środa, 3 listopada 2010

Z komisariatu do szpitala przez monopol

Wypuścili mnie z komisariatu bardzo wcześnie dnia następnego. Nim wyszedłem, spytałem o Alinę, lecz powiedzieli lakonicznie, że jej nie ma i żebym już spadał. „A gdzie jest?” – chciałem się dowiedzieć. Usłyszałem w odpowiedzi niemiłe „Dowidzenia”. No, dowidzenia… Wyszedłem z ciepłego pomieszczenia na zimne, wilgotne, jesienne powietrze. Spojrzałem na zegarek, który miałem na ręku – była 6:25.

Jak zimno – pomyślałem – i szczelnie pod szyją otuliłem się kurtką. Gdzie jest Alina? Może w nocy wypuścili ją do domu? W sumie nie byłoby w tym nic dziwnego. Taka piękna i elegancka kobieta miałaby spędzić noc w obskurnej, brudnej celi – to nie do pomyślenia. Zresztą, miała pieniądze, mogła zapłacić policjantom za wypuszczenie. Miała też fajny tyłek – mogła nim zapłacić… Szkoda, że nie pomyślała o mnie, jak ją puszczali. Ale nie mam o to pretensji, nie czuję żalu. Tylko trochę szkoda, bo teraz nie wiem właściwie, co mam robić.

Dziś niedziela. Autobusy o tej porze w niedziele jeszcze nie kursują. Zaczynają dopiero po ósmej. Strasznie późno. Sięgnąłem ręką do kieszeni, chcąc sprawdzić, czy mam tam jakieś drobne. Poczułem się głodny. O, coś tam jest! I to nie tylko drobne. Wyczułem palcami papierek, który był nieco tłusty. Wyciągnąłem z kieszenie banknot 50-złotowy. Zdziwiłem się. Fajnie! – pomyślałem.

Na najbliższym skrzyżowaniu skręciłem w lewo. Potem około dwustu metrów przeszedłem prosto szarym, nierównym chodnikiem. Doszedłem do sklepu monopolowego, który ozdobiony był w kolorowe, młodzieżowe graffiti. Sklep czynny był całą dobę – non stop przez wszystkie dni i noce tygodnia. Wszedłem do środka.

„Dzień dobry” – przywitałem się. Odpowiedziała mi tylko sprzedawczyni, mimo tego, że prócz niej w środku byli jeszcze trzej klienci. Każdy z nich trzymał w ręku otwartą butelkę z piwem. Jeden spojrzał się na mnie takim wzrokiem, jakby chciał mnie zabić tam na miejscu. „Co jest, kurna?!” – rzekł, patrząc na mnie jak na swojego najgorszego wroga i robiąc przy tym miny, jakby był szefem całego miasta.

„Uspokój się, Zenek” – rzekł drugi i chwycił za ramię kolegę, który robił się coraz bardziej agresywny. Postanowiłem nie zważać na to. „Ma pani słodkie bułki?” – spytałem. Ekspedientka nie zdążyła odpowiedzieć, a ja poczułem cios w lewą stronę twarzy. Potem silne uderzenie w tył głowy. Następnie mocne kopnięcie w nogi. Zacząłem się przewracać na plecy. Nim upadłem, udało mi się wykonać obrót w powietrzu, dzięki czemu upadłem na brzuch, chroniąc rękoma moją twarz, głowę i część klatki piersiowej.
Napastnik naskoczył mi na plecy. Poczułem uderzenie pięści w okolice górnej części kręgosłupa. Potem zamkniętymi dłońmi walił mnie w tył głowy. Powoli traciłem przytomność. Słyszałem jeszcze, jak jego koledzy krzyczą, próbując ściągnąć ze mnie agresora. Co było potem – nie pamiętam, jako iż straciłem przytomność…

Ocknąłem się w bielutkim, sterylnym pomieszczeniu – sali szpitalnej pełnej łóżek i pacjentów, którzy na nich leżeli. Podniosłem ręce i przetarłem oczy. „O!, obudził się pan!” – rzekła stojąca nad moim łóżkiem pielęgniarka. „Ma pan gościa” – dodała. Za chwilę do sali weszła Alina. Ubrana elegancko, jak wtedy, gdy ją poznałem. Miała na sobie czarną spódnicę nad kolana, a pod nią czarne, eleganckie – zapewne pończochy. Na górze ubrana była w wyjściową garsonkę koloru kremowego. Podeszła do łóżka, na którym leżałem: „Witaj, maleńki!” – rzekła. I uśmiechnęła się zalotnie. 

Teraz jesteś pięknym Motylem



Poniżej zamieszczam piękną historyjkę, którą zapożyczyłem z książki Anthonego Robbinsa. Myślę, że świetnie pasuje ona do czasu i okoliczności, jakie mamy teraz. Jeszcze trzy dni temu odwiedzaliśmy groby bliskich zmarłych, by pomodlić się za Ich dusze. Wczoraj byłem na pogrzebie sąsiada, 21-letniego chłopaka, który tydzień temu zginął nieszczęśliwie w wypadku samochodowym. Może dzięki tej historyjce choć trochę zmieni się nasze postrzeganie śmierci. Jeśli jesteś Katolikiem i wierzysz w Boga, wierzysz w Niebo – pomyśl, że ci, którzy odeszli z tego świata, są teraz w innym, lepszym wymiarze. I są tam szczęśliwi!


PRZEMIANA Z GĄSIENICY W MOTYLA

Kiedy mój syn miał mniej więcej sześć lat, wrócił pewnego dnia do domu, zanosząc się od płaczu, ponieważ jeden z jego kolegów spadł na placu zabaw ze zjeżdżalni i zabił się. Usiadłem obok Joshuy i powiedziałem:
- Wiem, kochanie, jak się czujesz. Brakuje ci go i takie uczucie jest zupełnie normalne. Ale powinieneś też zrozumieć, że czujesz w ten sposób dlatego, że jesteś gąsienicą.
Popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Udało mi się trochę naruszyć jego wzorzec, ciągnąłem więc:
- Po prostu myślisz jak gąsienica. Poprosił o wyjaśnienie.
- Jest taki moment, kiedy każda gąsienica myśli, że umarła. Myśli sobie, że skończyło się życie. Joshua zastanowił się i spytał:
- To wtedy, kiedy owijają się w kokon?
- Właśnie tak - odpowiedziałem. - Zawijają się w kokon tak, jakby chciały być w nim pochowane. I wiesz co? Gdybyś zajrzał do środka, nie znalazłbyś tam gąsienicy, tylko kleistą masę. Większość ludzi sądzi, że gąsienica umarła. Nawet sama gąsienica tak myśli. Ale w rzeczywistości zaczyna się ona wtedy przekształcać. Rozumiesz? Zmieniać się w co innego. I w co się zamienia po bardzo niedługim czasie?
- W motyla - odpowiedział Joshua, a ja pytałem dalej:
- Czy inne małe gąsienice na ziemi widzą, że ich kolega stał się motylem?
- Nie - odpowiedział.
- A co robi gąsienica, kiedy wydostanie się z kokonu?
- Lata.
- Właśnie tak. Wydostaje się na słońce, suszy skrzydła i zaczyna fruwać. Jest jeszcze piękniejsza niż przedtem, zanim owinęła się w kokon. Czy ma też więcej swobody?
- O tak. O wiele więcej swobody - odpowiedział.
- Czy myślisz, że wtedy lepiej się bawi?
- Jasne. Ma o wiele mniej nóg, żeby się męczyć.
- Właśnie tak. Ma za to więcej radości. I nie potrzebuje już nóg, bo ma skrzydła. Myślę, że twój przyjaciel ma teraz skrzydła - powiedziałem. - Nie od nas zależy, kiedy ktoś staje się motylem. Czasami myślimy, że to niesprawiedliwe, ale jestem przekonany, że Bóg wie lepiej od nas, kiedy jest właściwy czas. Teraz jest zima, a ty chciałbyś, żeby było lato. Jednak Bóg ma inne plany. Musimy więc wierzyć, że Bóg wie lepiej od nas, jak tworzyć motyle. I kiedy wciąż jeszcze jesteśmy gąsienicami, czasem nie zdajemy sobie sprawy z tego, że motyle istnieją, ponieważ latają one wysoko nad nami. Ale nie powinniśmy zapominać, że one tam są.
Joshua uśmiechnął się, uścisnął mnie i powiedział:
- Założę się, że jest pięknym motylem!

Anthony Robbins – „Obudź w sobie olbrzyma”