poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Lepiej słabo – niż wcale

Dopiero dziś dochodzę powoli do siebie. Zauważyłem, że mocno odczuwam jakiekolwiek zmiany zachodzące w stałym rytmie mojej codzienności. A pisząc te słowa, zastanawiam się, kiedy wreszcie podszlifuję mój warsztat i zdobędę, a może raczej: nabędę lekkości pióra.

Zajęcia z twórczego pisania, które prowadziła p. Danuta Dwojat, trwały niecałe dwie godziny. To za mało i za krótko, by zdobyć warsztat i lekkość pióra. Dobrze, że chociaż znam podstawy pisarstwa; a może to dopiero podstawy podstaw? Ale dobre i to!

Danuta (prześlijmy na „ty”) mówiła o tym, że aby dobrze pisać, i aby w ogóle nauczyć się pisania – trzeba po prostu… pisać. Pisać często, pisać jak najwięcej.

Przede mną długa jeszcze droga. A mam już 26 lat! Niektórzy w tym wieku piszą i wydają książki. No cóż… Są też tacy – i byli tacy, i tacy będą – którzy pisać zaczęli względnie późno. Bodajże R. Ludlum swoją pierwszą książkę napisał, kiedy miał lat więcej niż czterdzieści. Pocieszam się nieco tą myślą.

Tak więc droga przede mną jeszcze długa, może nawet kręta. Ale, mimo tego – i mimo wszystko – pisać będę. Nawet jeśli będę pisać słabo. Trudno: lepiej słabo, niż wcale. No: ale też lepiej dobrze, niż słabo… A moje „słabo” mam zamiar powoli, stopniowo, krok po kroku zamieniać na „dobrze”, a „dobrze” zamienię potem na „lepiej”,  „lepiej” na „jeszcze lepiej”… itd.