wtorek, 29 marca 2011

Moje niby-aforyzmy (cz. I)

Uśmiechnąłeś się dziś do kogoś? Jeśli nie – to na pewno też nikt nie uśmiechnął się do Ciebie.

Jeśli nie wiesz, po co żyjesz – to po co żyjesz?

Ja - w przeciwieństwie do większości Katolików – czytam Biblię.

Chcesz pomnożyć swoje szczęście – to się nim podziel z innymi.

Wiara czyni cuda! – krzyczy tak wielu, a niewielu w to wierzy.

To może dlatego, że jestem konkretny i nie lubię się rozdrabniać, ale od dwóch 16-stek wolę jedną 32-ójkę

Jeśli coś robię – to na sto procent. Na pół gwizdka… to se czajnik może…

Potrzeba jest dużo fartu, żeby osiągnąć w życiu sukces – mówią ci, którzy sukcesu nawet nie liznęli.

Człowiek ma wielki powód do dumy: piękny, otwarty i wolny umysł.

Od urodzenia byłem leworęczny, lecz moje serce chyba zawsze było bardziej po prawej.

I choć głowę tak często mam w chmurach – moje nogi zawsze stąpają po ziemi.

Jedyną sytuacją bez wyjścia, jaką znam – jest śmierć. Choć i tak nie jestem tego pewny w stu procentach.  Poza tym każda sytuacja życiowa ma jakieś rozwiązanie i wyjście.

Jeśli będziesz patrzył na sprawy zbyt szeroko – dostaniesz zeza.

Kochanie, jedyny wirus, którym mogę cię zarazić – to optymizm.

Niejeden sobą pokierować nie umie, a chciałby kierować innymi.

Jedyny popęd, który masz – to ten do władzy. Nawet seksualnego już dawno nie odczuwasz.

Kiedy znów spytasz mnie, czemu jestem szczęśliwy – nie bądź zaskoczony czy też zdziwiony, gdy odpowiem Ci: a niby czemu miałbym nie być?

Miałbym lekkie pióro, gdyby nie ten atrament w środku.

Nie umierają tylko nie żywi.
Nie odchodzą tylko ci, których już nie ma.

To wielka rzecz – umieć się cieszyć z rzeczy małych.

Nie potrzebne są ręce, by dotknąć szczęścia.

Do myślenia nie potrzebne są ręce. Zauważyłem nawet, że niektórzy mają ręce, a nie potrafią myśleć.