wtorek, 26 października 2010

Uderzenie na wstecznym

Siedzieliśmy w samochodzie drugą godzinę. Nic do siebie nie mówiliśmy. Paliliśmy tylko papierosy. To już chyba szósty – pomyślałem, wyciągając biała słomkę z czerwono niebiesko białej paczki. Od dymu już prawie nie widziałem swojej towarzyszki.

Zaczęła kaszleć. Czy to od tego dymu? Zaczęła kaszleć mocniej, gwałtownej, niemal rzucając się na fotelu. Nic nie mówiłem. Patrzyłem na to, co robi, cała spowita kłębami dymu. Może niech pani już nie pali, pani Alino – powiedziałem. Czemu nie? – spytała duszącym się od kaszlu głosem. Czemu nie! – powtórzyła głośniej. Jak pani chce…

Od tego dymu prawie nie widziałem swojej towarzyszki. No, ale jeszcze trochę widziałem. Gdy kaszel przestał ją męczyć – obróciła się w moją stronę i rzekła: jak tam, młody? Dobrze – odpowiedziałem. Ale ja nie jestem taki młody, mam już przecież prawie 20 lat. No właśnie – i dlatego jesteś nie tylko młody, ale i za młody. Za młody na co? Znowu zaczyna tę samą gadkę – pomyślałem. Za młody na co, powiedz…

Oj, jaki ty mało domyślny jesteś. Mówiła. Albo tylko takiego udajesz. Nie wierzę, że nie miałeś kobiety. Fajny z ciebie chłopak. Podoba mi się ta twoja fryzura. Masz tak mocno czarne włosy. Niemalże diabelne. Albo diaboliczne. Zaśmiała się i przez chwilę znów zaczęła krztusić od dymu. Obróciła się niemal całym ciałem w moją stronę. Lecz nadal siedziała na swoim fotelu. Dotknęła dłonią mojego policzka. Po ciele przeszły mi dreszcze. Potem dotknęła moich włosów. Miałem je ustawione na żel wysoko do góry. Gdybym nie miał nałożonego na nie żelu, sięgałyby mi do ramion. A tak to sięgały do sufitu samochodu. Non stop zawadzały o niego.

Alina mówiła: Co tu dużo gadać. Mam ochotę na ciebie, chłopcze. A ja na ciebie nie – odpowiedziałem, a potem chwyciłem jej dłoń w nadgarstku. Należałoby tu dodać, że ta dłoń była malutka i delikatna – i, tak naprawdę, to miałem ochotę na tę kobietę, chciałem z nią to zrobić tu i teraz, szybko – ale postanowiłem, że nie zrobię, taką podjąłem decyzję.

Obróciłem się w stronę szyby. Woda sięgała do klamki od drzwi samochodu. Dawno tak w tym mieście nie padało – rzekłem. Luki, dziwny z ciebie chłopak – obchodzi cię deszcz za oknem, gdy obok ciebie siedzi napalona, piękna, seksowna, elegancka kobieta, która ma ochotę, żebyś ją przeleciał, a ona potem zrobiłaby z tobą to samo… Luki, co ty! Jak to, co! Zobacz, zaraz nas kompletnie zaleje. Zresztą, wolę chłopaków – rzekłem. Jesteś pedałem? – spytała. Jeśli już – to gejem. Nie, chłopcze, chciałbyś, chciałbyś, ale żeby być gejem – to trzeba Mercedesem jeździć, a ty, niestety, nawet Maluchem nie jeździsz. Nawet nie mam prawo jazdy – pomyślałem, ale nie powiedziałem.

Ale mam pomysł. Jeśli chcesz poczuć się jak prawdziwy gej, dam ci do tego sposobność. Otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz. Nawet nie zauważyłem, że ogromna kałuża, wielkości co najmniej parkingu i głębokości prawie metra, wyschła, a na niebie świeciło słońce. Ładna pogoda się zrobiła. Alina obeszła samochód od przodu. Doszła do drzwi od strony pasażera, czyli od strony, gdzie ja siedziałem. Otworzyła. Potem wręczyła mi do ręki kluczyki. Jedź – rzekła. Przez chwilę zawahałem się. No co, chyba umiesz prowadzić? Umiem, tak. Chwyciłem kluczyki. Wstałem. Obszedłem samochód, lecz – w przeciwieństwie do Aliny – od tyłu. Usiadłem za kierownicą. Nigdy nie prowadziłem auta. Ale nie powiedziałem tego na głos.

Ok., może poczuję się jak prawdziwy gej. Ale przecież to nie Mercedes. Czy aby na pewno poczuję się, jak prawdziwy gej? Może nie Mercedes. Ale jesteś jeszcze młody. Młodzi geje mogą jeździć Toyotami… Odpaliłem i ruszyliśmy. Nie wiedziałem, że wrzucony jest wsteczny bieg. Nie spodziewałem się, że ta Toyota ma taką moc. Wcisnąłem gaz. Opony zapiszczały jak oszalałe. Usłyszałem huk.

Plecami odbiłem się od fotela. Głową uderzyłem w oparcie. Szczęście, że one tam było. Uciekamy! – krzyknęła Alina. 

Brak komentarzy: