poniedziałek, 27 lutego 2012

Ona

Kontakt z osobą, z którą się było, sprawia, że wracają wspomnienia. Zawsze te przyjemne. Chwile, w których czuło się bliskość ukochanej osoby. Kiedy jej uśmiech rozświetlał wszystko dookoła. Tyle momentów, w których mogłeś dzielić radość i to co najlepsze ze swoją drugą połową. Te chwile, które były – nazwijmy je tak: nieciekawe – tracą na mocy. W ogóle ich się nie pamięta, jakby nigdy ich nie było. Świat jest piękniejszy, kiedy można dzielić z kimś szczęście.

Ten cztery setny post dedykuję osobie, z którą dzieliłem przez pewien czas swoje życie. Ona dobrze wie, o kim mówię, więc nie będę podawał nawet jej imienia. Rozmawialiśmy dziś przez telefon. Przypomniałem sobie o niej. O kilku pięknych momentach, a jeśli zliczyć wszystkie – były ich setki, a nawet tysiące, choć tyle przeciwności stało między nami. Jest takie miejsce w moim sercu, które zawsze będzie tylko tej osoby. I ona tam pozostanie. 

I znów ten rasizm...

Wczoraj na zajęciach z psychologii (już nie pamiętam jakiej, ale chyba współczesnych problemów psychologii czy jakoś tak) obejrzeliśmy film „Niebieskoocy”, opowiadający o ciekawym eksperymencie przeprowadzonym kilka lat temu. Otóż: jakaś pani, znaczy główna bohaterka, walcząca z rasizmem, zamieniła miejscami czarnych z białymi. To znaczy: ludzie czarni byli lepsi i mogli gnębić białych i niebieskookich, a najwięcej gnębiła ich główna bohaterka, wciąż pokazując, gdzie tak naprawdę ich miejsce. Jakie były moje pierwsze myśli po filmie?

Kiedyś już ktoś – także na zajęciach w uczelni – włączał nam ten film. I powiem szczerze, z ręką na sercu, że nie wiem – po co nam dziś oglądanie tego typu filmów. Problem rasizmu może i istnieje, ale czy jest on dostrzegany u nas na uczelni, że musimy oglądać tego typu produkcje? Przecież żaden normalny, w miarę inteligentny i wrażliwy człowiek – a każdy pedagog raczej posiada te cechy! – nie jest rasistą! Żaden normalny człowiek nim nie jest. Więc nie rozumiem po co te filmy.