wtorek, 13 marca 2012

Świat Rafaela - cz. IV (Noc, której nie było)

Obudził go trel skowronków dochodzący zza okna. Przetarł oczy, spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę 9:00. Czuł się świeżo. Wyspany, wypoczęty, a zarazem dumny z siebie. Wczoraj jego siła charakteru przetrwała trudną próbę. Ktoś mógłby powiedzieć, że trudne próby swej siły charakteru to przechodzą żołnierze na wojnie. To fakt. Ale nie ulec pokusie, w jaką obleczona jest piękna, seksowna, chętna kobieta – to nie lada wyczyn. Jemu to się udało.

Przemknęło mu przez głowę kilka myśli. Co też by się stało, gdyby wczoraj pokusie uległ i został na noc u swojej sąsiadki. Teraz pewnie obudziłby się z kacem. Ten moralny doskwiera i męczy człowieka najmocniej. I tak też teraz byłoby w jego przypadku. Doszedłby do tego ból głowy po alkoholu. Nic przyjemnego.

I co z tego, że obok niego leżałaby piękna, naga kobieta? Piękna, naga, ale nie jego, a cudza. Dekalog mówi – nie będziesz cudzołożył. I tak złamał nakaz, który mówi o tym, że nie będziesz pożądał żony bliźniego swego. Ale, jak mniemał, lepiej pożądać w myśli, niż posiąść w rzeczywistości.

Przypomniał sobie wczorajszy wieczór. Sara, ubrana w błękitny, krótki – sięgający do połowy ud – szlafrok, usiadła obok niego, kładąc mu swą kobiecą, delikatną dłoń na kolanie, a potem poczęła ją przesuwać w stronę ud i wyżej. Czuł podniecenie. To fakt. Jednak w pewnym momencie jakby się przebudził. Zastanowił. Pomyślał, że chciał uchodzić za człowieka prawego, a to, do czego za chwilę mogło dojść, bynajmniej prawą rzeczą nie było, a wprost przeciwnie. Sam fakt, że trafił do domu Sary nie był już w porządku.

Przebudzenie przyszło nagle. Otrząsnął się w myślach. Wstał i spojrzał na Sarę, po czym rzekł:
- Przepraszam, ale nie mogę. Choć bardzo bym chciał – nie mogę. To byłoby nie w porządku. Czułbym się źle. Zresztą – ty chyba także.
- OK. – odezwała się Sara. – Rozumiem to. Ale po co ten wykład?
- Po prostu chcę ci powiedzieć, że fajna z ciebie kobieta, ale nie możemy…
- OK., rozumiem. Coś jeszcze?
- Nie. To wszystko.
- A więc dobranoc.
- Dobranoc. – Mężczyzna opuścił mieszkanie sąsiadki.

Mimo tego, że wczorajszy wieczór nie należał do najprzyjemniejszych, Rafael czuł się dzisiejszego ranka bardzo dobrze. Humor mu dopisywał. Miał świetne samopoczucie, między innymi dzięki dumie z samego siebie, a raczej ze swojego wczorajszego zachowania. Czy to już pycha? – teraz nie chciał się nad tym zastanawiać.

Wstał. Poszedł do łazienki. Wziął prysznic. Ubrał się. Dziś postanowił pisać do popołudnia. O 17:15 miał umówione spotkanie z Katien, koleżanką z pracy. Teraz, zanim zasiądzie do komputera, by kontynuować swoje opowiadanie, miał trochę czasu dla siebie. Poczuł głód. Poszedł po bułki, masło i żółty ser. Jaka piękna pogoda – pomyślał, gdy tylko wyszedł z klatki na świeże powietrze. Spojrzał na parking przed blokiem. Zdziwił się, gdy zobaczył męża Sary wraz z trójką dzieci, wychodzących z wielkiego, czarnego, nowego forda, a potem zmierzających w stronę miejsca, które właśnie opuszczał – miało ich nie być przez cały weekend. Jaka piękna rodzina – pomyślał, uśmiechając się pod nosem. Teraz już mógł się domyślić, co by się stało, gdyby został u sąsiadki na noc.