czwartek, 2 grudnia 2010

Zajęcia z profesorem Mariuszem Jędrzejką w WSP

Pierwszy budzik zadzwonił o godzinie 5:00. Polifoniczny dźwięk, który wydawał, usłyszałem na tyle głośno, by się obudzić, choć jego źródło, telefon komórkowy marki Nokia, znajdował się w pokoju obok. Po około pół minucie wyciszyła go babcia. Postanowiłem, że skorzystam z okazji i jeszcze trochę poleżę w wygodnym łóżku pod ciepłą kołdrą. Tak też zrobiłem. Drugi budzik, znajdujący się już w moim pokoju, nastawiony miałem na czas budzenia na godzinę szóstą. Nie czekałem jednak aż zadzwoni, bo już o godzinie 5:30 byłem na nogach. Tak więc drugi budzik wyłączyłem, zanim zdążył nawet pomyśleć o tym, żeby zadzwonić. Pewnie nawet nie zdążył się obudzić.

Poranne, krótkie ćwiczenia, potem przygotowania, śniadanie i tak dalej. Nie będę wgłębiał się tutaj w szczegóły tych czynności, pominę to, przenosząc się do momentu mojego wyjścia z domu, który nastąpił około godziny 7-mej. Na przystanku znalazłem się jakieś 15-ście minut później, około 10-ciu minut czekałam na przyjazd busa, do którego, gdy już zajechał, wsiadłem, a potem, jakieś 15 kilometrów dalej, już na terenie miasta Łódź – opuściłem, by przesiąść się do tramwaj linii 8.

Normalnie, znaczy w warunkach pogodowych nieutrudniających tak mocno podróżowania, pojechałbym busem dalej, do jego przystanku krańcowego znajdującego się na ulicy Bazarowej w Łodzi, jednak nie zrobiłem tego, z obawy, że nie zdążę na czas dojechać do miejsca celu mej podróży – Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Łodzi znajdującej się na ulicy Żeromskiego 115.

Z doświadczenia, które zdobyłem trzy dni wcześniej, wiedziałem, że w obecne srogie, zimowe warunki pogodowe po mieście najwygodniej i najbezpieczniej poruszać się tramwajem, a ja wolałem nie ryzykować, nie chciałem się spóźnić, więc postawiłem przesiąść się z busa – i dodam, że była to decyzja dobra. Na miejscu – na terenie WSP – byłem już o godzinie 9-tej, czyli pół godziny przed czasem.

W środku uczelni spotkałem kilkoro znajomych, z którymi wymieniłem kilka serdecznych słów. Potem przeniosłem się pod aulę nr 3. To właśnie w niej o godzinie 9:30 miało dojść do spotkania, które poprowadzić miał prof. dr hab. Mariusz Jędrzejko. Spotkanie odbyło się planowo: najpierw wykład, potem warsztaty. Wszystko to pod tytułem „Dopalacze – nowy problem medyczny, prawny, społeczny, moralny – interpretacja pedagogiczna”.

Myślę, że frekwencja dopisała. Zająłem miejsce w jednym z pierwszych rzędów. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem, że przybyłych jest wielu. Ich liczba wynosi około stu. Oprócz studentów na zajęciach pojawili się także pracownicy uczelni, w tym wykładowcy.

Profesor Mariusz Jędrzejko już na samym wejściu zrobił na mnie wrażenie osoby surowej i nieco arbitralnej. Na początku zajęć zaczął wydawać studentom nieznoszące sprzeciwu dyrektywy, by przesiadali się w krzesła stojące bardziej z przodu, a niektórych z nich nazywał nawet „gamoniami”. Osób spóźnionych na zajęcia nie wpuszczał. Wyprosił z sali nawet jednego z wykładowców Wyższej Szkoły Pedagogicznej, właśnie za to, że przybył na zajęcia 10 minut po ich rozpoczęciu. Już w czasie trwania wykładu dynamicznie chwycił i przestawił na bok kamerę, która Go nagrywała, a którą obsługiwał także pracownik WSP.

Lecz w dalszej części wykładu okazało się, że Profesor Jędrzejko to przede wszystkim dobry człowiek oraz pedagog posiadający twarde zasady. Pracując z osobami uzależnionymi, z narkomanami czy alkoholikami, pedagog terapeuta, powinien wytyczyć mocne granice, których przekraczać nie wolno. Jeśli chcemy pomóc tym osobą, a chcemy (!), czasem musimy być surowi. Osoba mocno uzależniona nie wie, co jest dobre a co złe. My musimy mu to pokazać, zaczynając od spraw podstawowych i fundamentalnych. Żeby budować osobowość i wartości potrzebna jest konsekwencja i dyscyplina. Osoby mocno uzależnione muszą jasno wiedzieć, jacy mają być i co robić. Muszą mieć ustalone sztywne granice, których nie mogą przekraczać – inaczej terapia nie przyniesie skutku.

Nim młodzież sięgnie po narkotyk, zanim wykona ten krok – należy ją uświadamić, czym to właściwie grozi. Przekonywać na różne sposoby, że nie warto nawet próbować. Bo, jak wiemy, to nie zabawa, a konsekwencje tego czynu mogą być ogromne – uzależnienie od narkotyków czy alkoholu to problem, który rzutuje na całe życie. Nigdy nie mamy pewności, że próbując raz narkotyku – nie wrócimy do niego. Nic nie daje gwarancji, że tego nie powtórzymy. Nie wiemy, co mamy zapisane w DNA, nie znamy naszego kodu genetycznego. A jak pokazują badania – od tych czynników także zależy podatność na uzależnienia.

Profesor podczas warsztatów uczył, jak najlepiej trafić do młodzieży, by ta nie sięgała po narkotyki i dopalacze. Co mamy mówić, w jaki sposób mówić, co pokazywać, by zniechęcić młodzież do tych substancji, a przede wszystkim, by ją uświadomić, czym grozi zażywanie. Prowadzący puszczał slajdy, na których były zdjęcia twarzy osób – najpierw przed stycznością z narkotykami i dopalaczami, kiedy były jeszcze zdrowe i ładne, potem np. po pół roku brania. Zmiany w rysach i wyglądzie były bardzo wielkie.

Profesor pokazał, jaka jest różnica między dopalaczami a zwykłymi narkotykami. Przede wszystkim skład. Weźmy zwykłe narkotyki: mamy amfetaminę, która pobudza organizm i podwyższa ciśnienie, i marihuanę, która wycisza i uspokaja, oraz powoduje spadek ciśnienia. Natomiast jeden dopalacz może mieć właściwości i amfetaminy – pobudzające organizm i podwyższające ciśnienie – i marihuany – wyciszające organizm i obniżające ciśnienie. Co się dzieje w organizmie osoby po zażyciu takiego dopalacza – łatwo sobie wyobrazić.

Profesor pięknie odwoływał się do Stwórcy. Mówił, że to Bóg stworzył nasze umysły, nasze mózgi i nikt nie powinien ich modyfikować sztucznymi substancjami. Pobudzenie po amfetaminie jest tylko chwilowe i, tak naprawdę, pozorne, a przede wszystkim sztuczne, bo już po kilku godzinach przychodzi stan, kiedy trzeba zapłacić za zażycie narkotyku. Jednak największą konsekwencją są nieodwracalne zmiany w naszych mózgach i organizmach. Nie mówiąc już o czymś, co zwane jest współuzależnieniem, kiedy cierpi nie tylko osoba uzależniona, ale także, a może głównie jej bliscy. Życie mamy jedno. Żyjemy tu i teraz. A więc przeżywajmy nasze życie jak najlepiej!

PS. Oto link do relacji (zdjęcia): http://www.wsp.lodz.pl/news-324.html