sobota, 18 sierpnia 2012

Moja hipokryzja


Jeśli chodzi o moje postanowienie z dnia 13. sierpnia, to oznajmiam
z przysłowiową – wiadomo dlaczego przysłowiową – ręką na sercu, że postanowienia dotrzymuję, jak to się mówi, twardo, choć nie ukrywam, że miałem już chwile, w których byłem blisko tego, by polec. Mimo wszystko – udało się,
i bardzo mnie to cieszy, bo jeśli chcę być poważnym człowiekiem – a chcę tego całym sercem – moje słowa także powinny, a nawet muszą, być poważne. Być może nie jest to super interesujący temat, ale, jak powiedziałem, a raczej napisałem 13. sierpnia na blogu: będę Was, drodzy Czytelnicy, co najmniej do końca miesiąca męczył wpisowo owym postanowieniem. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. OK., to by było tyle a propos.

Teraz trochę z innej beczki.
Przeczytałem kilka godzin temu na portalu Prokapitalizm.pl (http://prokapitalizm.pl/) ciekawy artykuł zatytułowany „Woodstock nie dla wszystkich” (http://prokapitalizm.pl/woodstock-nie-dla-wszystkich.html#more-17584). Nie będę streszczał ani recenzował (i tak tego nie umiem) owego tekstu,
a dla wszystkich zainteresowanych w poprzednim zdaniu podaję link do całego artykułu.
Autor tekstu był uczestnikiem Przystanku Woodstock. Widział on występ
i przemowy zarówno prezydentów Polski i Niemiec, jak i Biskupa Tadeusza Pieronka, który odpowiadając na pytanie, dlaczego Kościół nie chce zrezygnować
z celibatu skoro tyle księży jest podejrzewanych o kontakty seksualne z kobietami, powiedział bardzo ciekawą rzecz, mianowicie (cytuję autora):
 Tak samo można by zrezygnować z instytucji małżeństwa, skoro jest tak wiele zdrad i rozwodów. Wcześniej Bp Pieronek dał do zrozumienia, że tego typu seksualne sytuacje
w Kościele nie są powodem do tego, by rezygnować z celibatu.
Nie jest to do końca moja sprawa, ponieważ nie utożsamiam się całkiem
z Kościołem Rzymsko Katolickim, choć na mszy jestem obecny prawie w każdą niedzielę. Spowiadam się także dosyć często – przynajmniej raz w miesiącu. Jednak, mimo tego, robię wiele rzeczy, które sprzeczne są z doktrynami KRK. Pierwszy mój grzech przeciw Kościołowi jest taki, że na spowiedzi nie mówię księdzu wszystkiego, co według zasad spowiedzi powiedzieć powinienem. Uważam, że nie muszę. Tak, wiem, to głupie. Jestem hipokrytą – zdaję sobie z tego sprawę. Są jednak takie grzechy, z którymi rozliczam się tylko przed Bogiem. Drugi mój grzech przeciwko Kościołowi jest poważniejszy, ponieważ uważam, że KRK nie jest jedyną drogą do Boga i Zbawienia. Według mnie KRK to tylko symbol. Symbol, który może nam pomóc w drodze do doskonałości. Powiedziałem o tym już nieraz. Kościół jest miejscem i sposobem, przez który kształtuję siebie i swój charakter.
Ale wracając do Woodstocku…

Kościół Rzymsko Katolicki funkcjonuje od ok. 2000 lat. Dlatego też dziwią mnie rady niektórych ludzi, bo często są to ludzie, którzy wcale nie utożsamiają się
z Kościołem, a wprost przeciwnie – to Jego adwersarze. Pewnie gdyby nie zasady obowiązujące w Kościele – takie jak właśnie celibat – Kościoła by dziś nie było. Nie przetrwałby tak długo. Więc rady i wskazania niektórych osób, chcących znieść celibat lub pozwolić kobietom na to, by były księżmi – są dla mnie mało zrozumiałe. Choć jest tu we mnie trochę empatii, bo jakiś czas temu miałem podobne postulaty, jak ci ludzie, ale co w tym wszystkim jest najśmieszniejsze – uważałem się wtedy za ateistę. I tym optymistycznym akcentem – że ateistą już nie jestem! – kończę ten wpis.

PS Tak mi się przypomniało…
Wiecie, kim jest ateista?
Kimś, kto walczy z czymś, czego według niego nie ma.
Tak, wiem, trochę to uproszczone, ale coś w tym jest, prawda? Dobrej Nocy!
                                                                                                               


Trochę zazdroszczę


Wspomniałem coś tam wczoraj o zawojowaniu świata. Nie udało mi się nawet lekko liznąć tego tematu. Jest on jak rzeka. Długi, niewyczerpany. Każdy może mieć
w kwestii wojowania świata swoje własne zdanie. Mam je i ja. Każdy może się z tym zdaniem nie zgadzać. Gdy wczoraj odłożyłem pióro (czyt. wyjąłem z ust ołówek, którym klikam w klawiaturę), włączyłem sobie tę oto piosenkę (link): http://www.youtube.com/watch?v=1wYNFfgrXTI&feature=BFa&list=AL94UKMTqg-9A5K8SuV1Xsv4eSZJptYgpc, i pomyślałem, że ten koleś, znaczy Eminem, jest kimś, kto zawojował świat. Na F.B. napisałem, że jest on geniuszem. Możemy twierdzić, że nie robi on rapu (a pseudo-rap), że jest komercyjny, że jest zbyt kontrowersyjny, że tworzy pod publikę, ale nie możemy mu odmówić braku charyzmy. Jego muzyka porusza serca. Ma moc, której możemy pozazdrościć. Przyznaję się, że ja trochę zazdroszczę…