niedziela, 28 listopada 2010

Umiem latać

To, że umiem latać - od dziś nie jest tajemnicą.
Wyjawiam to - a co tam! - niech się wszyscy dowiedzą.
Od teraz dewotki mnie straszyć będą gromnicą.
Jutro ci w kitlach z kaftanem po mnie przybędą.

Kilka mocnych zastrzyków dadzą - trza uśpić wariata.
Nogi przymocują na pasy - niech się tu tylko nie rusza.
Tak głośno krzyczał, tak wrzeszczał - niech se teraz polata.
Ciekawe, kto pierwszy uleci - ptak czy jego dusza?

To, że umiem latać, dla niektórych jest nierealne.
Jest dziwne lub niepojęte - niektórzy w to nie wierzą.
Nikt nigdy nie zapytał mnie, czy latanie jest fajne.
I jak dalej pytać nie będą - nigdy się nie dowiedzą.

I nie posiadam skrzydeł jak ptak czy jak anioł biały.
Ani śmigła jak helikopter, które by się kręciło.
Lecz z góry spoglądam na ludzi małych jak karły.
Co ulicami jak w labiryntach na oślep gdzieś idą.

Chmury to moje siostry, me przyjaciółki najdroższe.
Wiatr to mój brat - oddany, wierny - jest zawsze obok.
W tym towarzystwie czas płynie błogo -życie jest prostsze.
W dzień tańczę z powietrzem, nocą do snu tuli mnie obłok.

To, że umiem latać - to nie są cuda żadne ni czary.
Jeśli byś chciał lub chciała - niżej podaję ci przepis.
Do szczypty miłości daj garść siły, trzy tony wiary.
Wszystko wymieszaj dokładnie, wypij, potem odlecisz.