Jak ten czas szybko płynie.
Jest nieubłagany. Choćbyśmy my się zatrzymali, by odpocząć – on na pewno tego
nie zrobi. Nie poczeka na nas. Jest bezwzględny.
Moje 28 lat minęło niemalże
jak jeden dzień. Kiedy patrzę na swoje życie z tej perspektywy, widzę tak wiele
rzeczy, spraw, moich uczynków, z których nie jestem dumny. W głowie słyszę
sporo słów, których nie powinienem wypowiedzieć, ale to zrobiłem.
Ale czasu nie cofnę. Nie
umiem. Nie mam takich zdolności. Nie wiem, czy bym w ogóle chciał, bo to byłoby
bez sensu. Co, niby, cofałbym go co rusz i tak w nieskończoność? Coś mi nie
wyszło – ciach! Wracam. Zaczynam jeszcze raz. Znów nie wyszło tak, jakbym
chciał – cofam czas po raz kolejny. I znowu, i znowu… To nie byłoby fajne.
Pogubiłbym się w tym.
Być może cofnąłbym czas,
ale tylko pod jednym warunkiem. Wróciłbym do początku swojego życia albo gdzieś
na jego wstępny etap, ale tylko ze świadomością co najmniej taką, jaką mam
teraz. Ale to niemożliwe. Więc kończę gdybanie.
Dziś pierwszy dzień
września. Ten rok także pędzi jak szalony. Jakie wyciągam z tego wnioski?
Ano takie, że nie ma tu
chwili do stracenia. Nie ma na co czekać, bo życie minie nam, a my nawet tego
nie zauważymy. Nie ma co tracić czasu na przejmowanie się tym, co było kiedyś.
Trzeba łapać każdy moment. Trzymać go mocno. Lecz nie za długo, bo zaraz
przyjdzie następny, a my wciąż będziemy zajęci tym, który już był, przeminął.
Nie ma co tracić czasu na
zbędne gadanie. Na myślenie o tym, co by było gdyby. Nie ma co go trwonić na
użalanie się nad sobą. Na szukanie winnych naszym porażkom.
Nie ma co marnotrawić czasu
na szukaniu tego, co jest złe, co niedobre. Jest wiele rzeczy, które trzeba
zmienić, ale jeśli skupimy się na brakach, będziemy przyciągać ich do siebie
coraz więcej.
Trzeba skupić się na tym,
co mamy. Na rzeczach dobrych. Na pozytywach. Nie ma co marnować życia na zbędne
myślenie. Trzeba żyć!