czwartek, 31 maja 2012

V Łódzka Pielgrzymka Biegowa Straży Miejskiej z Łodzi do Studzienicznej - moja relacja


Wyruszyliśmy ok. godziny 11:00 z ulicy Kilińskiego 81 spod budynku Straży Miejskiej. Kiedy dobiegliśmy do gmachu Urzędu Miasta Łódź, który znajduje się na ulicy Piotrkowskiej 104, zastaliśmy tam czekającą na nas Prezydent Łodzi. Komendant Straży Miejskiej wręczył Pani Zdanowskiej kwiaty, ona życzyła nam powodzenia, zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia. Teraz mogliśmy rozpocząć bieg.

Była to Pielgrzymka Biegowa Straży Miejskiej z Łodzi do Studzienicznej leżącej w okolicach Augustowa. Mieliśmy do pokonania ok. 520-tu kilometrów. Biegaczy, o ile dobrze pamiętam, było razem 15-tu. 9-ciu Strażników Miejskich, 1 Strażak, 5-ciu biegaczy ochotników, wśród których jedna osoba z niepełnosprawnością.

Zawodnicy podzieleni zostali na pary (jedna trójka), a każda z nich pokonywała kolejno po 10 kilometrów, także na końcu każdy z biegaczy – z jednym wyjątkiem – przebiegł ponad 70 kilometrów.

Biegliśmy bez przerwy. Trzy niecałe dni i dwie noce. Czasem nie było lekko. Dokuczały kontuzje. W ciągu dnia doskwierało słońce, które – mimo wszystko – było dla nas i tak dosyć łaskawe. Noce były zimne. Niezbędna była solidna rozgrzewka, by przywrócić mięśnie do stanu używalności.

Kiedy jedna para biegła, reszta ekipy odpoczywała. W dzień można było położyć się wygodnie gdzieś na wiejskiej polanie, nocą pozostawał samochód – choć byli odważni, którzy spali w śpiworach, pod niebem pełnym gwiazd. Tym, którzy wybrali jednak samochód, pozostawał sen, a raczej półsen na siedząco – co więksi szczęśliwcy mogli spać półleżąc.

Z Łodzi wybiegliśmy w czwartek. Na miejscu byliśmy w sobotę ok. południa. Ostatnie 3 kilometry sztafety przebiegliśmy wszyscy. Nie tylko biegacze, ale także reszta ekipy, która była z nami – organizatorzy, pomocnicy, opiekunowie, ludzie odpowiedzialni za kuchnie.

Na miejscu przywitali nas ludzie uczestniczący w pielgrzymce do Studzienicznej. Ksiądz biskup Jerzy Mazur wręczył nam medale. Na twarzach większości biegaczy widać było wzruszenie, niektórym popłynęły łzy radości z oczu.

Potem, o godzinie 17:00, odbyła się msza dziękczynna, w której uczestniczyliśmy. O godzinie 19:30 rozpoczął się grill trwający do późnych godzin nocnych. Do Łodzi wyruszyliśmy w niedzielę przed południem, na miejsce dojechaliśmy wieczorem.

Mój Komentarz: Ta pielgrzymka była jedną z najpiękniejszych rzeczy, jaka przytrafiła mi się w życiu. Poznałem podczas niej wielu wspaniałych ludzi, dzięki którym wzbogaciłem swoje mentalne, psychiczne, duchowe, ale też fizyczne życie. Byli tu biegacze, którzy zaliczyli w swoim życiu wiele maratonów, a dla niektórych z nich maraton (42,195 km) to dopiero rozgrzewka. Pan Tadeusz, którego dane mi było poznać na tej pielgrzymce biegowej, przebiegł w swoim życiu 2 razy Spartathlon, czyli bieg o długości 246 kilometrów, odbywający się z Aten do Sparty. Nie wystarczyłoby mi atramentu w piórze, gdybym miał wymieniać każdą osobliwość, którą tu spotkałem, a tylko dodam, iż każda z nich pozytywnie wpłynęła na mnie i na moje życie. Jestem z siebie dumny i dziękuję wszystkim uczestnikom i organizatorom pielgrzymki, to dzięki Wam udało mi się przebiec 6 razy po 5 kilometrów, jedną całą „dychę” w niezłym czasie, oraz dwa krótkie dystanse na starcie i mecie – razem ponad 45 kilometrów. To niezwykle piękne uczucie, kiedy pokonuje się swoje ograniczenia. Dziękuję!! Było ekstra!! Już nie mogę się doczekać pielgrzymki za rok – obiecałem i zobowiązałem się, że będę robił same „dyszki”.




środa, 23 maja 2012

Sztafeta z okazji Dnia Matki


Prawie rok temu, w czerwcu, Warszawa była nasza. W tym roku, już jutro, ruszamy na Mazury. Tym razem nie z Wyższą Szkołą Pedagogiczną, a ze Strażą Miejską w Łodzi. Ok. 520-to kilometrowa sztafeta, która rozpocznie się 24 maja rano, a zakończy 26 maja – w Dzień Matki. Wysiłek będzie spory, ale nagroda – satysfakcja – jeszcze większa. Więcej informacji na temat sztafety tutaj: http://archidiecezja.lodz.pl/new/?news_id=13ad287bd77b86cfb925e2a0b771510f

piątek, 18 maja 2012

Dla Sportu Marsz


Dla Sportu Maszeruję. W tym zwrocie stylistyka kuleje bardzo. Ale pasuje ten zwrot na rozwinięcie skrótu DSM. Pomysł, aby właśnie tak rozwinąć ten skrót, wpadł mi dziś do głowy ok. godziny temu, kiedy biegałem, przeplatając bieg marszem. Szedłem asfaltem, aż tu nagle zatrzymał się obok mnie samochód, w którym siedziało trzech moich znajomych. Spytali się mnie, czy idę konkretnie w jakieś miejsce, czy może maszeruję dla sportu. Dla Sportu Maszeruję – odpowiedziałem. 

Trzy zdjęcia

Z Profesorem Aleksandrem Nalaskowskim
Sztafeta do Warszawy - WSP w Łodzi
Kopanie w worek - z Danielem

czwartek, 17 maja 2012

Determinacji Siły Mocy!


DSM to trzy litery, które są moim imieniem – którego nie dostałem ani na chrzcie, ani podczas bierzmowania, ale wymyśliłem je sam, i sam, nieoficjalnie, nadałem je sobie kilka lat temu. DSM to także skrót, który posiada wiele rozwinięć. Można by je mnożyć, a jedynym ograniczeniem jest tu wyobraźnia, która cechuje się tym, że nie posiada ograniczeń. Tak więc dziś, w ten słoneczny, choć nieco wietrzny czwartek, DSM oznaczać będzie: Determinację, Siłę i Motywację, a z małą kombinacją Motywacja zastąpiona może być Mocą, której Wam dziś życzę. 

niedziela, 6 maja 2012

Nie-najlepsza forma


Kończy się długi weekend majowy. Pogoda za oknem trochę się popsuła. Trudno. Najważniejsze jest to, by – mimo niepięknej pogodny – piękno pielęgnować w sobie. Nosić w sobie radość i nieustannie świecące słońce – o to w tym wszystkim chodzi.

Nie jest to łatwe. Czasem przychodzą te gorsze dni. Chwile słabości to rzecz normalna. Ale dobrze jeśli tych chwil i momentów, w których czujemy się gorzej, w których nasz nastrój się obniża – jest jak najmniej.

Ktoś kiedyś powiedział, że nie sztuką jest działać na swych najwyższych obrotach, kiedy jesteśmy w najlepszej formie. Sztuką jest być sobą, być człowiekiem, mieć siłę i moc, działać pozytywnie właśnie w tych chwilach, kiedy przychodzi do nas słabość.

I tego Wam życzę! 

czwartek, 3 maja 2012

Historyjka o proboszczu, który gościł u swoich parafian


„Czy wierzy ksiądz, że wiara, jak mówi Biblia, może przenosić góry?”, zapytał pan domu.

„Tak, wierzę”, spokojnie odpowiedział proboszcz.

„W porządku, dziś pójdę spać z wiarą, że ta góra naprzeciw naszego domu do rana zniknie”, zadeklarowała głowa rodziny.

Następnego zaś ranka ten człowiek skwapliwie wyjrzał przez okno, a widząc, że góra wciąż
stoi na swoim miejscu, pogratulował sobie: „Wiedziałem, że nie zniknie!”.


Ben Sweetland – „Bogać się kiedy śpisz”

FCKRS


3 maja 1791 roku...


3 maja 1791 roku została uchwalona Konstytucja Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Była ona pierwszą konstytucją w nowożytnej Europie, drugą po amerykańskiej na świecie, doniosłym dziełem myśli polskiego Oświecenia.

Już w dwa dni po uchwaleniu Konstytucji przez Sejm Wielki (1788-1792) dzień 3 maja uznano za  święto narodowe, które później z powodu niewoli kraju zostało na długi czas  zawieszone. Przywrócono je po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku. Po II wojnie światowej w roku 1946 władze komunistyczne zabroniły publicznego świętowania, a próby manifestacji były tłumione przez milicję. W 1951 roku święto zostało oficjalnie zniesione.
Od 1990 roku 3 Maja znów jest oficjalnym świętem państwowym w Polsce, dniem wolnym od pracy. Od 2007 roku jest również świętem narodowym Litwy.

W szczególnie podniosłej atmosferze odbywają się główne obchody Święta 3 Maja przed Grobem Nieznanego Żołnierza na Placu Piłsudskiego w Warszawie. Towarzyszą im defilada wojskowa, salwy armatnie, uroczysta odprawa warty, składanie wieńców.
Hołd dziełu wybitnych Polaków oddają przedstawiciele najwyższych władz państwowych, wojskowych, duchowieństwa, reprezentanci korpusu dyplomatycznego, kombatanci, harcerze i tysiące warszawiaków.

Święto 3 maja jest świętem radosnym. W całej Polsce odbywają się wiosenne imprezy, koncerty, rodzinne majówki. Na ulicach stolicy w biegu pod hasłem „ Od Konstytucji 3 maja do Unii Europejskiej” bierze udział wielu ludzi. 


Komentarz: „Od Konstytucji 3 maja do Unii Europejskiej” – hasło brzmi wymownie. Ciekawe, co będzie po Unii…? Ale zostawiam to i postanawiam się cieszyć dzisiejszym Świętem. Szykuję się na Mszę. Zaraz wyruszam!

wtorek, 1 maja 2012

Profesor Nalaskowski na żywo


Kilka dni temu miałem niezwykłą przyjemność uczestniczyć w pierwszej części Konferencji „We don’t need no education…?” (http://studencidlarp.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=228:konferencja-qwe-dont-need-no-educationq&catid=46:slajdy&Itemid=46), której organizatorem byli młodzi, ambitni ludzie ze Stowarzyszenia Studenci dla Rzeczpospolitej. Tak na marginesie muszę powiedzieć, że zapał i działalność tej organizacji oraz jej członków budzi mój podziw i wielki szacunek.

Mówiąc o niezwykłej przyjemności, mam w szczególności na myśli możliwość wysłuchania przeze mnie i zobaczenia na żywo prof. dr hab. Aleksandra Nalaskowskiego – pedagoga, którego bardzo cenię. Do tej pory miałem okazję widzieć Pana Profesora tylko na nagraniach w Internecie. Tego, czy występuje On w TV, nie wiem – raz widziałem Go w programie u Jana Pospieszalskiego – bo jej nie oglądam, ale mam przeczucie, że pokazują Go tam głównie ze względu na Jego kontrowersyjne poglądy, dotyczące m.in. homoseksualistów. W tej chwili mam na tapecie artykuł z portalu narodowcy.net zatytułowany „Nalaskowski pozwany za krytykę homoseksualizmu”. Dla równowagi przekazu otworzyłem także tekst z gazeta.pl, którego tytuł brzmi: „Profesor pod sąd za pogląd o homoseksualizmie”. Oto wypowiedź Profesora Nalaskowskiego, która wzbudziła kontrowersje: Rodzice homoseksualni, tworzący dom dziecka, nie są w stanie przekazać dziecku w procesie wychowania, właściwego wymiaru życia seksualnego człowieka. Ten wymiar będzie zawsze wymiarem spaczonym, wymiarem chorym. Tak jak homoseksualizm jest chory, choć Organizacja Zdrowia uznała, że nie jest. Ale, jak sam Profesor powiedział na Konferencji, cytuję z pamięci: im bardziej moje poglądy nt. homoseksualizmu są kontrowersyjne i wyraźne, tym więcej wśród homoseksualistów mam znajomych.

Zostawmy jednak homoseksualizm w spokoju. Wróćmy jeszcze do Konferencji. Odbyła się ona 27 kwietnia roku 2012 w budynku Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Frekwencja to ok. 40 osób. Trochę to dziwne, powiem szczerze. Pewnie gdyby swoje wystąpienie miała Doda Elektroda zebranych byłoby co najmniej sto razy więcej. Czuję, że sala wypełniona by była po brzegi, jeśli zamiast prof. Nalaskowskiego występ swój miałaby p. Kazimiera Szczuka ze swoimi rozmazanymi jak płyn do mycia szyb na szkle poglądami. Tak to jest. Być może ja mam tu jakiś defekt i nieopatrzne spojrzenie.

Kiedy Profesor Nalaskowski wszedł na aulę, nie poznałem Go w pierwszej chwili. Zapuścił brodę, która zmieniła Jego wygląd. Znakiem charakterystycznym, który przesądził u mnie, że to On, były czerwone skarpety, które założone miał na stopy.

Podszedłem, spytałem się, czy mógłbym zrobić sobie z Nim zdjęcie – zgodził się, mówiąc, że natychmiastowo. Był bardzo uprzejmy. Mam nadzieję, że niebawem przyjdzie do mnie na maila fotka z Profesorem, którą wykonała Paulina – członek Stowarzyszenia Studenci dla Rzeczpospolitej. Jeśli chodzi o sam wykład Profesora, jego treść, to myślę, że niedługo będzie On dostępny na stronie studencidlarp.pl.