dnia bez niego. Myślicie, że to już uzależnienie? Przecież sam powinienem to wiedzieć! To na pewno już przyzwyczajenie.

Dzisiejszy dzień zaliczam do udanych. W sumie: tak jak nie pamiętam dnia bez komputera, tak też nie pamiętam dnia, który udanym miałby nie być. Trzeba się cieszyć życiem – tak myślę. Kochać też je trzeba – może ono wtedy pokocha nas? (Jak nie, jak tak- już kocha!!)

A Prezydent USA w Polsce. Słyszę, jak mówią o tym właśnie w TV. Słucham ze swojego pokoju i uwierzyć nie mogę uszom. Przysłuchuję się jeszcze raz. Na szczęście przesłyszało mi się. Zamiast „zniesienie wiz” usłyszałem „zniesienie PiS”, a moja podświadomość odczytała to jako „zdelegalizowanie PiS”… Myślę: co jest – i Prezydent USA o to walczy?! Barack Hussein Obama II chcę pomóc zdelegalizować partię Jarosława Kaczyńskiego? Dobrze, że tylko mi się przesłyszało… To by dopiero było!

Gdyby naprawdę tak było – to by dopiero było. Demokrata Barack wsparłby naszą lewicę – czyli swoich, tych samych: czerwonych nie czarnych – by pozbyć się tej strasznej faszystowskiej partii, jaką jest PiS. Jeśli ktoś twierdzi, że to nie faszyści, to mam tu dowód nie do obalenia na to, że to faszyści. Tylko faszyści chodzą z pochodniami!

Oczywiście, mam nadzieję, że wiecie, iż to ironia. A jeśli nie wiecie – to… trudno… Szykuję się do spania. Jutro pobudka o 5:00. Śpijcie dobrze!! 

piątek, 27 maja 2011

Znów o śmierci, chwilo, trwaj!!

Uroczystość pogrzebowa to dobry czas, by zastanowić się nad swoim życiem. Spytać siebie – po co żyję? Czy życie polega na tym, by zarobić jak najwięcej pieniędzy? Kiedy przychodzi śmierć – tracą one swoją wartość. Co z tego, że miałem wielki dom, super szybki i komfortowy samochód oraz milion złotych na koncie? To teraz, w tym momencie – nic nie jest warte. Życia się nie kupi, jeśli się już je straciło.  

Może kiedyś przyjdzie nam zmartwychwstać. Wiara w to daje człowiekowi nadzieje. Wiara, że kiedyś przyjdzie dzień, w którym znów spotkamy się razem. Być może będzie to radosne spotkanie przy wspólnym stole, przy którym zasiądą żywi oraz ich bliscy, którzy byli martwi, a zmartwychwstali. Ale to dopiero kiedyś – a co teraz?

Dziś – kiedy żyję, kiedy jestem zdrowy – chcę łapać każdą chwilę, trwać w teraźniejszości. Chcę postępować tak, by móc spojrzeć sobie w twarz w lustrze – i powiedzieć do swojego odbicia: jestem z ciebie dumny. Kiedy przyjdzie po mnie Kostucha – chcę odejść z tego świata z czystym sumieniem – tak, by niczego nie żałować.

Znów piszę o śmierci, a ja taki młody – ach, chwilo, trwaj!! 

czwartek, 26 maja 2011

Semper Fidelis

Wierność nie jest nudna. Wierność jest piękna. Godna jest podziwu. Wierność jest szlachetna. Czasem jest ona trudna. Tyle rzeczy kusi, człowiekowi tak łatwo ulec tym pokusom. Ale jeśli człowiek ulega pokusie i zdradza – oznacza to, że jest słaby.

Jeśli, jak niektórzy twierdzą, wierność jest nudna – oznacza to, że niewierność pewnie jest ciekawa. Niewierność to zdrada. A więc zdrada jest rzeczą ciekawą – tak twierdzą niektórzy. Ale czy zdrada nie jest rzeczą haniebną?

To, że człowiek ulega słabościom, to rzecz normalna. Lecz my, ludzie, w fazach rozwoju powinniśmy dojść do takiego momentu, w którym nie będziemy już ulegać słabościom. Zdrada to słabość specyficzna, ponieważ bardzo rani osobę, która została zdradzona.

Tak więc to wierność jest ciekawa, a zdrada jest haniebna. Semper Fidelis! 

Dla każdej Mamy

Z okazji Dnia Mamy życzę wszystkim Mamom wszystkiego co najlepsze, najpiękniejsze i najszlachetniejsze!!

środa, 25 maja 2011

Po Ich Prawej Stronie Jest Już Tylko Mur

Trudno jest w dzisiejszych czasach myśleć inaczej niż większość. No, może myśleć inaczej, po swojemu jest łatwo, ale kiedy człowiek postanawia ogłosić światu swoją inność myślenia, zaraz pojawiają się głosy, które próbują wmówić, że ich myślenie (myślenie tych głosów) jest jedynym słusznym myśleniem. A ktoś, kto myśli inaczej niż oni, myśli źle.

Nie zgadzasz się z tym, co się dzieje, wychodzisz na ulicę, by to oznajmić, a ci od prawidłowego myślenia nazywają ciebie faszystą. Jesteś faszystą, który próbuje zburzyć porządek - tylko dlatego, że nie zgadzasz się z większością.

Nie, ja na ulicę nie wyszedłem, by powiedzieć, co dokładnie myślę o tym, co się dzieje. Są ludzie, którzy mają więcej odwagi i determinacji, by to robić. Moja rola sprowadza się do tego, by pracować nad sobą, dostosowywać się do świata. Pewnie na wiele ze  spraw nie mam wpływu. Ale mam wpływ na siebie, więc się zmieniam.

To, że często mam inne zdanie niż większość – także ogłaszam. Może nie robię tego z taką mocą i siłą, jak ci, którzy wychodzą na ulicę. Nie jestem też w tym zapewne tak konsekwentny, jak wielu redaktorów prowadzących portale niepoprawne polityczne i antysystemowe. Dla nich głoszenie swych poglądów to ich całe życie. Myślę, że byliby skłonni oddać życie za swoje poglądy. Ja do innych czynów zostałem stworzony.

Zawsze będę miał szacunek dla niezależnych poglądów. Ważne aby te poglądy były zgodne z najwyższymi wartościami człowieka. Zawsze będę wspierał tych, którzy myślą niepoprawnie. Podziwiam ICH wszystkich za odwagę, konsekwencję i wytrwałość. Oby tak dalej – jestem z Wami duchem i sercem. Wiem, że po Waszej prawej stronie jest już tylko mur.  

Bycie ministrantem

W kościele, do którego chodzę się modlić w każdą niedzielę oraz – ostatnio bardzo często z powodu tego, że 3-ego czerwca przyjmuję sakrament bierzmowania – w dni powszednie tygodnia, msze prowadzi nowy ksiądz. Tak naprawdę to nowy proboszcz naszej parafii. Ten poprzedni był super, dobry z Niego człowiek, ale z powodu wieku przeszedł na emeryturę. Ten także jest super – przynajmniej, jak do tej pory, takie robi wrażenie. Wydaję mi się, że dobry z Niego człowiek. Ma w sobie dużo energii i jest konkretny. Jak prawdziwy facet – wie, czego chce.

Oprócz księdza w naszej parafii nowi są także ministranci. A to dlatego, że w maju drugoklasiści z naszej parafii przyjęli po raz pierwszy św. komunię. Kilku chłopców, zaraz po tym, jak przyjęło komunię, zapisało się do grona ministrantów. Widzę Ich, jak podczas mszy pomagają księdzu. Jacy są dumni, kiedy to robią. Uczy Ich to dyscypliny i pewnych zasad. Myślę, że w przyszłości zbiorą tego owoce. Już teraz widać, jaką sprawia Im to radość. To chyba lepsze niż usilne uświadamianie, że dziecko może mieć dwóch tatusiów i jest to rzecz normalna. 

poniedziałek, 23 maja 2011

Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej

Dzisiejsze szkolenia tchnęły we mnie sporo optymizmu w sprawie naszego wspólnego przedsięwzięcia. Mam dużo wiary w to, że projekt wypali i wszystko potoczy się według moich dobrych myśli. Nie chcę zapeszać, więc nie zapeszam. Kończę, pozdrawiam! 

niedziela, 22 maja 2011

Byłem czerwony

Kiedy prawiczkiem być przestanę
Kiedy w szeregach z nimi stanę
Ciągle pytają mnie lewacy
Ten cały sojusz ludzi pracy
Ja już tam byłem – mówię na to
Tym socjalistom i ochlokratom
Też tak jak wy – byłem czerwony
Dziś jestem biały – bo jestem wolny

Wczoraj koniec świata

Miał być, ale nie było. To by było na tyle w tym temacie. Szykuję się do kościoła. Dziś mój chóralny debiut. Wam życzę miłego dnia! 

sobota, 21 maja 2011

Dziś koniec świata

Uczestniczyłem dziś rano – od godziny 10 do 12:15 – w próbie chóru kościelnego. Spodziewałem się, że będzie łatwo i przyjemnie. Przyjemnie było bardzo, ale łatwo już nie tak bardzo, jak się spodziewałem. Jutro o 9:00 rano będę śpiewał na mszy! Mam nadzieję, że przełoży Bóg wszechmogący dzisiejszy koniec świata. Bym mógł jutro na mszy zaśpiewać. Oczywiście, to na razie nie solo, a z chórem. A tak swoją drogą, muszę kiedyś napisać test o tym jak z ateisty stałem się kościelnym śpiewakiem. 

piątek, 20 maja 2011

Jutro koniec świata

Jak podaje dziennik.pl, amerykański badacz Biblii, Harold Camping, twierdzi, że jutro o godzinie 18-stej nastąpi koniec świata. Jeśli ma być to prawdą, trochę mnie to martwi. Przecież nie zdążyłem jeszcze zrobić wszystkiego co zrobić miałem. Mam dopiero 26 lat, a tu już koniec świata! Liczę na to, że badacz się pomylił i źle coś obliczył. Chcę jeszcze pożyć – ze sto lat przynajmniej!


czwartek, 19 maja 2011

Lew-Starowicz i Gretkowska

Przeczytałem dziś ciekawy wywiad z prof. Zbigniewem Lew-Starowiczem (mam nadzieję, że dobrze odmieniłem). Jak się okazało, co pokazuje wywiad, a Lew-Starowicz sam o tym mówi, daleko Mu do rozwiązłości seksualnej. Ciekawe, jak jest w tej dziedzinie z Manuelą Gretkowską?… - tak sobie myślę… a może przeczytać "Trans"? 

środa, 18 maja 2011

Próba przed uroczystością Sakramentu Bierzmowania

Miałem dziś próbę „do bierzmowania”. Ha, i fajnie było. Ksiądz spytał mnie, czy przeczytam fragment Pisma Świętego podczas uroczystości 3 czerwca. Oczywiście, zgodziłem się. Dostałem także propozycję śpiewania w chórze kościelnym. Brakuje w nim męskich głosów. Zostałem zaproszony na próbę, która odbędzie się w sobotę rano. Ja przecież nie umiem śpiewać! Jednak „szef” chóru, mimo tego, że słyszał moje śpiewy, twierdzi, że nie jest tak źle, a nawet jest nieźle. Chyba mają naprawdę mocne zapotrzebowanie na męski głos. 

wtorek, 17 maja 2011

Kościół ma swoje zasady

Wczoraj Kamil – mój dobry znajomy – powiedział, że nadawałbym się na księdza. No tak – odpowiedziałem – ale księży bez rąk nie ma i raczej nie będzie. Kamil doszedł do wniosku, że jednak powinni być. Może i powinni, a może nie powinni – ale to Kościół ustala tu zasady.

Pamiętam mądrą wypowiedź p. Joanny Najfeld. Na pytanie redaktora, czemu para homoseksualna, która nie ukrywa swojego związku, nie może należeć do wspólnoty Kościoła – odpowiedziała, że takie są zasady Kościoła. Kościół nie będzie naginał swoich praw, bo komuś się tak podoba. Podobnie rzecz się ma ze ślubami homoseksualnymi. I tu nie chodzi o tolerancję… Nikt nam nie zabrania wierzyć w Boga. Ale jeśli chcemy należeć do KRK – musimy spełniać jego normy i zasady. To proste jak drut!  

poniedziałek, 16 maja 2011

Przeszłości i przyszłości nie ma (Jak moje krasnoludki!)

To, co było, to przeszłość. Przeszłości więc nie ma, a była. Jeśli czegoś nie ma – to-to nie istnieje. Przeszłości nie ma, ona nie istnieje.

Przyszłość będzie. To, co będzie, to będzie. To, co będzie – będzie – tego nie ma. Jeśli czegoś nie ma – to-to nie istnieje. Przyszłości nie ma, ona nie istnieje.

Nie może coś być, jeśli tego nie ma. Przeszłości i przyszłości nie ma. Jedna była, druga będzie – ale ich nie ma.

Ktoś powie, że nie ma ich teraz, w tej chwili, ale jedna istniała, a druga istnieć będzie. Ale gdy przeszłość istniała – to nie była ona przeszłością. Kiedy przeszłość istniała – była teraźniejszością. Czyli przeszłości nie ma i nigdy nie było.

Podobnie rzecz ma się z przyszłością. Nie ma i nie będzie jej nigdy, bo gdy będzie – to nie będzie ona przyszłością, a teraźniejszością. Istnieje tylko teraźniejszość, TU i TERAZ.

Kiedy będę marzył – nie mów mi, że jestem szalony. Kiedy będę myślał o Bogu – także mi tak nie mów. Nawet kiedy będę wyobrażał sobie krasnoludki – nie mów mi, żem głupi. Ty, myśląc o przeszłości, myślisz o czymś, czego nie ma, co nie istnieje. Jak moje krasnoludki!

Mam opinię szaleńca i przywilej bycia szczerym 

Strach przed cierpieniem

Słyszę Nergala, który mówi w TV mądre rzeczy o tym, że człowiek znajdujący się w ekstremalnej sytuacji potrafi wykrzesać z siebie mnóstwo sił, o których istnieniu wcześniej nawet nie wiedział. Coelho pisał, że strach przed cierpieniem jest straszniejszy od samego cierpienia. To prawda – wiedzą o tym ludzie, którzy znaleźli się kiedykolwiek w kryzysowej sytuacji. Ludzie, których doświadczył los (jeśli można to tak nazwać), a ich światy przewróciły się do góry nogami. Nie przesadzam, choć niektórzy pewnie tak myślą. Wiem co to znaczy świat do góry nogami. Wiem, bo – powiem to śmiało – byłem w piekle. Ale tam, na szczęście, nie jest się na wieczność. Po jakimś czasie znów wróciłem do świata żywych. A strach przed cierpieniem faktycznie jest straszniejszy od cierpienia…  

Uratowała go ulica...

Dziś kiedy jechałem autobusem linii 78. – wsiadło do niego dwóch młodych panów. Byli oni w stanie nietrzeźwym. Gdy przemieszczałem się między siedzeniami, nadepnąłem na torbę, której właścicielem był jeden z tych dwóch. „Przepraszam” – powiedziałem. „Nic się nie stało” – odpowiedział pan, a raczej chłopak z podbitym okiem i kolczykiem w uchu. Potem rzekł: „Ja też miałem mieć amputowaną nogę, ale uratowała mnie ulica”. 

DSM-Libertarianin nie jest Libertynem

Blogowanie jest fajne. Nawet wtedy, kiedy teksty pisane na bloga, fajne nie są. No cóż: nie zawsze ma się polot, który zawsze chciałoby się mieć. Tak to jest. Z blogowaniem, pisaniem i z polotem. Tak też jest z lekkością pióra. Miałbym lekkie pióro, gdyby nie ten atrament w środku, który ciąży niesłychanie. Lekkie pióro fajnie mieć, każdy by chciał, ale z tym chyba trzeba się urodzić. Chociaż niektórzy twierdzą, że lekkości pióra można się nauczyć, można je wyćwiczyć. I chyba właśnie w to będę wierzył, tego będę się trzymał, a może kiedyś po wielu treningach lekkość pióra także do mnie przyjdzie. Pożyjemy – mnóstwo kartek zapiszemy – zobaczymy.

Blogowanie jest fajne – będę trzymał się tematu i tego zdania. Będę blogował, pisał teksty, tworzył posty – nawet wtedy, kiedy fajne one nie będą. Trudno – jeśli takie nie są. I tak będę pisał. Powiecie, że to wypociny. A niech będę i wypociny. Nawet mogą być to, według Was – wymiociny. Niech będzie i tak.

Nie mając nic konkretnego do powiedzenia, także będę mówił. Nie mając nic wartościowego do napisania – pisał będę. A co tam! To jak pisanie dla pisania czy mówienie dla mówienia. Niech i tak będzie. Choć nie mając nic sensownego do przekazania, powinienem być cicho. Ale pójdę w tendencję dzisiejszego show-biznesu. Wszyscy mówią, wszyscy tańczą, wszyscy śpiewają – wszyscy znają się na wszystkim, choć na niczym się nie znają. Zupełnie jak ja!

Każdy chciałby być Alfą i Omegą (może nie każdy, nie mówię za wszystkich). Wiedzieć na każdy temat niemalże wszystko. Mieć polot. Piękny i otwarty umysł. Ale raczej nikt Alfą i Omegą nie będzie. Z tego co wiem, nie ma takiej możliwości. Jak to się zwykło mówić, może nieco kolokwialnie: nawet nie ma takiej opcji.

Tak jak nie ma ideałów. Nigdy też nie zdobędzie się (znaczy zaliczy…) wszystkich kobiet. Ale czemu by  nie próbować?! – jak mówił, trochę innymi słowy, JKM.

A propos JKM-a i wolności. Ostatnio coś pisałem o libertynizmie i libertarianizmie. Zaznaczam, że są to dwa różne pojęcia. Podkreślam, że bliżej mi do libertarianizmu. Teraz nie będę wyjaśnił, co jest czym. Ale libertynem nie jestem już długo. Kiedyś może trochę, ale tak troszeczkę byłem. Dziś bliżej mi do konserwatyzmu niż do lewicy, więc libertynizm, którym kiedyś zdarzało mi się szczycić (ale taki delikatny libertynizm…) – zakopałem. Dziś się nim brzydzę. I brzydziłem się zawsze. 

niedziela, 15 maja 2011

Lubię deszczowe dni

Dzień powoli się kończy. Siadam przed komputerem i postanawiam coś napisać. Powiem szczerze, z ręką na sercu, że nie mam pomysłu co to będzie. Zastosowałbym Twórcze Pisanie, którego uczyła mnie Danuta Dowjat, ale nie umiem, więc tego nie zrobię. No, może gdybym siedział teraz przed realistyczną kartką papieru, najlepiej koloru zielonego, i trzymał długopis, Twórcze Pisanie przyszłoby samo, Twórcze Pisanie byłoby możliwe, a tak to nie jest. Ach, czuję, że przesadzam, a to, co piszę, wydaję mi się być jakoś dziwnie pesymistyczne. Może to przez tę pogodę? Pytam siebie…

Dobra, czas wnieść trochę uśmiechu w ten tekst. Powiedziałbym: wnieść trochę słońca, jego promieni, ale jest już ciemno, więc słońce dawno temu poszło spać. A Ziemia jest płaska! Nie wierzycie? Przecież my, jako zwykli ludzie, nie mamy żadnych osobistych dowodów, że tak nie jest(chyba jednak mamy…). No bo skąd niby mamy to wiedzieć? Wiemy o tym tylko z TV i gazet, a przecież one tak często mijają się z prawdą. Słyszeliście o czymś takim, jak Towarzystwo Płaskiej Ziemi? Dobra, starczy! Dobrze, że: mam opinię wariata i przywilej bycia szczerym.

Oczywiście: Ziemia jest okrągła, a jakżeby inaczej! Okrągła jak piłka, którą kopię kopę lat, choć ostatnio bardzo rzadko. A może okrągła jak piłka, z której wyszło całe powietrze po tym, jak nadziała się na gwoździa. A może okrągła jak piłka, którą Donald Tusk strzelił (sobie?) gola.

Deszczowy dzień dobiega końca. Siedziałem dziś w domu, nie ruszałem się dalej niż do furtki na moim podwórku. Głównie właśnie przez pogodę. Przez nią także dzisiaj wszyscy tacy smutni. Wszyscy? Przesadziłem. To jak zdanie mainstreamowych głów o tym, że wszyscy Polacy mają już dość Smoleńska. Ja – Polak z krwi i kości – nie mam dość Smoleńska, bo – nie oglądając TV – Smoleńskiem nie żyję. A ci, którzy mają dość Smoleńska, najwięcej o Smoleńsku mówią. To jakaś dziwna tendencja, nieprawdaż?

Tak tutaj jest. Nie mówi się o tym, co istotne. Nie mówi się o tym, co ważne. Robi się Igrzyska dla ludu, a lud, obruszony, potem krzyczy, woła, wyzywa, że Kaczor jest wszystkiemu winien. Niektóre jednostki ludu sądzą, że podwyższenie podatku to wina śp. L. Kaczyńskiego. Ja tam nie wiem. Nie znam się. A może to wszystko naprawdę Ich wina… Może to ja się mylę. Nie mam racji. A może to wszystko mi się śni? Jak kiedyś komuś śniło się, że jest motylem  i było to tak realistyczne, że gdy się obudził, nie był już pewien, czy on człowiek, czy motyl.

Człowiek – tak dumnie to brzmi. Nie rozumiem, czemu niektórzy wartość człowieczeństwa tak usilnie zaniżają, czemu twierdzą – tak mocno – że człowiek to tylko zwierzę… A nasza świadomość? Jak ją wytłumaczyć? Czym ona jest? Chcesz wiedzieć, Przemku, czym jest świadomość – to sprawdź jej definicję. Nie teraz – odpowiadam sam sobie. Nie mam czasu, bo piszę.

Deszczowe dni też bywają fajne. Czy już mówiłem o tym, że mam wszystkie numery tygodnika „Uważam Rze”? Jeśli nie mówiłem – to mówię to teraz. I dodam, że czytam to czasopismo, bardzo je cenię i szanuję. Dziś, w ten deszczowy dzień, miałem okazję przeczytać parę zaległych artykułów z „Uważam Rze”. Dlatego Uważam Rze deszczowe dni też są fajne! 

Deszczowo, a więc, Przemku, do roboty, i nowy Chada

Za oknem nadal deszczowo. No cóż: trudno. Na szczęście, póki co, siedzę w domu. Choć bardzo chciałbym wyjść pobiegać. Może później mi się uda. Zobaczymy. Czas i pogoda pokaże. A propos czasu: to już najwyższy, by wziąć się za przygotowania do egzaminu licencjackiego. Tak, tak, do roboty, Przemku! – mówię do siebie. I włączam Chadę – „Na tych osiedlach II”. 

Niedzielny poranny wpis

Oglądam wywiad ze Staruchem. Mądry chłopak – a przynajmniej takie sprawia wrażenie.

Uuu, a teraz spojrzałem za okno, a tam pada deszcz, jest mokro. Szkoda. Lubię deszcz, ale wtedy, gdy siedzę w domu. Dziś chciałem pójść do kościoła. Mam nadzieję, że nie będę musiał zmieniać planów. Popołudniu niebo się przetrze, a ja będę mógł wybrać się do kościoła.

A Wam – już tradycyjnie – życzę pięknego dnia. Dużo uśmiechu!! 

sobota, 14 maja 2011

Obudź się i Olbrzyma

Anthony Robbins – „Obudź w Sobie Olbrzyma”. Czytam tę książkę drugi lub trzeci raz. Wiem, że to mało. „Potęgę podświadomości” przeczytałem co najmniej razy pięć. Wiem, że to także niedużo. Zresztą: czy to dużo, czy mało – jest tu pojęciem względnym. I tak naprawdę nie jest to ważne i do niczego potrzebne. A już na pewno nie jest ważne w tej chwili.

Ważniejsze, według mnie, jest to, że książka ta warta jest przeczytania. Niektórzy twierdzą, że Tonny to mistrz motywacji. Mało tego: jest wielu takich, którzy uznają Tonny’ego za największego „motywatora” żyjącego w tej chwili na ziemi. Nie mówię, że tak nie jest, bo nie znam się na tym aż tak bardzo, ale jedno jest pewne: „Obudź w Sobie Olbrzyma” to książka, która potrafi zmotywować, a mnie zmotywowała bardzo silnie. Właśnie dlatego czytam ją po raz kolejny. Czytam i polecam! I jeszcze służę. Jeśli ktoś chce przeczytać tę publikację – niech da mi znać – prześlę e-book’a. 

Dwusetny post

Do domu wróciwszy, trochę „odpoczywszy”, biorę się za pracę. Albo: może lepiej dalej odpoczywać. Tak, to chyba lepszy pomysł. Nie biorę się więc za pracę, a biorę książkę i rozpoczynam czytanie. Czytanie-odpoczywanie.

PS Prezentacja udała się w miarę w miarę. Śmiali się ze mnie, więc było OK. A tak w ogóle to ja lubię, jak się ze mnie śmieją. Czuję, że to nie jest złośliwe – i to jest fajne. A może tylko czuję, tylko mi się wydaje… a jest zgoła inaczej. I jestem nie tylko śmieszy, ale też mało poważny.

PSPS Już chciałem wkleić tekst, gdy spostrzegłem, że to mój dwusetny post. 

Dzień rozpoczęty

Dzisiejszą pracę nad prezentacją uważam za zaczętą. Co prawda, przyspało mi się trochę. Ale zaraz wezmę się ostro za działanie i skończę na czas. Jeszcze szybkie śniadanko i startujemy. Ruszamy pełną parą. A Wam życzę udanego dnia! 

piątek, 13 maja 2011

Tak mówi DSM (LIBERTYN?)

Dzień Szczęścia M. jeszcze trwa, ale zaraz kładę się spać. Jeszcze chwilę, jeszcze moment. No, może jeszcze parę minut. Ale pracy nad prezentacją dziś nie kończę. Nie kończę, bo sporo tej pracy, a więc dziś już nie zdążę. Wolę się położyć, zasnąć, potem wyspać, wstać rano pełny sił i energii – tej pozytywnej – i wziąć się zaraz do pracy.

A pracy mam sporo. Niby prezentacja już zrobiona, już skończona, ale – jednak nie do końca. Dlatego nie skończona, bo niekompletna. A niekompletna dlatego, że zrobiłem biografię A. S. Neill’a, a mało co napisałem o pedagogice anty-autorytarnej (a może w tym zdaniu przecinek powinien być przed słowem „dlatego”?...). Jutro rano muszę wcześniej wstać i to nadrobić. Nie mam wyjścia. To znaczy wyjście w sumie mam. Mogę przecież nic nie robić. „Nic nie muszę” – jak głosił napis na koszulce pana z wielkim brzuchem i długą czarną brodą, który stał wczoraj na przystanku tramwajowym. Gdy tylko zobaczyłem tego pana, od razu pomyślałem o moim koledze, który też chciałby mieć taką koszulkę. Ba, nie tylko pomyślałem o tym koledze, ale nawet wyobraziłem sobie, że to on stoi. I zaraz zachciało mi się śmiać.

Nikt z nas nic nie musi – każdy wszystko może? Sam nie wiem, choć wczoraj, gdy wykonałem test polityczny, wyszło mi, że mój pogląd polityczny to libertarianizm. Przecież każdy z nas rodzi się wolny. Wolność to prawo naturalne – czyż nie? Pewnie, że tak – to mówię ja (libertyn?).

Dzień Szczęścia (M.)

Dzień Szczęścia M. (M., żeby było DSM) powoli dobiega końca. Spytałbym się, jak bardzo udany był on dla Was, ale wątpię, żeby ktoś odpowiedział. Wątpię dlatego, że ostatnio mało tu nowych komentarzy. Mało – to za delikatne słowa. Ostatnio na moim blogu komentarzy nie ma wcale. Czemu? – tego właśnie nie wiem. I jest to największa rzecz, która smuci mnie w dzisiejszym Dniu Szczęścia.

Wracając do Dnia Szczęścia (M.) powiem, że ten dzień, choć jeszcze się nie skończył (nie mów hop, zanim…), był, a raczej – żeby było wszystko prawidłowo – jest bardzo szczęśliwy. Ale nie jest on szczęśliwy dlatego że moja dzisiejsza prezentacja dziś się nie odbyła, a została przełożona na jutro. Nie, nie dlatego, bo bardzo chciałem dziś wystąpić. Więc powinienem uznać dzisiejszy dzień za pechowy – tak myślę. Ale nie uznam, bo nie byłoby to w moim stylu.

Dziś koleżanka spytała mnie, co jeśli ktoś ma za dużo optymizmu. Nie będę udawał, że nie wiem, czemu zadała mi to pytanie. Wtedy odpowiedziałem, że nie wiem. Nie chciałem wdawać się w dyskusję, bo było to na wykładzie, który teoretycznie traktował o czymś innym. Gdyby zdarzyło się to w zwykłej rozmowie – spytałbym – odpowiedzią na odpowiedź – co to znaczy: za dużo optymizmu?

No, ale na dziś skończę tak niedokończenie moje pisanie i wezmę się za poprawki w mojej prezentacji, żeby jutro wypaść dobrze. Wam życzę dobrej nocy! 

czwartek, 12 maja 2011

PARIAS - Dobosz

Jestem troszeczkę zmęczony po tym aktywnym dniu. Wróciłem niedawno do domu, włączyłem muzykę i słucham. Nie wiem, czy słyszeliście już płytę trzech warszawskich raperów – Eldo, Włodi i Pelson. Jeśli nie, wrzucam tu kawałek z tej płyty. Projekt Parias – „Dobosz”.



środa, 11 maja 2011

Kiedy jestem na cmentarzu

Byłem dziś na pogrzebie cioci. Nie mówiłem chyba tego jeszcze, ale lubię bywać na cmentarzach. Nie, broń Boże, nie dlatego, że mnie tam ciągnie. Nie ciągnie mnie także na tamten świat. Chcę żyć – i będę żył bardzo długo. Planuję przeżyć ze 125 lat. Ale cały ten czas w dobrej formie i kondycji.

A czemu lubię bywać na cmentarzu? Kiedy tam jestem – zawsze uświadamiam sobie, po co żyję. A po co żyję? Po to, żeby przeżyć swoje życie jak najlepiej, a kiedy za sto lat będą mnie chowali – ludzie, którzy przybędą na cmentarz, będą wspominać mnie jako dobrą osobę. No, i zostawię coś po sobie – choćby te teksty – a to też jest dla mnie bardzo ważne. 

wtorek, 10 maja 2011

Życie to przygoda













Życie wielką jest przygodą
Biorę plecak, ruszam w świat
Kiedyś wrócę – daję słowo
Jednak wolny niczym ptak
Spojrzę życiu prosto w oczy
Powiem: kocham cię, tak fest
Mimo nieprzespanych nocy
I przelanych tylu łez

Moje bierzmowanie – już niebawem

Wczoraj zdałem u księdza egzamin, tak więc już 3-ego czerwca przystąpię do sakramentu bierzmowania. Wiem, że trochę późno, biorąc pod uwagę, że mam już 26 lat. Czuję się nieco śmiesznie wśród 15-sto i 16-sto letniej młodzieży. Myślę, że do bierzmowania przystępują także w tym roku w naszej parafii jeszcze młodsze osoby, ale nie jestem pewny na sto procent, a tylko tak wnioskuję, obserwując uczestników. No cóż: zaspałem w swoim terminie – to teraz mam!

Ale mówiąc szczerze: cieszę się, że będę w tym roku bierzmowany. I ani trochę nie przeszkadza mi, że będę „dziadkiem” tej grupy. Trudno. Ale z drugiej strony też fajnie, bo trochę się odmłodzę. Tak mi się teraz przypomniało to, że, gdy miałem lat szesnaście, chciałem mieć dwadzieścia, a teraz mam dwadzieścia sześć i także chcę dwadzieścia!


poniedziałek, 9 maja 2011

Spadająca gwiazda

Dosłownie dziesięć minut temu – kiedy wracałem do domu – zobaczyłem na niebie spadającą gwiazdę. Oczywiście pomyślałem życzenie. Mam cichą nadzieję, że się spełni. To życzenie – to nie tylko życzenie. To także cel, do którego realizacji dążę. 

Jak rozmawiać?

Trudno się dyskutuje z kimś, kto twierdzi, że to za sprawką śp. Lecha Kaczyńskiego rząd Donalda Tuska podwyższył podatki. Ciężko prowadzić dyskusje z kimś, kto twierdzi, że nieżyjący prezydent naciskał na pilotów, chociaż nie ma żadnych dowodów jakoby tak było. Jak rozmawiać z kimś, kto mówi „jeba* Kaczkę, tę żywą i tę martwą”? A gdy bronisz honoru ludzi, którzy zginęli w tragedii Smoleńskiej oraz ich żyjących rodzin, zostajesz nazwany PiS-owczykiem, faszystą, oszołomem. Pytam – sam siebie i Was także, Czytelnicy – jak rozmawiać z tymi osobami? Ktoś powie, żeby zaprzestać dyskusji, bo nie warto. I właśnie czasem tak myślę. Skończyć rozmowę i już. Tym bardziej skończyć, że nie umiem – w przeciwieństwie do niektórych – jasno przedstawiać swoich argumentów. To nie jest łatwe, gdy do góry skacze ciśnienie. Ale jak też zaprzestać dyskusji, kiedy jest się świadkiem przejawów ogromniej ignorancji? Tu nie chodzi o to, czy to PiS, PO, SLD czy też PSL. Ta gra toczy się o nasz kraj i jego dobro.

Krótko po krótkiej przerwie

Wracam po przerwie. Trochę dłuższej niż przerwa w meczu piłki nożnej. A tak w ogóle to byłem tu cały czas, tyle tylko, że mało co pisałem. Znów wyjaśnienie: pisać, pisałem, a efekty tego powinniście zobaczyć już niedługo – a raczej mało tutaj publikowałem. No, ale każdemu potrzebne są przerwy.

W poprzednich postach, które są zapewne poniżej tego tekstu, jeśli macie otworzony mój blog jako całość – zamieściłem kilka zdjęć. Najpierw – i te zdjęcia są niżej – moje rysunki w szkicku, następnie – te zdjęcia są pod tym tekstem – fotki z projektu warsztatów „Uprzedź Uprzedzenia”. Warsztaty te, o czym już wspomniałem nie jeden raz, odbyły się w Warszawie w dniach 8-ego i 9-ego kwietnia. Więcej na temat warsztatów dowiecie się niebawem. To by było na tyle. Tak krótko – po przerwie. 

Zdjęcia z warsztatów projektu "Uprzedź Uprzedzenia"



























Oto zdjęcia z warsztatów projektu "Uprzedź Uprzedzenia". Spotkanie odbyło się 8. i 9. kwietnia 2011 roku w Warszawie. 

piątek, 6 maja 2011

Fragment książki... "Rozmowy z Bogiem"

Słuchaj Mnie na każdym kroku. Ilekroć zechcesz Mnie zapytać, wiedz, że Ja już odpowiedziałem. Otwórz szeroko oczy i spójrz na świat. Mą odpowiedź znajdziesz w artykule już wydrukowanym. Kazaniu już ułożonym, które niebawem zostanie wygłoszone. W filmie właśnie powstającym. W piosence skomponowanej wczoraj. W słowach, które wypowie Twoja ukochana. W sercu nowego przyjaciela, jakiego pozyskasz.

Moją Prawdę obwieszcza szept wiatru, paplanina potoku, grzmot pioruna, stukot deszczu. To ziemia, którą czujesz pod stopami, przyciąganie księżyca, zapach lilii, ciepło słoneczne. Moja Prawda – niezawodna dla ciebie pomoc w potrzebie – jest tak przejmująca jak nocne niebo i tak naiwnie ufna jak gaworzenie dziecięcia. Jest tak głośna jak dudniące bicie serca – i tak cicha jak oddech więzty w jedności ze Mną.

Nie zostawię ciebie, nie mogę, gdyż jesteś Moim tworem, Moim dziełem, Moją córką i Moim synem, Moim celem i Moim… Ja. Przywołaj Mnie więc, ilekroć i gdziekolwiek utracisz spokój, który jest Mną. Będę jak zawsze. Z Prawdą. Miłością. Światłością.

Ostatnie słowa Boga w I księdze:  „Rozmowy z Bogiem” – Neale Donald Walsch 

niedziela, 1 maja 2011

Moje Wyznanie Wiary

Wierzę w Siebie, choć tyle razy zdarzało mi się w Siebie wątpić.
Wierzę w Świat i Ludzi, i w to, że nikt nie rodzi się zły z natury.
Wierzę w Boga, choć dzisiejsza nauka zaprzecza Jego istnieniu.
Wierzę w lepsze Jutro, choć żyję tu i teraz – i cieszę się dniem dzisiejszym.
Wierzę w Rozwój i Postęp, ale idące w parze z Tradycyjnymi Wartościami.
Wierzę w Dobro, Szacunek i Miłość, jako DSM.
Wierzę w Radość i Szczerość, wierzę w Pokój.
Wierzę w Prawdę, choć wielu myślicieli twierdzi, że Jej nie ma.
Wierzę w Człowieka, że jest On czymś dużo więcej, niż tylko ewolucją małpy.
Wierzę Mądrość i Inteligencję, nie wierzę w ignorancję.
Wierzę w Prawość, i w to, że nawet jeśli czasem skręci się w złą drogę, można to wyprostować i powrócić na dobre tory.
Wierzę w to, że dla chcącego nic trudnego, i że nie ma rzeczy niemożliwych.
Wierzę, że jeśli czegoś bardzo się chce, to nie ma takiej siły, która mogłaby nas powstrzymać.
Wierzę w to, że wiara czyni Cuda, a Cudem jest wszystko co nas otacza i to co jest w nas.
Wierzę, że każdy problem to wyzwanie, a każdą przeszkodę można pokonać.
Wierzę w Wolność, jako naturalne prawo każdego człowieka.
Wierzę w Siebie – jeszcze raz – i postanawiam, że nie będę już w Siebie wątpił.