wtorek, 6 marca 2012

Świat Rafaela - cz. III (Jak dama i gentelman)

Skończył pisanie po godzinie 22-ej. Poczuł głód. Na szczęście pizzeria znajdująca się nieopodal bloku, w którym mieszkał, czynna była do 23:00. Poszedł do łazienki, gdzie nieco się odświeżył, następnie założył na siebie koszulkę i spodnie, narzucił cienką kurtkę i wyszedł z mieszkania.

Mieszkał na trzecim piętrze. Schodząc po schodach, spotkał sąsiadkę, która mieszkała na samej górze i właśnie skądś wracała. Lubił ją. Ona jego chyba też. Zawsze gdy się mijali, pozdrawiali się serdecznie, uśmiechając do siebie. Bywało, że ze sobą flirtowali, oczywiście tak niewinnie, bez zbyt mocnych podtekstów.

- Dobry wieczór, Rafaelu, a dokąd to o tej porze? – sąsiadka, która od zawsze zwracała się do chłopaka na ty, była ewidentnie w dobrym humorze.
- Witaj, Sara, idę po pizze. Może chcesz zjeść ze mną? – on także zwracał się do niej jak do znajomej, po imieniu. A że był osobą bardzo bezpośrednią, najpierw mówił, potem myślał i, jak pewien celebryta, modlił się, by to, co powiedział, nie wywołało żadnych negatywnych skutków.  Nie zawsze jego modlitwy były wysłuchane – no, ale jak wiadomo: jeśli człowiek prosi, by Bóg zachował go od choroby, to powinien zwracać się o zdrowie, a nie o brak schorzeń.

Sara była starsza od niego o kilka lat. Jeszcze trochę, a mówić o niej będą – kobieta przed czterdziestką. Ubierała się zawsze elegancko. Pracowała w kancelarii, była adwokatem. Dziś miała na sobie czarny płaszcz, spod którego wystawała ciemna spódnica. Na nogach miała czarne rajstopy i buty – pół-kozaczki – na szpilce.

- A chętnie! – rzekła Sara, zaskakują tym Rafaela. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Zmieszał się przez chwilę. Ale za moment znów odzyskał panowanie nad sobą. Lubił kontrolować sytuację, a żeby to robić – musiał najpierw nauczyć się kontrolować siebie.
- OK.! Bardzo mnie to cieszy - powiedział.
- Mąż razem z dziećmi – miała dwie córki i syna – wyjechali na cały weekend do rodziców na wieś. Dziś była taka ładna pogoda. Niech korzystają z pierwszych słonecznych dni wiosny. – Sara wyciągnęła z torebki portfel, sięgnęła do środka, wyjęła 50 zł. i, chcąc wręczyć je Rafaelowi, rzekła:
- Kup pizze i jakieś piwa. Dawno nie piłam piwa, mam dziś na to wielką ochotę.
- Dobrze, kupię, ale nie chcę pieniędzy. Mam swoje. Postawię!
- Pewnie książki się dobrze sprzedają – uśmiechnęła się kobieta – mam wszystkie! Ale o tym pogadamy za parę minut, jak wrócisz. Bądź u mnie kwadrans po 23-ej – mówiąc to, ruszyła schodami do góry.

Kiedy czekał na pizze, w jego głowie pojawiały się różne myśli. Zastanawiał się, co też może się stać dzisiejszego wieczoru. To nie jest takie niewinne i normalne, by zapraszać swojego sąsiada na pizze i piwo o godzinie 23:15 do domu podczas nieobecności męża. Hm – myślał – a może tylko moja głowa czyni różne projekcje? Może to tylko zwykła sąsiedzka wizyta? Późna, bo późna – a niby kiedy mieliby się spotkać, jeśli ona wciąż pracuje, nie ma jej w domu, a on, choć często w nim przebywa, to prawie zawsze jest zajęty? A o relacje sąsiedzkie trzeba dbać. Chyba jestem trochę naiwny – pomyślał. To fakt – był. Sam już nie wiedział, co ma o tym sądzić. A tam – rzekł do siebie pod nosem – za chwilę się wszystko okaże.

Zdziwił się, gdy otworzyła drzwi. Można powiedzieć, że nieco opadła mu szczęka. Ale tylko nieco. No bo co w tym niezwykłego? Miała na sobie błękitny szlafrok sięgający do połowy ud. Hm, zwykły szlafrok… - myślał.

Sara miała ciemne, niedługie włosy. Rafael lubił brunetki. Gdzieś kiedyś przeczytał, że chłopcy wolą blondynki, a mężczyźni – właśnie brunetki. Ale potem powiedziała mu znajoma, że ponoć blondyni wolą brunetki, a bruneci blondynki. Uwierzył jej. Był blondynem.

Zaprosiła go do dużego pokoju.
- Usiądź sobie, proszę – wskazała skórzaną sofę, na której młody mężczyzna zaraz zajął miejsce.
Sara nalała napój chmielowy do grubych kufli posiadających wielkie uchwyty.
Usiadła niedaleko niego, podała mu piwo i talerz, na którym leżał kawałek pizzy polany dwoma sosami – czarnym i czerwonym. Rozpoczęła rozmowę:
- Posiadam wszystkie twoje książki, wiesz? Mało tego, każdą z nich przeczytałam z wielką uwagą, nawet po kilka razy. Każda z nich mnie wciągnęła, pochłonęła całą.
- To miłe – uśmiechnął się Rafael.
- Powiem ci nawet, ale tak w sekrecie, że niejeden wieczór wolałam spędzić z twoją książką, niż z moim mężem, który od jakiegoś czasu jest strasznie monotonny. Nie to, co twoje publikacje, w których nigdy nie wiadomo co za chwilę się stanie. Każda kolejna strona owiana jest tajemnicą. To takie romantyczne. – Tak, pomyślał Rafael – nigdy nie wiadomo co się stanie. Ja, niestety, także tego nie wiem. Powoli zaczynam tracić kontrolę, przestaję panować nad sytuacją, a to dobre bynajmniej nie jest dobre.

Kobieta położyła dłoń na jego kolanie. O nie – tego już za wiele! – pomyślał chłopak. Chodzę do kościoła, czytam Biblię, chcę być prawy – właśnie: chcę! – a tu pozwalam sobie na tego typu zachowania. Cudzych kobiet się nie rusza! Prawdziwy gentelman wstałby w tej chwili, przeprosił i powiedział, że – choć bardzo by chciał, to pod żadnym pozorem – nie może, po czym usiadłby od damy trzy metry dalej. No, ale on chyba nie był prawdziwym gentelmanem, bo gdy dłoń kobiety z kolana, poprzez udo, podążyła na jego rozporek, nie mówił nic, wcale nie protestował.
- To prawda, co piszesz w swoich książkach: lubisz starsze od siebie, zajęte kobiety? 

Wolę być zacofany

Wielu ludzi twierdzi, że w RM występują i słuchają RM oszołomy. Tak się zastanawiam. To jak nazwać ludzi, którzy występują w „Rozmowach w toku” i tych, którzy na nie patrzą? Jak nazwać ludzi, którzy publicznie ujawniają swoje najbardziej intymne sprawy i robią to bez mrugnięcia okiem? Czy to nie jest znów namiastka hipokryzji? To, że ktoś odmawia różaniec – to wariactwo i oznaka zacofania. To, że ktoś publicznie wypomina swojemu życiowemu parterowi najgorsze wady, ujawnia najbardziej intymne sprawy, wylewa na niego pomyje, a publiczność wtóruje śmiechem – to oznaka super postępu i nowoczesności?! Hm, wybaczcie, to ja naprawdę wolę być zacofany…