niedziela, 30 stycznia 2011

Kto za młodu nie był socjalistą

Kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie sukinsynem – te słowa powiedział do mnie pewien Pan, którego skądinąd bardzo cenię i szanuję. Było to ponad dwa lata temu, czyli wtedy, kiedy byłem jeszcze bardzo młody – i, faktycznie, miałem poglądy socjalistyczne, a przynajmniej tak o sobie myślałem. I powiedziałem o swoich lewicowych poglądach temu Panu, ujmując to w następujące słowa: chyba jestem socjalistą. Pan skwitował to słynnym zwrotem, którego jeszcze wtedy nie znałem, a który tu przytoczyłem na początku akapitu.

To temat rzeka. I poruszę go przy innej okazji.  Lecz – mogę powiedzieć, że – dziś słucham z uwagą tego, co mówi prof. Bogusław Wolniewicz. Oglądam filmiki na YouTube ze Stanisławem Michalkiewiczem – czytam felietony, które ten Pan pisuje. Przeczytałem dwie i zaczynam czytać trzecią książkę Rafała Ziemkiewicza. Co dzień sprawdzam wpisy na blogu p. Korwin-Mikkego. A UPR i WiP wydają mi się być jedynymi partiami, które mają sensowny program i które chcą w naszym państwie coś naprawdę zmienić.

Kiedy miałem poglądy lewicowe – deklarowałem się także jako zagorzały wróg KRK. Podczas rozmów z osobami popierającymi KRK – miałem tendencję do tego, by wytykać religii katolickiej obłudę i wszystko co najgorsze. Jakże denerwowałem się, gdy słyszałem wypowiedzi przedstawicieli Kościoła w TV! Jedno mówicie – co innego robicie. Hipokryci – myślałem. I myślałbym tak nadal i walczył nadal bym z Kościołem, gdyby nie przyszedł do mnie ten moment, w którym uświadomiłem sobie – właśnie m.in. dzięki osobom, które wymieniłem akapit wyżej, i jeszcze wielu innym – że Kościół nie narzuca nikomu wiary siłą. Jeśli chcesz – to wierzysz. Jeśli nie chcesz – to nie wierzysz.

Inna sprawa jest taka, że nikt nie zamknie przedsiębiorcy, jeśli ten nie będzie dawał na Kościół swoich pieniędzy. Natomiast jeśli nie zapłaci państwu podatku i innych składek, może być różnie. Mogą go nawet posadzić, mają takie prawo, jeśli dług wobec państwa będzie wielki. Cóż za paradoks: ale nikt nie posadzi rządzących za to, że zadłużają kraj i obywateli. Nikt nawet nie ma prawa im tego zabronić. Są bezkarni.

 Tak więc: po co tracić siłę na wojowanie z religią? – zadałem sobie to pytanie, i walki zaprzestałem. (Używam tu zwrotów walka, wojowanie, wojna – ale oczywiście wszystko to robiłem na małą skalę. Czasem prowadziłem bitwy tylko i wyłącznie w swoich myślach.)

Niech ateiści z tym walczą. Niech walczą z Kościołem i Bogiem – czyli czymś, czego według nich nie ma. To ich działka. A bronią niech tego teolodzy. Ale jeśli Boga nie ma, jak twierdzą ci pierwsi – to hulaj dusza – piekło też nie istnieje. A więc: róbta co chceta. I żadna kara nie spotka nas po śmierci, a żadna sprawiedliwość nie istnieje. Ja wierzę w Boga i w to, że jest sprawiedliwy, a więc za dobre wynagradza, a za złe karze. Wierzę też w wielką moc, jaką posiada przebaczenie…

To tyle na dziś. Tak w wielkim skrócie. Temat jest „głęboki” i w związku  z nim przychodzą mi wciąż do głowy nowe rzeczy i sprawy, o których chciałbym napisać. Lecz musicie mi to wybaczyć, ale nie zrobię tego teraz, a innym razem.