sobota, 30 października 2010

Prof. Piotr Jaroszyński - Nie bądź naiwny media kłamią

Powietrze, które wdycham, ma kolor pomarańczy

Dzisiejszy dzień przywitałem uśmiechem. Ale nim podniosłem się z łóżka, poleżałem jeszcze kilka minut pod ciepłą kołdrą. Czułem się tam super komfortowo. Tak wygodnie i miło. Moja głowa tonęła w miękkich poduszkach, ale zupełnie inaczej niż tonie się w wodzie.

Leżałem na plecach. Z zamkniętymi oczami. Skupiłem swoje myśli na oddechu. Wdychając powietrze wyobrażałem sobie, że wdycham z otoczenia wszystko to, co najlepsze. Same dobre i pozytywne rzeczy. Wyobraźnią widziałem nawet kolor tego powietrza – był on pomarańczowy. Wydech wykonywałem dwa razy dłużej niż wdech. Kolor wydechu był szary i czarny. Podczas wydechu pozbywałem się z organizmu wszystkiego, co złe, negatywne, niedobre.

Potem dziękowałem Bogu za wszystko, co mam. Za to, co udało mi się w życiu osiągnąć. Za to, co dopiero osiągnę i zdobędę. Dziękowałem też za to, kim jestem. Za opiekę, jaką otrzymuje od Stwórcy każdego dnia.

Jestem wdzięczny Stwórcy za wszystko, czym mnie obdarzył. Wiem, że dziękując Mu za dary, tworzę między nami niezwykłą więź. Dzięki tej więzi umacniam to, co już mam, ale także otwieram się na nowe osiągnięcia. I to jest piękne! Mniej więcej tak wyglądała moja poranna modlitwa.

Jest także wiele rzeczy, o które proszę Boga. Kiedy proszę, pamiętam, że należy to robić odpowiednio. Bardzo ważna jest tutaj wiara. Sam Jezus, Wielki Mistrz, mówił, że o cokolwiek człowiek będzie prosił z wiarą – otrzyma to. Trzeba uwierzyć, że to, o co się prosi – już się otrzymało. Wtedy prośba zostanie wysłuchana.

Leżałem tak przez kilka minut, modląc się do Stwórcy. Przez niezasłonięte niczym okno do mojego pokoju wpadały promienie jesiennego słońca, kończąc swoją wędrówkę na jasnej, panelowej podłodze. Ściany mojego pokoju mają kolor żółty. Jakiś tydzień temu odmalował i odświeżył je mój tata. Jestem Mu za to bardzo wdzięczny. Teraz czuję się w moim małym pokoiku jeszcze lepiej. Jest mi przyjemniej.

Podniosłem się z łóżka. Ubrany, zjadłem śniadanie, a parę minut po tym, jak skończyłem konsumować pyszne kanapki zrobione przez babcię, przyjechał mój tata, a potem siostra z chłopakiem.

Dziś w moim mieszkanku miało miejsce tak zwane wielkie sprzątanie. Wszyscy robili porządki z okazji Świętach Zmarłych, które już za dwa dni. Siostra myła okna, babcia wycierała podłogi, a tata w tym czasie kończył malowanie małego przedpokoiku – tak zwanej sieni. Cieszę się, bo nasze małe mieszkanko jest teraz odświeżone i ładne, wygląda estetyczniej.

Pogadałem trochę z chłopakiem siostry, a potem poszedłem poćwiczyć. Pobiegać, porozciągać się, pomachać w powietrzu nogami i pokopać. Z ćwiczeń wróciłem spokojniejszy. Mój umysł był wyciszony, a więc postanowiłem skorzystać z tej okazji i pomedytowałem.

Dziś jest super pogoda. Świeci słońce. Trzeba korzystać też z tego i jak najwięcej przebywać na świeżym powietrzu, by doładowywać się słoneczną, pozytywną energią. Tak też właśnie zrobię. Przed paroma chwilami zjadłem obiad. Zaraz się ubiorę i ruszę na spacer.

Mamy już jesień. Słońca może być coraz mniej z każdym dniem. Coraz rzadziej będzie ono wychodziło zza chmurek, by nas ogrzać, by trochę na nas poświecić, doładować nasze baterie. Postanawiam skorzystać z tej okazji i zaraz „ruszę w świat”. Może to właśnie dzisiaj, w tę słoneczną piękną pogodę, uda mnie się go zdobyć… Któż to wie!