czwartek, 29 marca 2012

"Diabły" coraz lepsze!

Byłem dziś, a właściwie to już wczoraj, bo mamy godzinę 24-tą z minutami, na treningu „Diabłów Łódź”. Chyba jeszcze o tym nie mówiłem, a więc teraz to zrobię: drużyna „Diabłów” ma treningi w każdą środę o godzinie 16:45 w LO XXXIII na osiedlu Retkinia.

Trening dzisiejszy był raczej lekki, tzw. rozruchowy, mówiąc sportowym językiem. Drużyna w weekend uczestniczyła w rozgrywkach Ligi Rugby Na Wózkach, które odbywały się w Radomiu. Z tej przyczyny czynię ten krótki wpis.

Miło było posłuchać opowieści z tego wyjazdu, a jeszcze milej było widzieć radość na twarzach rugbistów, kiedy opowiadali, jak to dali lanie trzem z sześciu drużyn, z którymi grali. To wynik niesamowity! Widać, że ciężkie treningi przynoszą efekty. „Diabły” z każdym dniem coraz lepsze – gratuluję!!

wtorek, 27 marca 2012

Uprzedź Uprzedzenia u Rzecznika Praw Obywatelskich

Wpis mój będzie krótki. Niecałą godzinę temu dotarłem do domu. Byliśmy z całą ekipą Uprzedź Uprzedzenia (http://uprzedzuprzedzenia.blogspot.com/) w Warszawie – u Rzecznika Praw Obywatelskich. Wizytę zaliczam do udanych. Nasze wystąpienia także. Dotyczyły one oczywiście zmiany wizerunku osób z niepełnosprawnością w oczach reszty społeczeństwa. Podeszliśmy do tej sprawy z kilku różnych stron. Miałem także swoje pięć minut, podczas których mówiłem o przedsiębiorczości OzN, bazując na świeżym doświadczeniu, jakie mam w tej dziedzinie. Planuję napisać na temat wizyty obszerniejszy artykuł, w którym dowiecie się trochę więcej na temat tego ciekawego wydarzenia.

Uwieńczeniem projektu Uprzedź Uprzedzenia była także prezentacja Megazinu, który składa się z artykułów napisanych przez całą naszą ekipę. Jest także tekst, o którym wspomniałem w swoim poprzednim poście. Mam już kilka egzemplarzy naszego dzieła w domu. Będę w posiadaniu, już niebawem, następnych.

Kończąc ten wpis, spełniam obietnice Ani, mojej koleżanki, członkini ekipy UU, już niebawem – trzymam kciuki, obrona w dzień moich imienin, 13 kwietnia – Pani Doktor. Obietnice spełniam, robię to z przyjemnością: POZDRAWIAM SERDECZNIE CAŁĄ WSPANIAŁĄ EKIPĘ UPRZEDŹ UPRZEDZENIA!! 


(Niebieski Płomień: http://niebieski-plomien.blogspot.com/2012/03/uprzedz-uprzedzenia-u-rzecznika-praw.html)

sobota, 24 marca 2012

Hej, Diabły Łódź!

„Diabły Łódź” to grupa pozytywnych ludzi. To, że poruszają się na wózkach – to szczegół. Ważniejsze jest tu coś innego. Niesamowita siła, która emanuje z tych osób. Wiara w siebie, ambicja, konsekwencja. Wytrwałość – to ona prowadzi ich do celu.

Tutaj nikt nie płacze, że złamał mu się paznokieć. Nikt nie narzeka, że nie ma czego na siebie włożyć. Nikt tu nie strzela focha, bo ktoś mu powiedział coś dwuznacznego, niemiłego. Tutaj problemy mają zupełnie inny wymiar. To tak jak z mężczyzną, który narzekał, że nie ma butów, aż wreszcie spotkał człowieka bez nóg.

Mówisz o szkole życia… Chcesz zobaczyć, czym jest szkoła życia? Przyjdź na trening Rugby na Wózkach. Może wtedy twoja szkoła życia przestanie być szkołą. Stanie się co najwyżej szkółką. Dla ciebie i ludzi podobnych tobie, którzy szkołą życia nazywają zarobienie pierwszego tysiąca.

Zapraszam wszystkich na oficjalną stronę „Diabłów Łódź”: http://www.diably-lodz.pl/.

PS Niebawem ukaże się megazin, a w nim obszerniejszy artykuł ze zdjęciami „Diabłów Łódź”. Proszę o cierpliwość. Więcej informacji tutaj: http://uprzedzuprzedzenia.blogspot.com/.

Takie bazgroły...

Seksik - DSM
To miłe. Nawet bardzo. Spotykam znajomych, rozmawiam z nimi – i okazuję się, że wielu z nich czytuje mój blog. Dowiaduję się o tym całkiem przypadkiem. Jednak informacje te są dla mnie bardzo pozytywne. Dają mi wiele radości. To motywuje mnie do tego, by wpisy, które tu czynię, były bardziej ambitne. Wiem, że ich jakość jest różna. Blog mój nie posiada jednej i tej samej tematyki. Raz piszę o tym, raz o tamtym, to znowu o czymś innym. Jedne moje wpisy są poważne, inne trochę mniej, a kolejne pisane są na totalnym luzie. W sumie jeszcze nie tak dawno motto przewodnie tego bloga brzmiało: Nie ma żadnych dowodów na to, że życie jest poważne. Podobnie jest ze mną. Do życia podchodzę bardzo poważnie, jednak mam do tej powagi dystans. Taki mały paradoks, prawda? A może i nie… Dziś załączam mój rysunek wykonany w szkicku. Takie bazgroły, by świat, mimo powagi, był także wesoły! 

piątek, 23 marca 2012

Negatywne charaktery (cz. II)

Mimo tych wszystkich negatywnych charakterów, które działają na nas demotywujące, które próbują zniechęcić nas do pozytywnego myślenia, które próbują odwieść nas od wszystkiego, co dobre – bądźmy silniejsi i nie pozwólmy im na to. Odeprzyjmy ich atak. Nasza myśl, nasz rozum, intelekt, psychika, mentalność i duchowość – niech to wszystko tworzy naszą tarczę, przez którą nie przedostanie się żaden negatywny wróg.

Mówię tu o pesymistach traktując ich w kategoriach wrogów. Ale jak mam nazwać ludzi, którzy za wszelką cenę chcą nam wmówić, że życie jest straszne? Jak określić ludzi, którzy usilnie chcą nas przekonać, że życie nie jest i nie może być piękne? Ktoś by powiedział, że mimo wszystko są to nasi przyjaciele, ponieważ dzięki nim uczymy się czegoś nowego. To fakt, czegoś się uczymy, ale nie można w kółko powtarzać tej samej lekcji. Być może jest też tak, że lekcja się powtarza, ponieważ nie nauczyliśmy jej się tak, jak powinniśmy. I na tym poprzestanę.

Bądźmy silni. Słuchajmy naszej intuicji. Postępujmy w zgodzie z naszym sumieniem i z tym, co uważamy za słuszne. Kierujmy się moralnością. Zresztą: każdy z Was wie sam najlepiej, co ma robić. Odeprzyjmy atak tych, którzy wysysają pozytywną energię! Idźmy z Bogiem! 

Negatywne charaktery

Dawno mnie tu nie było. Ale powracam, by znów napisać parę słów.

Dziś skleję kilka zdań o ludziach, którzy wysysają z nas pozytywną energię. Mogę się założyć, że nieraz przyszło Wam kontaktować się z tego typu osobowościami, które działają demotywująco. Można mieć silny charakter, być optymistą, ale mimo wszystko ulec tej dziwnej, negatywnej energii, którą emanują z siebie ci ludzie.

Trudno jest z nimi walczyć, jeśli w ogóle słowo walka jest tu odpowiednim słowem. Przeciw nam i naszemu myśleniu staje w opozycji wszystko to, co negatywne. Połączenie tych niedobrych uczyć w jednym człowieku – a mówię tu o takich uczuciach, jak: pesymizm; agresja, niekoniecznie fizyczna, często werbalna; ironia i chamstwo; brak jakiejkolwiek empatii; przekonanie o swojej nieomylności; itd., itp. – jest chodzącą bombą. A my, nie używając tych samych środków, co oni, nie walcząc tą samą bronią, wymienioną wyżej, skazujemy siebie na przegranie bitwy. Ale, kładę tu emfazę, to tylko bitwa.

Także spotykam na co dzień takich ludzi – i powiem, że nie jest to doświadczenie miłe. Bywa że po takim spotkaniu chodzę struty przez kilka godzin, a czasem nawet odczuwam jego nieprzyjemne konsekwencje następnego dnia. Broń Boże, nie łapie mnie wtedy depresja, a ja, mimo wszystko, funkcjonuję naprawdę dobrze, jednak negatywne działania odczuwam wewnątrz siebie.

Szczęście jest harmonią , która nie lubi, gdy się ją zakłóca. Dlatego aby być szczęśliwym, trzeba dobrze dobierać sobie przede wszystkim myśli, ale też ludzi i otoczenie – tak, aby nas to wszystko wpierało w dążeniu do celu, który sobie wyznaczyliśmy.




wtorek, 13 marca 2012

Świat Rafaela - cz. IV (Noc, której nie było)

Obudził go trel skowronków dochodzący zza okna. Przetarł oczy, spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę 9:00. Czuł się świeżo. Wyspany, wypoczęty, a zarazem dumny z siebie. Wczoraj jego siła charakteru przetrwała trudną próbę. Ktoś mógłby powiedzieć, że trudne próby swej siły charakteru to przechodzą żołnierze na wojnie. To fakt. Ale nie ulec pokusie, w jaką obleczona jest piękna, seksowna, chętna kobieta – to nie lada wyczyn. Jemu to się udało.

Przemknęło mu przez głowę kilka myśli. Co też by się stało, gdyby wczoraj pokusie uległ i został na noc u swojej sąsiadki. Teraz pewnie obudziłby się z kacem. Ten moralny doskwiera i męczy człowieka najmocniej. I tak też teraz byłoby w jego przypadku. Doszedłby do tego ból głowy po alkoholu. Nic przyjemnego.

I co z tego, że obok niego leżałaby piękna, naga kobieta? Piękna, naga, ale nie jego, a cudza. Dekalog mówi – nie będziesz cudzołożył. I tak złamał nakaz, który mówi o tym, że nie będziesz pożądał żony bliźniego swego. Ale, jak mniemał, lepiej pożądać w myśli, niż posiąść w rzeczywistości.

Przypomniał sobie wczorajszy wieczór. Sara, ubrana w błękitny, krótki – sięgający do połowy ud – szlafrok, usiadła obok niego, kładąc mu swą kobiecą, delikatną dłoń na kolanie, a potem poczęła ją przesuwać w stronę ud i wyżej. Czuł podniecenie. To fakt. Jednak w pewnym momencie jakby się przebudził. Zastanowił. Pomyślał, że chciał uchodzić za człowieka prawego, a to, do czego za chwilę mogło dojść, bynajmniej prawą rzeczą nie było, a wprost przeciwnie. Sam fakt, że trafił do domu Sary nie był już w porządku.

Przebudzenie przyszło nagle. Otrząsnął się w myślach. Wstał i spojrzał na Sarę, po czym rzekł:
- Przepraszam, ale nie mogę. Choć bardzo bym chciał – nie mogę. To byłoby nie w porządku. Czułbym się źle. Zresztą – ty chyba także.
- OK. – odezwała się Sara. – Rozumiem to. Ale po co ten wykład?
- Po prostu chcę ci powiedzieć, że fajna z ciebie kobieta, ale nie możemy…
- OK., rozumiem. Coś jeszcze?
- Nie. To wszystko.
- A więc dobranoc.
- Dobranoc. – Mężczyzna opuścił mieszkanie sąsiadki.

Mimo tego, że wczorajszy wieczór nie należał do najprzyjemniejszych, Rafael czuł się dzisiejszego ranka bardzo dobrze. Humor mu dopisywał. Miał świetne samopoczucie, między innymi dzięki dumie z samego siebie, a raczej ze swojego wczorajszego zachowania. Czy to już pycha? – teraz nie chciał się nad tym zastanawiać.

Wstał. Poszedł do łazienki. Wziął prysznic. Ubrał się. Dziś postanowił pisać do popołudnia. O 17:15 miał umówione spotkanie z Katien, koleżanką z pracy. Teraz, zanim zasiądzie do komputera, by kontynuować swoje opowiadanie, miał trochę czasu dla siebie. Poczuł głód. Poszedł po bułki, masło i żółty ser. Jaka piękna pogoda – pomyślał, gdy tylko wyszedł z klatki na świeże powietrze. Spojrzał na parking przed blokiem. Zdziwił się, gdy zobaczył męża Sary wraz z trójką dzieci, wychodzących z wielkiego, czarnego, nowego forda, a potem zmierzających w stronę miejsca, które właśnie opuszczał – miało ich nie być przez cały weekend. Jaka piękna rodzina – pomyślał, uśmiechając się pod nosem. Teraz już mógł się domyślić, co by się stało, gdyby został u sąsiadki na noc. 

niedziela, 11 marca 2012

X Przykazań Bożych i praktyczna religijność

To chyba powiedział Anthony de Mello. Religijność to bardzo praktyczna rzecz. A więc myśląc o religii, nie myśl tylko o czymś mistycznym, nieuchwytnym, pozaziemskim. Myśląc o kościele, nie myśl, że kościoły są tylko takim miejscem, w którym ludzie spotykają się po to, by modlić się do czegoś, czego nie ma, czego nie widać, co nie istnieje. Oczywiście: wierzę w Boga i w to, że On jest, istnieje, ale teraz o tym pisać nie będę. Zrobię to jeszcze nie raz przy innej okazji.

Dziś w kościele ksiądz mówił o czymś, o czym myślę często. Mianowicie o praktyczności religii. Proboszcz wziął na tapetę X Przykazań Bożych. Trzy pierwsze z nich dotyczą Boga, ale już następne mówią bezpośrednio o życiu doczesnym i taktują o stosunkach między ludzkich. 4 – czcij ojca swego i matkę swoją, 5 – nie zabijaj, 6 – nie cudzołóż, 7 – nie kradnij, 8 – nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu, 9 – nie pożądaj żony bliźniego swego, 10 – ani żadnej rzeczy która jego jest. Przestrzegając każdego z osobna z tych przykazań, człowiekowi żyje się lepiej, łatwiej, ale też przyjemniej. Choć wymaga to od człowieka samodyscypliny i samokontroli, przyjemność i satysfakcja jest tu rzeczą nieuniknioną, ponieważ świadomość kontroli samego siebie dostarcza samych pozytywnych odczuć. To, że żyje się łatwiej i lepiej – to także rzecz oczywista. Nie mówię tu o łatwości beztroskiego życia… Człowiek by postępować zgodnie z X Przykazaniami Bożymi musi, rzecz jasna, wyrobić w sobie takie cechy charakteru, które będą go w tym wspierać. To zawsze wiąże się z pracą nad sobą. Często z wyrzeczeniami. Ale kto powiedział, że takie życie nie może być łatwe, lepsze i przyjemne?

Spróbujmy złamać któreś z tych przykazań. Czy przyniesie nam to coś dobrego? Krótko patrząc, czasem na pewno tak, ale patrząc szerzej, bardziej odlegle – nie. Wystarczy przeanalizować każde z tych przykazań – po kolei. Czy ktoś z Czytelników wyciąga inne wnioski i uważa, że przykazania można łamać lub je omijać i przyniesie nam to korzyści? Jeśli tak, proszę o komentarze. 

czwartek, 8 marca 2012

Dzień Kobiet...

Nie ma jak to propaganda. Trzeba założyć mundur partyjny, koniecznie z logo, i wyjść na miasto, by wręczać kwiatki wszystkim pięknym paniom. Tym mniej pięknym i niepięknym oczywiście też, a jakże! Choć ponoć nie ma brzydkich kobiet, tylko wina brak. Ci w mundurkach partyjnych nie potrzebują wina, są wystarczająco odurzeni miłością do swego wodza, za którym pewnie bez słowa skoczyliby w ogień.

Po mieście chodził także z kwiatkami Leszek Miller. Pan Joński, jego kolega z SLD, także, a co! Pan Palikot, który chce być bardziej lewy niż Sojusz Lewicy Demo, do kwiatka dodawał prezerwatywę. Więcej seksu, mniej Matki Boskiej – głosił. Pani Grodzka mówi, że jednak wolałaby kwiatka. No tak, prezerwatywę trzeba mieć jednak na co włożyć. Premier Tusk i Waldemar P. złożyli także życzenia. Pan Donald mówił coś o tym, że chociaż w ten jeden dzień mężczyźni będą mili i dobrzy dla kobiet. A co to za mężczyźni – nie wiem, bo ci prawdziwi kochają i szanują swoje kobiety każdego dnia.

Drogie Panie, życzę Wam wszystkiego najlepszego!! 

środa, 7 marca 2012

Wiosna 2012

Wiosna, wiosna! Wszyscy ludzie piękniejsi. Kobiety bardziej kobiece i seksowne. Mężczyźni przystojniejsi. Nie mnie to oceniać, ale swoje zdanie mam, choć stuprocentowy – a nawet dwustu! – ze mnie heteroseksualista. Każdy jakby milszy. Mimo tego, że przesilenie wiosenne (istnieje w ogóle coś takiego?) nadchodzi wielkimi krokami – bliźni wydają się radośniejsi i przyjemniejsi dla swych bliźnich.

Może człowiek, znaczy ja, na wizytę tej wiosny, która puka do mych drzwi, wreszcie się zakocha. Ale tym razem nie w sobie. Wystarczy już tego megalomaństwa! Skąd miałem wiedzieć, że miłością do siebie, a raczej kochaniem – można się zachłysnąć? Nowocześni psycholodzy mówili mi: kochaj siebie, to podstawa! I kochałem. Tak bardzo, że nawet nie zauważyłem, żem się zwykłym egoistą zrobił! Taka forma bez treści… Na szczęście mam jeszcze sporo czasu – całe życie – by naprawić wszystkie swoje poślizgnięcia, znaczy cofnąć nogę, która zboczyła, sprowadzić ją na prawidłowe tory. Hm… Ale to przecież nie czas na spowiedź! Czy jutro jest dzień szowinisty? 

wtorek, 6 marca 2012

Świat Rafaela - cz. III (Jak dama i gentelman)

Skończył pisanie po godzinie 22-ej. Poczuł głód. Na szczęście pizzeria znajdująca się nieopodal bloku, w którym mieszkał, czynna była do 23:00. Poszedł do łazienki, gdzie nieco się odświeżył, następnie założył na siebie koszulkę i spodnie, narzucił cienką kurtkę i wyszedł z mieszkania.

Mieszkał na trzecim piętrze. Schodząc po schodach, spotkał sąsiadkę, która mieszkała na samej górze i właśnie skądś wracała. Lubił ją. Ona jego chyba też. Zawsze gdy się mijali, pozdrawiali się serdecznie, uśmiechając do siebie. Bywało, że ze sobą flirtowali, oczywiście tak niewinnie, bez zbyt mocnych podtekstów.

- Dobry wieczór, Rafaelu, a dokąd to o tej porze? – sąsiadka, która od zawsze zwracała się do chłopaka na ty, była ewidentnie w dobrym humorze.
- Witaj, Sara, idę po pizze. Może chcesz zjeść ze mną? – on także zwracał się do niej jak do znajomej, po imieniu. A że był osobą bardzo bezpośrednią, najpierw mówił, potem myślał i, jak pewien celebryta, modlił się, by to, co powiedział, nie wywołało żadnych negatywnych skutków.  Nie zawsze jego modlitwy były wysłuchane – no, ale jak wiadomo: jeśli człowiek prosi, by Bóg zachował go od choroby, to powinien zwracać się o zdrowie, a nie o brak schorzeń.

Sara była starsza od niego o kilka lat. Jeszcze trochę, a mówić o niej będą – kobieta przed czterdziestką. Ubierała się zawsze elegancko. Pracowała w kancelarii, była adwokatem. Dziś miała na sobie czarny płaszcz, spod którego wystawała ciemna spódnica. Na nogach miała czarne rajstopy i buty – pół-kozaczki – na szpilce.

- A chętnie! – rzekła Sara, zaskakują tym Rafaela. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Zmieszał się przez chwilę. Ale za moment znów odzyskał panowanie nad sobą. Lubił kontrolować sytuację, a żeby to robić – musiał najpierw nauczyć się kontrolować siebie.
- OK.! Bardzo mnie to cieszy - powiedział.
- Mąż razem z dziećmi – miała dwie córki i syna – wyjechali na cały weekend do rodziców na wieś. Dziś była taka ładna pogoda. Niech korzystają z pierwszych słonecznych dni wiosny. – Sara wyciągnęła z torebki portfel, sięgnęła do środka, wyjęła 50 zł. i, chcąc wręczyć je Rafaelowi, rzekła:
- Kup pizze i jakieś piwa. Dawno nie piłam piwa, mam dziś na to wielką ochotę.
- Dobrze, kupię, ale nie chcę pieniędzy. Mam swoje. Postawię!
- Pewnie książki się dobrze sprzedają – uśmiechnęła się kobieta – mam wszystkie! Ale o tym pogadamy za parę minut, jak wrócisz. Bądź u mnie kwadrans po 23-ej – mówiąc to, ruszyła schodami do góry.

Kiedy czekał na pizze, w jego głowie pojawiały się różne myśli. Zastanawiał się, co też może się stać dzisiejszego wieczoru. To nie jest takie niewinne i normalne, by zapraszać swojego sąsiada na pizze i piwo o godzinie 23:15 do domu podczas nieobecności męża. Hm – myślał – a może tylko moja głowa czyni różne projekcje? Może to tylko zwykła sąsiedzka wizyta? Późna, bo późna – a niby kiedy mieliby się spotkać, jeśli ona wciąż pracuje, nie ma jej w domu, a on, choć często w nim przebywa, to prawie zawsze jest zajęty? A o relacje sąsiedzkie trzeba dbać. Chyba jestem trochę naiwny – pomyślał. To fakt – był. Sam już nie wiedział, co ma o tym sądzić. A tam – rzekł do siebie pod nosem – za chwilę się wszystko okaże.

Zdziwił się, gdy otworzyła drzwi. Można powiedzieć, że nieco opadła mu szczęka. Ale tylko nieco. No bo co w tym niezwykłego? Miała na sobie błękitny szlafrok sięgający do połowy ud. Hm, zwykły szlafrok… - myślał.

Sara miała ciemne, niedługie włosy. Rafael lubił brunetki. Gdzieś kiedyś przeczytał, że chłopcy wolą blondynki, a mężczyźni – właśnie brunetki. Ale potem powiedziała mu znajoma, że ponoć blondyni wolą brunetki, a bruneci blondynki. Uwierzył jej. Był blondynem.

Zaprosiła go do dużego pokoju.
- Usiądź sobie, proszę – wskazała skórzaną sofę, na której młody mężczyzna zaraz zajął miejsce.
Sara nalała napój chmielowy do grubych kufli posiadających wielkie uchwyty.
Usiadła niedaleko niego, podała mu piwo i talerz, na którym leżał kawałek pizzy polany dwoma sosami – czarnym i czerwonym. Rozpoczęła rozmowę:
- Posiadam wszystkie twoje książki, wiesz? Mało tego, każdą z nich przeczytałam z wielką uwagą, nawet po kilka razy. Każda z nich mnie wciągnęła, pochłonęła całą.
- To miłe – uśmiechnął się Rafael.
- Powiem ci nawet, ale tak w sekrecie, że niejeden wieczór wolałam spędzić z twoją książką, niż z moim mężem, który od jakiegoś czasu jest strasznie monotonny. Nie to, co twoje publikacje, w których nigdy nie wiadomo co za chwilę się stanie. Każda kolejna strona owiana jest tajemnicą. To takie romantyczne. – Tak, pomyślał Rafael – nigdy nie wiadomo co się stanie. Ja, niestety, także tego nie wiem. Powoli zaczynam tracić kontrolę, przestaję panować nad sytuacją, a to dobre bynajmniej nie jest dobre.

Kobieta położyła dłoń na jego kolanie. O nie – tego już za wiele! – pomyślał chłopak. Chodzę do kościoła, czytam Biblię, chcę być prawy – właśnie: chcę! – a tu pozwalam sobie na tego typu zachowania. Cudzych kobiet się nie rusza! Prawdziwy gentelman wstałby w tej chwili, przeprosił i powiedział, że – choć bardzo by chciał, to pod żadnym pozorem – nie może, po czym usiadłby od damy trzy metry dalej. No, ale on chyba nie był prawdziwym gentelmanem, bo gdy dłoń kobiety z kolana, poprzez udo, podążyła na jego rozporek, nie mówił nic, wcale nie protestował.
- To prawda, co piszesz w swoich książkach: lubisz starsze od siebie, zajęte kobiety? 

Wolę być zacofany

Wielu ludzi twierdzi, że w RM występują i słuchają RM oszołomy. Tak się zastanawiam. To jak nazwać ludzi, którzy występują w „Rozmowach w toku” i tych, którzy na nie patrzą? Jak nazwać ludzi, którzy publicznie ujawniają swoje najbardziej intymne sprawy i robią to bez mrugnięcia okiem? Czy to nie jest znów namiastka hipokryzji? To, że ktoś odmawia różaniec – to wariactwo i oznaka zacofania. To, że ktoś publicznie wypomina swojemu życiowemu parterowi najgorsze wady, ujawnia najbardziej intymne sprawy, wylewa na niego pomyje, a publiczność wtóruje śmiechem – to oznaka super postępu i nowoczesności?! Hm, wybaczcie, to ja naprawdę wolę być zacofany… 

poniedziałek, 5 marca 2012

Nie-boska hipokryzja

„Boże, dlaczego?” – krzyczały dziś tytułu gazet. Redaktorzy retorycznie pytali Stwórcę, czemu zdarzyła się kolejna tragedia, w której zginęło tylu ludzi. Mowa tu o zderzeniu dwóch pociągów. Więcej na temat tego wydarzenia wiem niewiele, nie interesowałem się tym. Ten krótki wpis czynię z powodu tych dziwacznych tytułów. Czy to Bóg spowodował ten tragiczny wypadek, czy raczej, mówiąc delikatnie, nieuwaga ludzi? No właśnie! To czemu znów odwołujemy się do Stwórcy?! Hipokryzja…? A może brak siły, by wziąć odpowiedzialność za swoje czyny…? 

sobota, 3 marca 2012

Świat Rafaela – cz. II (Prezent od nieznajomego)

Mężczyzna ponownie zajął miejsce w niskim fotelu. Spojrzał na ekran monitora. Zapisał już kilka wordowskich stron. Telefon, który dzwonił chwilę temu, sprawił, że opuściło go natchnienie. Zamknął powieki. Wykonał kilka głębokich wdechów, za każdym razem długo wypuszczając powietrze z płuc – to zawsze działało. Otworzył oczy i zaczął pisać.

Ponownie sobie przypomniał spotkanie pod kościołem. Nieznajomy mężczyzna w brudnym garniturze i kapeluszu, z którego gołębie zrobiły sobie WC.

- Pamiętaj, chłopcze, nigdy nie głosuj na Jarkaczafiego. Nie słuchaj Radia Padre Fizyko, nie oglądaj telewizji Kram. O, i jeszcze jedno – nie czytaj Obcego Dziennika. To wszystko faszyści.
- Tak pan myśli? – spytał Rafael.
- A owszem, tak myślę, bo tak właśnie jest!
- To na kogo mam głosować, kiedy będą wybory?
- Jak to na kogo! Jak to? To ty nie wiesz? – nieznajomy mężczyzna wydawał się być naprawdę zdziwiony. – Oczywiście, że na Tego Co Spalił Płot.

Ten Co Spalił Płot znany był jako polityk, który odbijał bardziej na lewo niż sam Sojusz Lewych Dochodów. Ten Co Spalił Płot założył nawet swoją partię – Ruch Spalonego Płotu. Znienawidzony przez wspomnianego Jarkaczafiego i jego faszystowskie ugrupowanie Populizm i Socjalizm, nie pozostawał dłużny i również odpłacał im pięknym za nadobne.  

Takie rzeczy opowiadał pod kościołem nieznajomy mężczyzna Rafaelowi. Ten, nadal paląc papierosa, a po każdym zaciągnięciu kaszląc i krztusząc się, słuchał tych dywagacji z nieudawanym zainteresowaniem. Zresztą: Rafael był to typ człowieka, który udawać nie umiał. Kiedy go coś nie interesowało, dawał tego znaki. Lub po prostu mówił to wprost.


Nieznajomy kontynuował:
- Dziwię się też tobie… Jak ty właściwie, chłopcze, masz na imię? – spytał.
- Rafael – odpowiedział.
- A więc dziwię się tobie, Rafale…
- Rafael, a nie Rafał, proszę pana.
- A więc, Kafael – Rafael postanowił już go nie poprawiać – dziwię się tobie, że ty, taki młody, piękny i z pewnością inteligentny, co da się wyczuć na odległość, mężczyzna chodzi do takich miejsc jak to – tutaj nieznajomy wskazał ręką na kościół.
- A czemu miałbym tu nie chodzić? – zdziwił się młody mężczyzna.
- Czyli wierzysz w Boga? – spytał człowiek w kapeluszu.
- Tak, wierzę.
- Znasz jakieś dowody na Jego istnienie? – nieznajomy drążył temat. – Jeśli tak, to proszę, słucham, powiedz mi o nich. Też chciałbym je poznać. To może być ciekawe. No, chłopcze, na co czekasz! – Rafael poczuł konsternację. Zmieszał się. Czerwień wystąpiła na jego twarz. Myślał. Dowody na istnienie Boga? Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Dla niego Bóg istniał i już. Nieznajomy zaczął się głośno śmiać. Pod kościołem nie było już nikogo. Zostali tylko we dwoje.


- Chłopcze, nie bądź głupi jakżeś mądry! Boga nie ma i nigdy nie było.
Mężczyzna w kapeluszu zaczął grzebać ręką pod marynarką. Po chwili wyciągnął stamtąd książkę i wręczył ją Rafaelowi.
- Proszę, Rafale – młody mężczyzna nadal go nie poprawiał. Wziął książkę i spojrzał na tytuł – „Tako rzecze Zaratustra” Fryderyk Nietzsche. – Przeczytaj sobie. A kiedy skończysz, proszę o zwrot – nieznajomy podał chłopakowi pogiętą kartkę z naskrobanymi, jakby kura pazurem, krzywymi literami – tutaj mnie znajdziesz. A teraz leć do domu, bo już czas. Aha! Jeszcze jedno. Nazywam się Ten Którego Imienia Się Nie Wymawia – nieznajomy mężczyzna się zaśmiał, a Rafaelowi po plecach przeszły ciarki. – Ale nie bój się mnie: nie taki diabeł straszny… - Ten Którego Imienia Się Nie Wymawia śmiał się nadal. – I jeszcze jedno: kiedy przekroczysz próg domu, pamiętaj, nie zapominaj o tym, by przywitać domowników pozdrowieniem – Niech będzie pochwalony… - Rafael spojrzał na książkę. Kiedy podniósł głowę, Tego Którego Imienia Się Nie Wymawia już nie było.

Młody pisarz znów przerwał pisanie. Spojrzał na półkę, która wisiała nad komputerem. Szybko znalazł wzrokiem „Tako rzecze Zaratustra” Fryderyka Nietzschego. Znów w myślach powróciła przygoda, która nie skończyła się tamtej niedzieli. To był dopiero początek. Przypomniał sobie dzień, kiedy poszedł zwrócić pożyczoną rzecz. Sprawy potoczyły się zgoła inaczej, niż sobie to wtedy wyobrażał. Teraz ściągnął z półki książkę Nietzschego. Chwilę się zastanowił. A może powinienem przeczytać ją raz jeszcze? E tam, to publikacja dobra dla lewaków, a ja nim nie jestem. „Bóg umarł” – jak głosił Fryderyk Nietzsche, ale to na grobie filozofa ponoć napisać miano: „Nietzsche nie żyje” – Bóg.


Świat Rafaela - cz. I (Spotkanie pod kościołem)

Zajął wygodne miejsce w niskim fotelu znajdującym się na wprost monitora i klawiatury komputerowej. Rozgrzał palce u dłoni, otworzył plik Worda i zabrał się za pisanie. Postawił pierwsze zdanie na białej kartce. Chwilę się zastanowił, pomyślał. Zaznaczył napisany tekst kursorem i zmienił styl czcionki na swój ulubiony.

Tak, teraz to wygląda zdecydowanie lepiej – pomyślał. Tak… Ale o czym właściwie mam pisać? – powątpiewał. Znowu o seksie? Przecież o seksie piszą głównie lewacy, a ja nie zaliczam się do ich grona. Tak myślał o sobie.

Pisał o seksie bardzo często. Przychodziły mu do głowy myśli, że może to już uzależnienie. Czytał gdzieś na ten temat. Ponoć jeśli mężczyzna przeżywa w ciągu tygodnia 7 orgazmów lub więcej, znaczy to, że jest seksoholizm. Spojrzał na swoje gładkie dłonie. Na szczęście nie mam jeszcze odcisków na palcach – uśmiechnął się pod nosem i do siebie w myślach.

Napisał i wydał 4 książki, a każda z nich, choć przed napisaniem zakładał inaczej, nawiązywała do seksu. Co prawda unikał zbytnich szczegółów erotycznych, choć opisy tego typu scen były jego mocną stroną. Musiał się powstrzymać, zachować to dla siebie, ugryźć się w język, stępić nieco pióro, by nie wyszła na jaw jego obsesja tym tematem, którą niewątpliwie miał.  

Ktoś kiedyś powiedział: seks nie jest od tego, by o nim mówić – tudzież pisać – ale od tego by go uprawiać. Z uprawianiem seksu, jak jakiejś dyscypliny sportowej, mężczyzna problemów nie miał żadnych. Ciągle wdawał się w jakieś romanse. Najczęściej z mężatkami. Myślał, że to nie jest do końca normalne: mam 31 lat i wciąż jestem kawalerem, ba – nie mam nawet narzeczonej, dziewczyny – ba!: nawet przyjaciółki… Tak, to nie jest normalne, żeby nie powiedzieć, że to jest – chore…

Wiedział, że coś jest z nim nie tak. Tym bardziej, iż mocno wierzył w Boga. Ktoś by mógł powiedzieć, że jeśli mocno by w Boga wierzył, postępowałby zgodnie z Jego Prawem i nakazami, a w Piśmie Świętym, które czytał każdego dnia, napisane jest, że nie będziesz pożądał żony bliźniego swego. On nie tylko pożądał, ale i zaliczał.

Swoje niecne postępowanie tłumaczył sobie tradycyjnym myśleniem o tym, że człowiek ma słabą naturę, dlatego też grzeszy, postępuje wbrew Bogu i Jego Prawom. To prawda – myślał często – ale jako wierzący, powinienem walczyć ze swymi słabościami, a, niestety, nie robię tego.

Nagle przypomniał sobie, pozornie nie związaną z jego rozmyśleniami, pewną sytuację, która miała miejsce dwa lata temu w wakacje. Wyszedł z tłumem wiernych z kościoła po niedzielnej mszy świętej. Kiedy doszedł do bramy wyjściowej z terenu kościoła, zatrzymał go pewien mężczyzna w kapeluszu i postrzępionym garniturze.
- Przepraszam uprzejmego pana, czy posiada pan może zapałki? – zagadał nieznajomy.
Wszakże zapałek nie miał, ale posiadał zapalniczkę, którą wyjął z kieszeni i podał mężczyźnie w kapeluszu.
- Może poczęstuje się pan papierosem? – mężczyzna wyciągnął w jego stronę dłoń, w której trzymał czerwoną paczkę, z której wystawały papierosy bez ustników.
- A chętnie – rzekł Rafael, choć zdecydowanie wolał te tradycyjne w dzisiejszych czasach, może nieco bardziej ekskluzywne – papierosy z pomarańczowym z ustnikiem. Chciał być kulturalny. Nie lubił robić przykrości innym ludziom, nawet w tak błahych sprawach.

Rozpalił papierosa, zaciągnął się i zaczął krztusić i kaszleć. Jejku, co to? – pomyślał i spojrzał na markę, której nazwa znajdowała się na bibułce. Devil’s – przeczytał słowo. Hm, jakaś dziwna... Ale, jak to się mówi, darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda.

Nieznajomy zaczął mówić:
- Pamiętaj, chłopcze, nigdy nie głosuj na Jar-kaczafiego i jego zawistną bandę, bo zanim się obudzisz – z ręką w nocniku, oczywiście – zobaczysz, że prócz nocnika nic tobie nie zostało.
Mówi trochę od rzeczy – pomyślał Rafael i zlustrował mężczyznę od stóp do głowy. Na nogach miał czarne męskie, upaprana w błocie, lakierki. Granatowe spodnie od garnituru były ewidentnie za krótkie. Chyba dawno nie widziały proszku i wody. Na prawym kolanie miały dziurę wielkości trzech 5-cio złotówek. Marynarka była wyświechtana, a spod niej wystawała – kiedyś pewnie biała, dziś pożółkła koszula. Twarz mężczyzny była nieogolona, cała zarośnięta. Na głowę wciśnięty miał czarny kapelusz, na który kiedyś narobiły gołębie. Dziwny typ – pomyślał Rafael i zaciągnął się papierosem, po czym znów począł kaszleć.

Chłopak nawet nie wiedział kiedy jego palce zaczęły przemieszczać się, jak w tańcu, po klawiaturze. Stawiał kolejne literki, które tworzyły słowa, słowa budowały zdania, aż wreszcie cała biała strona wypełniła się czarnym drukiem. Tak, to dobry pomysł – myślał, nie przerywając pisania – opiszę tę przygodę, która przytrafiła mi się dwa lata temu. Pisarz dostał natchnienia.

Pisał i pisał, i pisał…

Nagle zadzwonił telefon znajdujący się na biurku obok klawiatury. Rafael spojrzał na wyświetlacz, na którym pojawiała się i znikała – na zmianę – nazwa kontaktu: „Katien Praca”.
- Halo, Katien – rzekł do słuchawki.
- Witaj, Rafaelu, musimy się spotkać – usłyszał znajomy głos koleżanki z pracy.
- OK. Kiedy?
- Masz czas jutro południu, tak ok. 17:00?
- Tak, mam. Jutro jest sobota, więc odpoczywam. A czy coś się stało?
- Powiem ci wszystko, jak się spotkamy. Jutro o 17:15 w „Galerii Nowoczesności”. Pasuje?
- Tak.
- A więc do jutra.

Katien się rozłączyła. Rafael przez chwilę zastanawiał się, co też mogło się stać. Pewnie jakieś sprawy związane z firmą. Nie ma co – pomyślał, poczym usiadł na fotelu, by kontynuować zaczęte dzieło.  

czwartek, 1 marca 2012

Krótka bajka o związkach


Związki między kobietą i mężczyzną nie są łatwe. Na początku zawsze jest zauroczenie, zafascynowanie, zakochanie i wiele innych uczuć, które pozytywnie oddziałują na oboje kochanków, przyciągając ich do siebie. Mówiąc kochanków, nie sprowadzam wszystkiego do poziomu łóżka. Przecież nie zawsze para musi tam kończyć. Czasem jest to np. pralka.

Kiedy zadzwonił telefon, Anna leżała nieruchomo na łóżku, i patrzyła w sufit. Dopiero po trzecim sygnale postanowiła się podnieść. Podeszła do stołu, chwyciła komórkę i spojrzała na wyświetlacz. „Marcin? Czego on znowu chce…” – pomyślała.

- Cześć, kochanie – usłyszała, kiedy przyłożyła telefon do ucha.
- Cześć – odpowiedziała, ale nie tak entuzjastycznie jak rozmówca po drugiej stronie.

„Czego on chce? O co mu chodzi? Przecież jasno dałam mu do zrozumienia, że nie chcę z nim być. Mówiłam mu, że o związku ze mną może zapomnieć, i wybić to sobie raz na zawsze z głowy. Czy on musi być taki upierdliwy!?” – te myśli zdążyły przemknąć jej przez głowę, kiedy Marcin mówił:
- Kochanie, spotkamy się?
„Boże, jaki on infantylny!”
- Nie, nie spotkamy! – rozłączyła się, po czym rzuciła telefon na stół.

Poznali się jakiś miesiąc temu, w kwietniu. Spotkali się w busie. On pierwszy zagadał do niej, ona, choć nie był w jej typie, dała mu swój numer telefonu. Nie miała wtedy nikogo, jak przez większość swojego życia – była sama. Potem spotkali się już dwa dni później. Na pierwszą randkę przyjechał swoim starym BMW. Zabrał ją na przejażdżkę. Pojechali do lasu. Był trochę nieśmiały. Ona, choć pięć lat młodsza, nieco go ośmieliła. Jednak nie było nawet w połowie tak miło, jak się spodziewała. „Trudno, takie jest życie” – pomyślała wtedy.

Podobnie myśli dziś. Jednak po tylu niewypałach, infantylnych kochankach, nie umiejących dać jej choć w części tego, czego chciała i potrzebowała – poważnie zaczęła się zastanawiać nad tym, by stać się lesbijką. „Dzisiejsi faceci są strasznie zniewieściali. Dziecinni, niedojrzali, mało-męscy” – podobne myśli często przychodziły jej do głowy, gdy leżała na łóżku, nieruchomo wpatrując się w sufit.

Nagle coś błysnęło jej w głowie. Pewna myśl. Intuicja podpowiedziała jej, że za moment ponownie zadzwoni telefon. I faktycznie tak się stało. Podeszła, odebrała.
- Kochanie, czemu się nie chcesz ze mną spotkać? – usłyszała uległy głos Marcina w słuchawce. „Jej, ca za ciota!” – pomyślała i rzekła:
- OK., spotkajmy się.

Było tak, jak myślała. Ona chciała dobrego seksu, on gadał jej już coś o ślubie. Pomyślała, że dobrze, iż nie wziął ze sobą pierścionka zaręczynowego – toby dopiero! Zresztą – teraz to nie było ważne. Facet ma już 31 lat, normalne, że myśli o stałym związku, ale wcale się nie dziwiła, że do tej pory żadnego nie udało mu się stworzyć.

Siedzieli w samochodzie, który stał na leśnej drodze. Wokół były tylko drzewa i ściółka, na której rosły. Marcin patrzył na nią i mówił:
- Jesteś taka piękna, słodka, cudowna… że się rozpływam jak lodzik w upalne dni.
- A może chcesz lodzika? – spytała.
Zawstydził się i odwrócił głowę w drugą stronę.
- No chcesz czy nie? – ponowiła pytanie i pomyślała, że ma do czynienia z wyjątkową ciotą. „Ale to dobrze” – do głowy przyszła jej kolejna myśl.

Zaczęła się do niego dobierać. Rozpięła mu spodnie i schyliła się w tamtą stronę.
- Wyjątkowa z ciebie ciota, Marcinku – rzekła.
- Co…? – chłopak jakby się przebudził. Zaskoczyły go te słowa. Ale za chwilę już o tym nie myślał. Czuł tylko przyjemność i podniecenie. I, sam nie wiedział czemu, zawstydzenie. Anna rzekła:
- Marcinku, czemu z ciebie taka ciota?
Dziewczyna mówiąc to, wyjęła z kieszeni nóż. Marcin nie widział tego. Miał podniesioną głowę, wygodnie opartą o nagłówek siedzenia. Zamknął oczy i wzdychał głęboko. Po chwili poczuł na jądrach zimne ostrze.

Związki między kobietą i mężczyzną często nie są łatwe. I kończą się też różnie. Marcin przeżył tę wycieczkę do lasu, lecz nie cały. Anna wyszła za niego za mąż. Ale zrobiła to pod jednym warunkiem – mężczyzna bez męskich genitaliów obiecał jej, że nie zgłosi tego co zrobiła na policję. W szpitalu wymyślili świetną bajkę, którą personel łyknął jak ryba przynętę. A ich życie i związek, choć już nigdy nie przypominał bajki, trwał i trwa do dnia dzisiejszego. 

Zostaję tutaj

Od wczoraj próbuję założyć bloga na WordPressie, jednak mi nie wychodzi. To o wiele bardziej skomplikowane, niż blogowanie tutaj, na Bloggerze. Co prawda – udało mi się tam stworzyć bloga – a nawet kilka – uczyniłem pierwsze wpisy, jednak potem poszło coś nie tak. Poszło coś nie tak, pojawił się jakiś wirus i koniec blogowania. No cóż – póki co, zostaję tutaj.