poniedziałek, 25 października 2010

Skok z latającego autobusu

Idę przez miasto, które dziś wygląda trochę szaro. To chyba dlatego, że dzisiejsza pogoda taka ponura. A te szare bloki, które stoją tam daleko po mojej lewej stronie, świetnie się w dzisiejszy dzień komponują. Nad moją głową, wcale nie tak wysoko, wiszą szare chmury.

Idę. Stawiam krok za krokiem. Spoglądam w dół, żeby zobaczyć te kroki. Widzę moje nogi, stopy w butach. Ale widzę też szary chodnik, który stanowi tło dla moich butów, stanowi tło dla moich kroków.

To miasto jest szare. Jeszcze bardziej rzuca się to w oczy, kiedy szare są dni. Kiedy pada deszcz, a na niebie szare chmury.

Postanowiłem się cofnąć. Odwróciłem się i ruszyłem chodnikiem w stronę głównego skrzyżowania w tym mieście. Przeszedłem parę kroków. Za chwilę skręciłem z chodnika i wszedłem do kiosku. Zawsze odwiedzam ten kiosk, kiedy jestem w mieście.

Wszedłem do środka. Przywitałem się ze sprzedawczynią. Bardzo ją lubię. Spytałem, co słychać. Powiedziała, że wszystko dobrze. Poprosiłem o gazetę i batona, podziękowałem i wyszedłem.

Ruszyłem w stronę przystanku. Znajdował się  w odległości około 50 metrów od kiosku. Także w stronę głównego skrzyżowania.

Na szczęście długo na autobus nie czekałem. Na szczęście – cóż za poważne określenie. Gdy podjechał, otworzyły się drzwi, ja wsiadłem.

Nie spodziewałem się tego, co za chwilę nastąpi. Nie spodziewałem się, że miejskie autobusy potrafią latać. Ruszył, z jego boków wysunęły się długie skrzydła. Przejechał kilka metrów po asfalcie. I wreszcie zaczął odrywać się od ziemi jak samolot.

Poczułem lekkie skonsternowanie. Ale lekkie – naprawdę. Znalazłem wolne miejsce. Usiadłem obok eleganckiej brunetki. Spojrzałem na nią. Minę miała taką, jakby kompletnie nic się nie działo. Widać, miejskie autobusy zaczęły latać. Ciekawe kiedy zaczęły latać – zastanawiałem się.

Obróciłem głowę w bok. Potem do tyłu. Wszyscy zachowywali się tak, jakby nic nadzwyczajnego się nie działo. A co tu nadzwyczajnego? Przecież ludzie nie od dziś potrafią latać.

Jakieś dwie młode dziewczyny, na oko 20-letnie, pochłonięte były rozmową. Siedziały z boku mnie. Na mojej wysokości. Rozmawiały ze sobą z przejęciem, gestykulując ciałem, najbardziej rękoma, i co chwila zmieniając ton głosu. Jedna zaczynała swoje zdanie w chwili, kiedy druga nie skończyła jeszcze swojego. Były nawet ładne – jak na dwudziestolatki.

Obróciłem głowę w prawo. Fajna ta brunetka, pomyślałem. Za nią było okno, przez które wyjrzałem. Byliśmy już naprawdę wysoko.

Nie wiedziałem, że autobusy latają – powiedziałem do brunetki, chcąc ją zagadnąć. To mało pan wie – odpowiedziała. Zresztą nic dziwnego, taki pan młody – spojrzała na mnie spod okularów. Odezwała się babcia – zaśmiałem się. Ona uśmiechnęła delikatnie. Na oko miała 38 lat, ale wyglądała na 32 – tak była zadbana.

Zacząłem mówić: Ostatni raz jechałem autobusem przedwczoraj. Wsiadłem na tym samym przystanku, co dziś. Jednak przedwczoraj autobusy jeszcze nie latały. Ile ma pan lat? – spytała. Dziewiętnaście – odpowiedziałem. To znaczy już prawie dwadzieścia. Chciałem się trochę postarzeć. Szkoda, że pan taki młody… Powiedziała właśnie tak. I jakże wymownie to powiedziała.

Zapadła cisza. Tak jak zapada kotara. Ale to nie dlatego, że nie miałem co powiedzieć. Bo miałem. Ale poczułem lekki strach. Kurczę, lecę gdzieś miejskim autobusem, który miał mnie zawieźć do Łodzi.

Za młody? – spytałem. Ona spojrzała. Popatrzyła chwilę na mnie. W sumie to może nie – rzekła – i położyła mi dłoń na kolanie. O kurde! Ładnie! Nie dość, że lecę autobusem, to jeszcze jakaś 40-stka, którą widzę pierwszy raz w życiu, chwyta mnie za kolano.

Byłeś już z kobietą? – spytała, a gdy mówiła te słowa latający autobus skręcił ostro w powietrzu w lewo, przez co zsunąłem się z krzesła i spadłem na podłogę. A 40-stka upadła na mnie. No, właściwie to 38-emka.

Nie, tego było za dużo. Choć nie powiem, że mi się nie podobało. Jednak postanowiłem, mimo wszystko, wygrzebać się spod jej smukłego ciała. A gdy to robiłem – czułem, jak próbuje docisnąć mnie do podłogi.

Udało mi się. Wstałem i chwyciłem się za barierkę. Kobieta wstała także. Ale sama, o własnych siłach, bo jej nie pomogłem. Ładnie pachniesz - rzekła. Pani też – pomyślałem, lecz nie powiedziałem tego, bo nie chciałem już prowokować sytuacji.

Ma ktoś spadochron? – obróciłem się w stronę tyłu autobusu i spytałem. Tak, ja – odpowiedział facet. Spytałem, czy mi pożyczy. Zgodził się bez żadnych zastrzeżeń. Super – pomyślałem. Założyłem spadochron na plecy. Muszę lecieć – rzekłem do kobiety. Lecę z tobą – powiedziała. No coś ty, to znaczy: co pani? Nie da rady we dwoje. Jestem lekka. Chwyciła mnie za szyję i objęła na wysokości bioder nogami. Była w czarnej eleganckiej spódnicy i w czarnych rajstopach. Szofer otworzył drzwi i skoczyliśmy.

Dziś w moim mieście (Pezet & Małolat) - Nagapiłem się feat. Małpa



Dwaj bracia, świetni raperzy – Pezet i Małolat – także wydali wreszcie swoją wspólną płytę. Jej także nie będę recenzował. Chyba że zdanie: płyta jest naprawdę dobra – jest recenzją. Poniżej także zamieściłem jeden kawałek z płyty. Tutaj także dobrze byłoby kupić oryginał.

PIH Gloria Victis Feat. Dj Soina (Prod. DNA)



Płyta Piha zbliża się do nas wielkimi krokami. Ma długą odległość do przebycia. Bo stawiając wielkie kroki – idzie długo. Ale mimo tego wiele osób czeka na nią cierpliwie. Czeka, czeka… Wybaczając Pihowi, że tak długo to trwa. Pocieszeniem może tu być nowy teledysk, który zamieściłem powyżej. Wg mnie najlepszy teledysk do tej pory w karierze Piha. No, a sam kawałek – bardzo dobry. Naprawdę. Świetny! Posłuchajcie sobie, obejrzyjcie teledysk. No i: kupujmy oryginalne płyty.

Eldo - Puszczam z dymem




To, że Eldo jest poetą, wie chyba każdy, kto Eldo słucha i ma choć trochę oleju w głowie. Swój talent poetycki wykonawca przejawiał już dawno temu. Wystarczy przesłuchać Jego piosenek sprzed kilku lat. Albo posłuchać starych utworów składu Grammatik, którego Eldo był częścią. Nowa solowa płyta rapera – „Zapiski z 1001 nocy” – jest chyba najbardziej poetycką płytą w dziejach Jego twórczości. Nie mam zamiaru pisać recenzji tej płyty. Bo po co? To, że podoba ona mnie się na maksa, i to mówię – powinno wystarczyć. Ta płyta to na pewno nowa świeżość w polskim rapie. Jak i w ogóle coś wyjątkowego w dziedzinie polskiej muzyki. Cały świat powinien nam zazdrościć takiego rapera. Powyżej zamieściłem jeden z utworów z tej płyty. Jednak polecam Wam, abyście na tym jednym utworze nie poprzestali. Posłuchajcie także innych. A jest ich dość dużo na YouTube. No i, oczywiście, później każdy idzie do sklepu po oryginał. Ja też! Ale, przyznam się, dość długo zbieram się do tego, by iść i wreszcie kupić tę płytę. Ale zrobię to, obiecuję. Pójdę do sklepu i kupię lub zamówię przez Internet. Polecam gorąco tę płytkę – jeszcze raz. No, to nie będę już smucił. Album jest na pewno wyjątkowy. PS: a ten kawałek powyżej to chyba najmniej poetyczny kawałek z całej płyty.