Kiedy idziemy do celu, często spotykamy na swojej drodze ludzi, którzy wychodzą nam naprzeciw, ale nie po to, by pomóc, wesprzeć, lecz by przyciąć nam skrzydła. I, wbrew pozorom, w wielu takich przypadkach nie są to nasi wrogowie, przeciwnicy, a osoby, które wydają nam się bliskie. Mieli to być i byli – tak myśleliśmy – nasi sprzymierzeńcy, którzy dodawali nam – tak też myśleliśmy –wiary, otuchy, pomagali w trudnych momentach. I być może tak właśnie było. Mieliśmy od nich tę pomoc, ale tylko wtedy, gdy byliśmy w potrzebie, kiedy wiodło nam się nie najlepiej. Teraz – kiedy wiedzie nam się lepiej – oni wychodzą nam naprzeciw, by podciąć nasze skrzydła. W dłoni trzymają igłę, którą będą chcieli przekuć nasz balon. Dla jasności, żeby wszystko było OK. i zrozumiałe, dodam, że nie o wszystkich tu bliskich mówię, ale o tych, którzy takich udawali lub udają.
Nie wiem, jak to jest – może oni nie robią tego umyślnie, ale kiedy mówisz im o swoich wielkich planach, zaraz znajdują jakąś przeciwność, która na pewno stanie ci na drodze i zepsuje wszystkie twoje pomysły. Przeciwność, której nie uda ci się pokonać. Gdyby jeszcze mówili: słuchaj, uważaj na to i na to, bo to może sprawić ci trudność, ale jeśli zrobisz to i to, to uda ci się ją pokonać – to byłoby bardzo OK. Ale oni mówią: słuchaj, zapomnij o tym, nie dasz rady, to nie twoja liga, jesteś za słaby, jesteś za mały. To już nie jest fajne. A później jeszcze dodają, na sam koniec – że to wszystko dla twojego dobra.
Często spotykam na swojej drodze takich ludzi. Przyjaciół mówiących mi, że nie dam rady. Że nie osiągnę tego, co zamierzyłem. Spotykam teraz i spotykałem ich w przeszłości. Tylko jest jedna ważna różnica, dzięki której jest mi łatwiej dziś, niż wtedy. Kiedy widzę, kiedy słyszę, i kiedy czuję, że ich rady ewidentnie podcinają mi skrzydła – po prostu ich nie słucham. Wiem, czego chcę, i wiem, że to osiągnę dzięki swojej wierze i pracy, a wszystkie negatywne rady pozostawiam po prostu za sobą.