środa, 29 lutego 2012

Tak dla RM, czyli mowa nienawiści

TAK - dla Radia Maryja! Rozumiem, że niektórzy ludzie wolą oglądać "Klan", "M jak Miłość" czy "Milion w minutę", niż słuchać patriotycznych felietonów lub odmawiać wspólnie różaniec - ale czemu chcą zabrać tę możliwość tylu Polakom?! Gdzie tu Wolność, gdzie Pluralizm?!

A może pluralizm polega na tym, by ten sam pogląd i punkt widzenia popierać i wspierać z różnych pozycji? Ale o tym chyba już ktoś mówił. Nie powiem kto, bo trochę te słowa przeinaczyłem. Jednak ich sens był mniej więcej taki.

Dziwne to czasy, w których ludziom bardziej leży na sercu to, jak mówić: minister, ministerka, poseł, posłanka itp., niż by bronić wolności słowa. Owszem: Wolność i Tolerancja – tak, ale tylko dla tych, którzy myślą podobnie do nas. Wolność dla naszych, tolerancja dla naszych. Przypomniał mi się, tak w związku z tematyką, cytat: „Tolerować nie znaczy zapomnieć, że to, co tolerujemy, na nic więcej nie zasługuje” (Nicolas Gomez Davila). No, ale to tylko tak a propos.

Wracając do tematu RM i samego o. Rydzyka, to przypomniała mi się historia. Jakaś dziennikarka pytała jednego z posłów broniącego RM, czy to normalne, by ktoś w publicznej rozgłośni – właśnie w RM mówił, że w Sejmie są geje, homoseksualiści, transwestyci, transseksualiści, dewianci itp. (Być może kogoś do tej listy dołożyłem, być może też kogoś odjąłem). O dziwo dla mnie, ten poseł zaczął się nieco tłumaczyć, wymigiwać – być może nie chciał być kontrowersyjny. Teraz ja za tego posła odpowiem tej pani. A czy poseł Biedroń to nie gej (tudzież homoseksualista)? A pani Grodzka to kim jest? A pamięta pani posła, który przebrał się w sukienkę, a potem wciągał do nosa kokainę? A pan Palikot z penisem (sztucznym) w ręku – czy to rzecz, zachowanie, które przystoi posłowi?

Dziwne to czasy, w których tacy ludzie dostają więcej szacunku i tolerancji, niż patrioci, katolicy itp. Kiedy ktoś podrze Biblię, zaraz część elit rzuca się do obrony. Co to takiego! On tylko Biblię podarł, Biblię – Księgę Nienawiści! A niedługo za mowę nienawiści – ciągle się zastanawiam, jaka to będzie mowa i jak ją będzie można zmierzyć – trafi się za kratki. Wiem, że jako pedagog powinienem podzielać postulaty nowoczesnego myślenia, dzisiejszej pedagogiki. I powiem szczerze, że mi naprawdę nie przeszkadza to, że ktoś przerobił się na kobietę – to jego sprawa, jego wola. Uważam jednak, że Sejm, Rząd Polski jest od innych rzeczy, a nie od promowania tego typu zachowań.

Jesteś homoseksualistą, OK., bądź, ale czy to uprawnia cię do tego, by na swoim tyłku robić karierę polityczną? Przerobiłeś się na kobietę – świetnie, życzę Ci powodzenia, ale czy masz – prócz swojej seksualności – coś innego do zaoferowania Polakom? Wszakże żyjesz z pieniędzy podatników, pełnisz funkcję publiczną – czy nie uważasz, że to do czegoś zobowiązuje? Czy to, co tu piszę, kwalifikuje się już pod mowę nienawiści?

Hm, znów mnie poniosło i wszedłem na śliski temat, a więc, póki nie poniesie mnie bardziej, postanawiam skończyć ten wpis. Tutaj. Kropka. 

poniedziałek, 27 lutego 2012

Ona

Kontakt z osobą, z którą się było, sprawia, że wracają wspomnienia. Zawsze te przyjemne. Chwile, w których czuło się bliskość ukochanej osoby. Kiedy jej uśmiech rozświetlał wszystko dookoła. Tyle momentów, w których mogłeś dzielić radość i to co najlepsze ze swoją drugą połową. Te chwile, które były – nazwijmy je tak: nieciekawe – tracą na mocy. W ogóle ich się nie pamięta, jakby nigdy ich nie było. Świat jest piękniejszy, kiedy można dzielić z kimś szczęście.

Ten cztery setny post dedykuję osobie, z którą dzieliłem przez pewien czas swoje życie. Ona dobrze wie, o kim mówię, więc nie będę podawał nawet jej imienia. Rozmawialiśmy dziś przez telefon. Przypomniałem sobie o niej. O kilku pięknych momentach, a jeśli zliczyć wszystkie – były ich setki, a nawet tysiące, choć tyle przeciwności stało między nami. Jest takie miejsce w moim sercu, które zawsze będzie tylko tej osoby. I ona tam pozostanie. 

I znów ten rasizm...

Wczoraj na zajęciach z psychologii (już nie pamiętam jakiej, ale chyba współczesnych problemów psychologii czy jakoś tak) obejrzeliśmy film „Niebieskoocy”, opowiadający o ciekawym eksperymencie przeprowadzonym kilka lat temu. Otóż: jakaś pani, znaczy główna bohaterka, walcząca z rasizmem, zamieniła miejscami czarnych z białymi. To znaczy: ludzie czarni byli lepsi i mogli gnębić białych i niebieskookich, a najwięcej gnębiła ich główna bohaterka, wciąż pokazując, gdzie tak naprawdę ich miejsce. Jakie były moje pierwsze myśli po filmie?

Kiedyś już ktoś – także na zajęciach w uczelni – włączał nam ten film. I powiem szczerze, z ręką na sercu, że nie wiem – po co nam dziś oglądanie tego typu filmów. Problem rasizmu może i istnieje, ale czy jest on dostrzegany u nas na uczelni, że musimy oglądać tego typu produkcje? Przecież żaden normalny, w miarę inteligentny i wrażliwy człowiek – a każdy pedagog raczej posiada te cechy! – nie jest rasistą! Żaden normalny człowiek nim nie jest. Więc nie rozumiem po co te filmy. 

sobota, 25 lutego 2012

Nie moja bajka

Choć taki pan Lis nie jest kompletnie człowiekiem z mojej bajki – muszę powiedzieć, że braku ambicji zarzucić jemu nie można. Trzeba mieć w sobie dużo ambicji, by dojść tam, gdzie doszedł i już nie wnikam w to, w jaki sposób to zrobił. Oczywiście, chodzi mi o Tomasza Lisa. Nie wiem, po co to piszę. Dziś kiedy biegałem, ta myśl wpadła mi do głowy. Ostatnio trafiłem gdzieś na słowa kogoś, kto go zna, określające Tomasza Lisa jako bardzo ambitnego egocentryka – i tak pomyślałem, że to trochę jak ja. Też często jestem egocentrykiem. Może ostatnio trochę mniej, no ale jednak.

Trzeba mieć też w sobie sporo odwagi, siły i ambicji, by być takim Donaldem Tuskiem. Czy to człowiek z mojej bajki, czy też nie – już wnikać w to nie będziemy, ale jednak… Wiedzieć, że 60 procent obywateli jest z nas niezadowolona i dalej, nie zważając na to zbytnio, robić swoje – to wymaga specyficznych cech. Ja potrafiłem przeżywać, i to jeszcze jak, krytykę jednej, małoznaczącej postaci. Jednak, tak myślę, ci ludzie mają cechy, których czasem im zazdroszczę.

Nie będę tu mówił o uczciwości. O moralności także nie wspomnę. Tak, wiem, że to wartości cenniejsze od ambicji. Ale cóż – dziś nie o tym. Może następnym razem… 

Deszcz i wiatr

Ostatnio pisałem o kształtowaniu charakteru. Dzień po moim wpisie, bo już w czwartek, nadeszła okazja, bym ja swój własny charakter mógł nieco ukształtować. Było to w Konstantynowie. Kiedy w deszczu i wietrze jedną godzinę i dwadzieścia minut czekałem na przyjazd tramwaju. Czekałem, aż się wreszcie doczekałem. Swój charakter kształtowałem, w tym swoją cierpliwość, i powiem szczerze, że pod koniec czekania trochę wymiękłem i przyznałem się znajomej, którą spotkałem na przystanku, że zaczynam się denerwować. Wreszcie przyjechał tramwaj, wsiadłem i pojechałem. Jakie wyciągam z tego wnioski? Ano takie, że nie m co zbytnio przeżywać takich sytuacji, bo gdy już przyjedzie tramwaj, gdy ogrzejemy się w jego środku – nagle świat się zmienia i staje się przyjaźniejszy. 

środa, 22 lutego 2012

Wielki Post - być wielkim w rzeczach małych

Myślę, że Wielki Post, który właśnie się rozpoczyna, to dobry czas na to, by kształtować swój charakter i osobowość. Według mnie nie musi być to czas szczególnie mistyczny, ale okres typowo praktyczny, w którym, prócz modlitwy, możemy w czynnościach dnia codziennego kształtować, szlifować swój charakter. Modlitwa, o której przed chwilą wspomniałem, także nie jest przeze mnie pojmowana w sposób tradycyjny, typowy dla Katolicyzmu. Modlić możemy się, i cały czas to robimy, choć nie wszyscy są tego świadomi, przede wszystkim swoimi myślami i działaniami, które wykonujemy w każdej chwili swojego życia. Dlatego też tak bardzo ważne jest dla mnie, by być wielkim w rzeczach małych, czynnościach prostych, dnia codziennego. Wyrabiając w sobie nawyk bycia wielkim w czynnościach małych kształtujemy siebie i swój charakter i dzięki temu też, kiedy natrafimy na czynność większą, poważniejszą – także wykonamy ją tak, jak powinna być wykonana, aż wreszcie okaże się, że jesteśmy wielcy także w rzeczach dużych. 

piątek, 17 lutego 2012

Kiedy przyjdzie śmierć

Właśnie, dosłownie kilka minut temu, wróciłem z urodzin mojego dobrego kolegi Kamila. Tak więc wpis, który tu czynię, będzie szybki i krótki. Jadąc na imprezkę, zastanawiałem się nad bardzo ważnymi sprawami – jedną z nich było życie, drugą – śmierć. Tak się zastanawiam. A może śmierć to iluzja. Może istnieje tylko życie… Zresztą – to temat rzeka, długi i szeroki. Wybaczcie, ale nie poruszę go tutaj i teraz.

Życie zyskuje inny wymiar w obliczu śmierci. Dobrym tego przykładem jest choćby śmierć Whitney Huston. Człowiek jednego dnia jest na scenie, śpiewa, wielbią go przy tym tłumy, a już następnego dnia umiera. Można w takich chwilach zastanowić się nad tym, co jest ważne w życiu. Przemyśleć, czy aby najważniejsze nie jest to, by żyć zgodnie z samym sobą, postępować zgodnie z własnymi zasadami. W obliczu śmierci nie ma mocnych. Kiedy przyjdzie ona po nas, nie będzie pytała o to, ile zdołałeś zarobić. Co osiągnąć, postępując wbrew sobie. Ale myślę, że śmierć może spytać, czy kochałeś życie i żyłeś zgodnie z tym, co w tobie najpiękniejsze i najbardziej szlachetne. Co jej odpowiesz? 

sobota, 11 lutego 2012

Słów kilka o sytuacji Madzi

Cywilizacja się rozwija gdy śpiewa się o królach, rycerzach, podbojach kosmosu – a gdy cywilizacja upada, to się śpiewa o menelach, zbrodniarzach, mordercach. To słowa Janusza Korwin-Mikkego, które świetnie pasują do przypadku Madzi oraz jej rodziny, a także całej otoczki tej dziwnej sytuacji. Nie twierdzę, że rodzina Madzi należy do jakiejkolwiek z tych kategorii. Z tego co wiem, a przyznaję, że niewiele wiem w tej kwestii, nie są to ani menele (dziwne to słowo), ani zbrodniarze, ani mordercy. Jednak to, co dzieje się wokół tej sprawy, skłania mnie do refleksji i do zastanowienia się, w którą to stronę zmierza nasz dzisiejszy świat. Co dzień na całej Kuli Ziemskiej ginie mnóstwo osób, także i dzieci, a tutaj śmierć jednej biednej dziewczynki sprawiła, że od kilku dni media mówią o tym tak głośno, jakby to był fenomenalny podbój jakiejś niezwykłej planety.

Tak, wiem – jest to tajemnicza i intrygująca sprawa, ale tu powstaje w mojej głowie pytanie o to, co przyniesie nam, zwykłym obywatelom – prócz zaspokojenia ciekawości – jej rozwiązanie? Czy, gdy wszystko już się wyjaśni, będziemy mądrzejsi? Być może – tak. Teraz będziemy wiedzieli, by nie zawijać swojego dziecka w śliski kocyk, a kiedy już – nie daj Boże – coś złego się stanie, popełnimy jakiś błąd i nieopacznie kogoś skrzywdzimy – powinniśmy nie owijać w bawełnę – żeby nie powiedzieć: w kocyk – lecz otwarcie i szczerze przyznać się do błędu.

Życzę rodzinie nieżyjącej dziewczynki przede wszystkim rozwagi i spokoju. A samej Madzi, która na pewno powiększyła grono Aniołków, życzę wiecznego szczęścia. Natomiast wszystkim ludziom rozdmuchującym tę sprawę – życzę… No właśnie, czego mogę im życzyć? Opamiętania!?

piątek, 10 lutego 2012

Polacy się nie myją

Nie oglądam w TV polskich – zagranicznych, podkreślam, także nie – programów rozrywkowych typu: „Kocham Cię, Polsko”, „Europa da się lubić” ani żadnych show w stylu „Taniec z gwiazdami”, „Gwiazdy tańczą na lodzie” (swoją drogą – szkoda, że zamiast tańczą na nie ma robią po, wtedy, przyznaję, może bym się skusił i popatrzył) i tym podobnych. Może powinienem zacząć od tego, że w ogóle nie oglądam TV. Poza jednym wyjątkiem, którym jest serial „Świat według Kiepskich”.

Choć wymienionych wyżej programów telewizyjnych nie oglądam, czasem zdarzy się, że zupełnie przypadkowo, jako że w moim domu telewizor gra często, coś, nie z premedytacją, podejrzę lub niechybnie podsłyszę. Tak też było wczoraj, kiedy to usłyszałem rzecz, która dała mi do myślenia, zresztą nie po raz pierwszy. Pewna znana polska aktorka powiedziała takie oto słowa: Polacy się nie myją.

Jakiś czas temu z ust także pochodzącego z Polski aktora usłyszałem: Polacy są głupi. Kiedyś znajoma na FB, kobieta niegłupia, wykształcona, dodam, że także Polka, napisała komentarz, rozżalona na Polaków: Polska to dziwny kraj… Może pamiętacie słowa czołowego polskiego polityka, który bez skrępowania oznajmił, że Polskość to głupota?


Polka, która mówi, że Polacy się nie myją, mówi w tym momencie o sobie, bo ona także jest Polakiem. Chyba że mówiąc Polacy ma na myśli tylko mężczyzn. Ale właśnie w tym konkretnym programie telewizyjnym chodziło o wszystkich Polaków, nie tylko mężczyzn. Czy ona, mówiąc to, zdaje sobie z tego sprawę? Nie wiem. Ale przykładów tego typu zachowania daleko szukać nie trzeba. Zachowania, w którym brak logiki.

Zraz, zaraz, pomyślmy… Może jest to logiczny paradoks. Polacy się nie myją, a ja jestem Polakiem, który jest czysty, bo jest umyty. A może w zdaniu tym brakuje określenia, którzy to Polacy się nie myją. Czy chodziło tej pani o wszystkich Polaków, czy tylko o niektórych? Można by tak gdybać długo. Ja tego nie lubię, nie trawię gdybania, a więc teraz je przerwę. Ciekawe tylko, co by było, gdyby ta pani powiedziała o jakimś innym – chyba wiecie, jaki mam na myśli – narodzie, że się nie myje.

O tym, że Polskość to głupota według niektórych – chyba Polaków, choć nie jestem teraz pewny… - można by także długo debatować. Pewnie dla nich nie jest głupotą Europejskość i nowoczesność. Polskość to tradycja i zacofanie. Postępowość jest dobra, zacofanie już takie nie jest. Pytanie tylko: jakim prawem i kto ma o tym decydować? To by było dziś na tyle. 

czwartek, 9 lutego 2012

Wyrosłem z korwinizmu

Pamiętam, jak walczyłem słowem na Facebook’u. Naczytałem i nasłuchałem się Korwina, myśląc, że jest to jedyny uczciwy polityk w naszym kraju. Teksty Jego znałem na pamięć. Wiele z nich pamiętam do dnia dzisiejszego. Wolę Hitlera od Tuska, bo za Hitlera podatki były 3 razy niższe; PO, PiS, PSL, SLD to Banda Czworga; Dobry socjalista to martwy socjalista; Czarne jest czarne, białe jest białe, a czerwone jest wredne. Piszę to wszystko z pamięci. Być może coś przestawiłem, pomyliłem, a więc przepraszam, jeśli tak się stało. Gdybym, wcale nie głęboko, pogrzebał w mojej głowie, znalazłbym dużo więcej ponadczasowych myśli Korwina. Był czas, kiedy rzucałem nimi jak kartami na stół, wydobywając je z rękawa.

Dziś nie zaglądam już, albo robię to bardzo, bardzo rzadko, na blog Mikkego. Muszę to powiedzieć, ale wiem, co On myśli, przynajmniej oficjalnie, znam Jego zdanie. Ktoś powiedział, że Jego pogląd na ustrój kapitalistyczny, jest taką samą, a może i większą utopią od komunizmu. Jak jest w praktyce – nie wiem, chyba nie mnie to oceniać.

Moja fascynacja Korwinem zaczęła blednąć pewnego dnia, kiedy to usłyszałem – a może i przeczytałem – jedną rzecz, mianowicie to, że Korwin politykiem jest słabym, a nawet żadnym. Oczywiście – nie był to jedyny, a nawet nie był to pierwszy powód zerwania przyjaźni z moim korwinizmem. Powoli zaczęło do mnie docierać, że Janusz Korwin-Mikke to celebryta. Pewnego dnia, czytając „Uważam Rze”, trafiłem na wymowne, a zarazem nieco komiczne, zdanie określające JKM-a. Było to coś w tym stylu: „Znany zakładacz Janusz Korwin-Mikke….” Człowiek, zwany Zakładaczem, który co rusz zakłada, tworzy nową partię.

To fakt, kupiłem sobie koszulkę z logo Kongresu Nowej Prawicy. No cóż, materiał nie był najwyższej jakości, bo już po pierwszym praniu się zniszczyła. Trudno. Tak myślę, że ta koszulka to niejaki symbol mojej sympatii do korwinizmu. Mogę ją zakładać pod inną koszulkę, kiedy biegam lub ćwiczę. Ale pokazać się w niej – nie pokażę.

To chyba powiedział mój imiennik, pan Wipler, że z korwninizmu się wyrasta, jak z krótkich spodenek. Co prawda, z krótkich spodenek nie wyrosłem, bo gdy jest bardzo ciepło, chętnie je zakładam, ale – jak już powiedziałem – z korwinizmu, owszem, wyrosłem.

Takie są etapy mego rozwoju. Najpierw byłem socjalistą, a było to za młodu. Socjalistą o poglądach mocno lewicowych. Nawet miałem w swoim życiu epizod, w którym deklarowałem się jako zwolennik praw do adopcji dzieci przez homoseksualistów. Potem, z lewaka – przeskoczyłem na korwinizm, który także w pewnej chwili się skończył. Był też anty-pisyzm (to jeszcze przed Korwinem), a potem drugi biegun – kaczym. Jak jest dziś? Zaczyna przeważać u mnie zdrowy rozsądek. Choć może tylko mi się wydaje…?

Co się w życiu liczy

Odwiedziłem dziś znajomą, która prowadzi nieduży sklepik spożywczy na ryneczku w Aleksandrowie Łódzkim. To właśnie wizyta u niej, a także inna sytuacja – o której zaraz powiem – skłoniły mnie do napisania tego krótkiego tekstu.

Znajoma sprzedawczyni jest młodą, energiczną osobą, i zaraz tylko, jak do niej wszedłem uraczyła mnie – z niezwykła ekspresją – pewną historią. Opowiedziała o tym, że był u niej kilka dni temu klient, który pochwalił się swoją wizytą i tygodniowym pobytem, wraz z całą rodziną, w jednym z najdroższych hoteli w Polsce, którego nazwy tu nie podam. Sprzedawczyni podała koszt owego pobytu, liczony w tysiącach. Skwitowała historię słowami: mnie pracując ciężko cały rok trudno jest uzbierać na wakacje, a tu ktoś zarabia takie sumy, że jedzie sobie w zimie na tydzień do najdroższego hotelu, ludziom to się powodzi.

Nie będę w tym poście pisał o trudniej sytuacji małych i średnich przedsiębiorstw w Polsce. Mam wielu znajomych prowadzących pojedynczą działalność i wiem, że bywają miesiące, w których nie wystarcza im na opłacenie składek ZUS. Nie jestem ekonomistą, więc w tego tematu nie poruszę. Zajmę się czymś innym.

Wysłuchałem tego, co miała do powiedzenia moja znajoma. Widać – i słychać – było po niej, że jej niemożność zarobienia tylu pieniędzy, ilu by chciała, strasznie ją martwiła. Świetnie to rozumiem, lecz, jako człowiek, który otarł się o śmierć, postanowiłem – niejako w opozycji – opowiedzieć jej inną historię.

Otóż mam znajomą, 40-letnią, atrakcyjną kobietę, która pracuje na stanowisku kierownika, zarabia sporo pieniędzy, tak że stać ją na wiele rzeczy. Jeżdżąc po całej Polsce, także często nocuje w drogich hotelach. Jest właścicielką luksusowego samochodu. Ogólnie rzecz biorąc – bardzo jej się powodzi.

Kilka dni temu napisała do mnie sms-a. Jej chory syn, 19-letni chłopak, nie doczekał operacji, umarł w nocy. Co w takiej chwili znaczą dla niej wszystkie pieniądze? Ile są warte? Idę o zakład, że oddałaby cały swój majątek, by przywrócić życie dziecku.
Ile warte są pieniądze dla osoby cierpiącej na nieuleczalną chorobę?

Jestem mężczyzną. Jak każdy mężczyzna – albo większość – chcę być niezależny finansowo. Każdego dnia, stopniowo, krok po kroku, tę niezależność buduję. Chcę utrzymać moją przyszłą żonę oraz nasze dzieci. Wiem, że dojdę do tego momentu, kiedy to osiągnę. Ale wiem też, że pieniądze same w sobie szczęścia nie dają. Nie dają je też zakupy, więc M. Mornoe nie powiedziała prawdy. Bo co mi po tym, że kupię dziś wille, jak jutro przyjdzie po mnie śmierć?

Szczęście to stan wewnętrzny, to harmonia. Do tego, by prowadzić życie w harmonii potrzebne są pieniądze, ale same one jej nie zapewniają.

Być może piszę truizmy, bo tak wiele osób myśli podobnie, jak ja. Jednak sens tych przemyśleń, ich prawdziwość trafia do nas wtedy, gdy otrzemy się o pewne sytuacje, często te z pogranicza życia i śmierci.

Zanim zaczniesz zazdrościć sąsiadowi nowego auta, pomyśl o tych, którzy śpią w te mroźne dni pod mostem i podziękuj Bogu, że masz dach nad głową.

środa, 8 lutego 2012

Organizacja

Czas zacząć pracę nad własną organizacją. Znaczy: pracę nad sobą, by lepiej się organizować. Zanim zacznę organizować pracę innym, muszę najpierw zorganizować się sam. Czy będzie to praca łatwa i przyjemna? Niekoniecznie. Ale na pewno przyniesie pozytywne efekty. Dla mnie i dla firmy. A przecież o to przede wszystkim w tym chodzi.

Zaczynam także organizację sportową. Wiosną tego roku czekają mnie dwa biegi. Tak więc przede mną sporo pracy, ale na pewno będzie bardzo OK. Na to liczę. Bo w życiu nie chodzi o to, by robić to, co się lubi, ale raczej o to, by lubić to, co się robi.

sobota, 4 lutego 2012

Łódź przeciw ACTA

„Nie rozumiesz – nie podpisuj”, „Precz z komuną w Internecie” – i wiele innych haseł, których nie przytoczę, bo nie pamiętam – skandowanych było wczoraj na marszu przeciwników ACTA w Łodzi. Osób wszystkich było ponad 300, a może i 400. Nie wiem, mówię tak „na oko”. Nad głowami powiewały flagi biało-czerwone i żółto-czerwone. Było też wiele transparentów, które głosiły hasła przeciwne ACTA.

Trochę minąłem się z prawdą. Pamiętam dużo więcej haseł ze wczorajszej manifestacji. Nie przytoczę ich dlatego, ponieważ uderzały w sam rząd. A, jak powiedziałem kilka dni temu, w czysto partyjną politykę nie chcę się mieszać, bo nie warto. Mam swoje poglądy, nie partyjne i polityczne, i przy nich zostanę. To poglądy ponad partyjne i ponad polityczne. I powiem jeszcze o nich niejeden raz. Teraz życzę Wam miłego weekendu. 

czwartek, 2 lutego 2012

W obronie Wolności

ACTA to kolejny zamach na naszą Wolność. Nie przemawia do mnie propaganda, że ACTA jest potrzebna i nie będzie szkodliwa dla Internautów. Pisałem już o tym na swoim blogu. O tym, że w ACTA nie chodzi tylko i wyłączenie o samo ACTA. O tym, że chodzi tu o coś więcej, bo o naszą Wolność.

Jakim prawem, jeśli nikogo nie krzywdzę, ktoś mi tę Wolność ogranicza? Prawo do Wolności to prawno naturalne i jedyną granicę stanowić tu powinna nasza moralność. Jeśli nikogo nie krzywdzę, nie robię nikomu nic złego, to czemu moja Wolność jest ograniczona?

Jak wspomniałem – nie przemawia do mnie propaganda, że ACTA jest OK. Byłem w tamtym roku na ciekawym wykładzie, który dotyczył sytuacji osób z niepełnosprawnością w czasie II Wojny Światowej. Otóż Hitler swoją propagandą potrafił wmówić zwykłym obywatelom, że uśmiercanie osób niepełnosprawnych i starszych jest potrzebne, ponieważ ich utrzymywanie wpływa niekorzystnie na sytuację społeczną – a przede wszystkim ekonomiczną – Niemiec. Jeśli przymusową eutanazję da się wmówić ludziom, to da się im wmówić wszystko. Warto tutaj dodać, że gospodarka Niemiec była w tamtych czasach w nienajlepszym stanie. Jak wiemy, dziś gospodarka polska i europejska także nie przeżywa prosperity, a wprost przeciwnie. Tak więc, bądźmy uważni, będą chcieli wmówić nam różne rzeczy.

Jutro, 3 lutego, o godz. 17 odbywa się w Łodzi – bodajże drugi – protest przeciwko ACTA. Postanowiłem, że wezmę w nim udział. I nie chodzi tu o politykę. Jej powoli mam już dosyć. Dzisiejsza demokracja ma daleko do ustroju, o którym marzę – lecz to temat na inny tekst. Wezmę udział w proteście przyjmując stanowisko obrońcy Wolności. Tak – i możecie się zemnie śmiać.


Przyjaźń i Wisława

Nie znałem twórczości Wisławy Szymborskiej. Nie czytałem nigdy, poza wczoraj – i jednym wcześniejszym wyjątkiem – Jej wierszy. Wczoraj umarła, odeszła z tego świata, także kilka Jej utworów wierszowanych, publikowanych przez moich internetowych znajomych, przypadkiem „trafiło w moje ręce”. No i parę z nich przeczytałem.

Nie interesuje mnie w tym momencie, i nie interesowała wcześniej, Jej działalność polityczna, jeśli w ogóle takową miała. To teraz ważne nie jest. Wspominam tu o tej Pani, ponieważ wiem, że bardzo lubiła Ją, a raczej Jej twórczość, moja Przyjaciółka.

Dostałem od mojej Przyjaciółki dnia pewnego wiersz Wisławy Szymborskiej. Utwór ten, wydrukowany na kartce, wisiał kilka miesięcy na mojej tablicy korkowej, po lewej stronie od fotela, na którym teraz właśnie siedzę. Niestety, ów utwór pewnego dnia został z tej ściany zdjęty i, niestety, wyrzucony, a raczej spalony w piecu. Nie, to nie dlatego, że się wkurzyłem na utwór czy Panią Szymborską. Nie zdenerwowałem się także na moją Przyjaciółkę. Czemu tak się stało i kartka z wierszem Szymborskiej spłonęła? Powód był bardzo prozaiczny, jednak nie będę tu go roztrząsał. Zaznaczę jeszcze, że nie brakowało mi wtedy innych materiałów do palenia…

Próbowałem znaleźć ten wiersz w Internecie. Nie udało mi się jednak. Trudno. Muszę zgłosić się do Przyjaciółki. Zapewne gdzieś go ma. Tak więc w dniu śmierci poetki przypomniałem sobie o tym, jak ważna jest przyjaźń. Przyjaźń, której wcześniej, kilka lat temu, nie doceniałem. Moja Przyjaciółka, z którą widuję się nie często, będzie już moją Przyjaciółką. Według mnie przyjacielem nie jest ten, z którym widujesz się każdego dnia i gadasz o głupotach, lecz ten, na którego – mimo tego, że widujesz go rzadko – zawsze możesz liczyć. Ale ważniejsze jest, że to On może zawsze liczyć na ciebie.