czwartek, 30 czerwca 2016

Prawda kołacze do Twego serca


Życie jest piękne! Mówię to nie po raz pierwszy, ale naprawdę tak myślę. Siedzę teraz przy biurku, które ustawione jest zaraz przy oknie. Za oknem mam piękny widok. Zielona trawa, drzewa, latające nad tym wszystkim ptaki. Stwórca naprawdę jest wspaniały. Stworzył to wszystko dla nas. I powiedział, żebyśmy zbytnio się nie martwili o sprawy tego świata. Bo czy aż takie ważne jest to, czy Wielka Brytania wyszła z UE, czy nie...? Dla kogoś, kto zabiega przede wszystkim o sprawy tego świata - na pewno jest to mega istotne. Dla mnie - nie. 

Mówię teraz szczerze: dziękuję Bogu za to, że dopuścił do tej sytuacji, że straciłem ręce - po to, abym mógł poznać Jego. Dzięki temu poznałem sens i cel swojego życia. I nie muszę już gonić za marnościami tego świata. Nie muszę za wszelką cenę być najlepszy. Nie muszę mieć najfajniejszego domu, najdroższego samochodu, najwięcej pieniędzy. Bo nawet jeśli będę miał mega super dom, którym będę się szczycił, nagle pojawi się ktoś, kto będzie miał nie jeden a trzy domu, na dodatek każdy lepszy od mojego. Dziękuję Bogu całym sercem za to, że mam gdzie mieszkać. A przede wszystkim za to, że nie muszę gonić za wszelką cenę za dobrami tego świata i uczestniczyć w wyścigu szczurów. 

Jezus naprawdę zmienia życie. Zmienia umysł. Myślenie. Odmienia spojrzenie na świat. Jest to proces. I nie zawsze jest super. Czasem naprawdę jest ciężko. Bywa że wracam do starego życia... Do starych niemądrych nawyków. Nawyków, które mnie gubiły. Z każdym dniem coraz bardziej. Jedynym ratunkiem jest dla mnie wiara. Możesz się z tego śmiać, możesz mówić, że jestem hipokrytą, ale tylko Bóg tak naprawdę zna moje serce. Twoje też. I wie, że Go potrzebujesz. Masz już dosyć tego świata, w którym każdy chce być najlepszy. Bo gdzie tu jest sens?

Nieraz pewnie polegałeś na kimś innym. Nie jeden raz pewnie też się zawiodłeś. Do kogo miałeś wtedy pretensje? Nie znajdziesz spełnienia, jeśli polegać będziesz na rzeczach tego świata. Ludzie każdego dnia zawodzą. Wiesz dlaczego? Bo są tylko ludźmi. Im szybciej to człowiek zrozumie, tym lepiej. Jednak to, że inni zawodzą, to, że zawodzimy my nie powinno być powodem, abyśmy zatwardzali swoje serca, abyśmy przestawali kochać - bliźniego swego jak siebie samego. 

Życzę Tobie, abyś był wytrwały. I Ty także bądź wytrwała. Nie przestawaj szukać Prawdy. Ona jest naprawdę blisko. Powiem więcej: stoi, kołacze do Twojego serca i czeka aż Jej otworzysz. 

niedziela, 12 czerwca 2016

Radość życia


Wczorajszy dzień był aktywny i nie ukrywam, że trochę mnie zmęczył. Wstaliśmy wcześnie rano. Chcieliśmy zdążyć na pociąg, który o 8:13 odjeżdżał z Łodzi Kaliskiej do Warszawy. Udało się! Monisia pojechała do pracy, ja z jej córką do stolicy. O godzinie 11:00 w Centrum Walki Warszawa zaczął się trening. Nie był łatwy, ja byłem po przerwie, ale jakoś przetrwałem. Najgorzej często jest zacząć - później jakoś leci. Ale bardzo się cieszę, że wróciłem po tej kilkudniowej przerwie. Brakowało mi konkretnych treningów, na których mogę się solidnie zmęczyć i widzieć swoje postępy. Pod koniec lipca wyjeżdżamy z reprezentacją Polski na obóz do Pucka, a we wrześniu szykują się zawody w para-taekwondo, które po raz pierwszy odbędą się w Polsce. Tak więc: co tu dużo można mówić - trenować trzeba! 

Wczorajszy trening skończył się o 13:00. Potem z córą Monisi poszliśmy do Parku Agrykola, gdzie odbywał się Korea Festival 2016. Miałem okazję być w Korei Południowej w roku 2014, także sam festiwal nie był dla mnie jakimś wyjątkowym wydarzeniem, choć nie ukrywam, że było przyjemnie. Najbardziej się cieszę, że mogłem tym samym sprawić przyjemność młodej, która interesuje się się kulturą Azji. Mimo tego, że byłem dość mocno wyczerpany po treningu i że musiałem wydać trochę pieniędzy - jestem mega szczęśliwy, że mogłem coś zrobić dla kogoś innego. Uważam, że to jedna z większych radości naszego życia. Znam inne, które są jeszcze większe, ale o nich innym razem... 

sobota, 11 czerwca 2016

Krótki czewcowy sobotni wpis

Witajcie! To była naprawdę udana sobota - choć jeszcze się nie skończyła. Ostatnio budzę się przed budzikiem. Dziś także tak było. Ok. 5:45, a może i wcześniej. Budzik nastawiony był na 6:00. W uszykowaniu się, jak zawsze, pomogła mi moja ukochana Kobieta, która potem mnie i jej córkę, zawiozła na dworzec Łódź Kaliska, skąd też o 8:13 ruszyliśmy do Warszawy. Tylko ja i córka Monisi - ona pojechała do pracy. O godzinie 11:00 w Warszawie zacząłem trening w Centrum Walki. Trwał on dwie godziny i był, jak ja to lubię mówić - naprawdę konkretny.  Potem poszedłem razem z córką Monisi na Festiwal Sztuk Koreańskich, jako że interesuje się ona kulturą tego państwa. Byłem już w Korei Południowej, także taki festiwal, choć to przyjemna rzecz, nie wywarł aż na mnie tak ogromnego wrażenia. Jednak jej się naprawdę podobał. I choć byłem mocno zmęczony, chciałem z nią tam być. Bo nie ja jestem tu najważniejszy. Ktoś ostatnio mnie uczy, że innego człowieka trzeba zawsze stawiać przed sobą. Mimo tego, że nie zawsze mi to wychodzi idealnie, chcę odrobić tę lekcję. 

Do domu wróciliśmy jakąś godzinę temu. Kończę ten wpis i szykuję się do spania. Życzę Wam dobrej i spokojnej nocy! :-)