sobota, 3 marca 2012

Świat Rafaela - cz. I (Spotkanie pod kościołem)

Zajął wygodne miejsce w niskim fotelu znajdującym się na wprost monitora i klawiatury komputerowej. Rozgrzał palce u dłoni, otworzył plik Worda i zabrał się za pisanie. Postawił pierwsze zdanie na białej kartce. Chwilę się zastanowił, pomyślał. Zaznaczył napisany tekst kursorem i zmienił styl czcionki na swój ulubiony.

Tak, teraz to wygląda zdecydowanie lepiej – pomyślał. Tak… Ale o czym właściwie mam pisać? – powątpiewał. Znowu o seksie? Przecież o seksie piszą głównie lewacy, a ja nie zaliczam się do ich grona. Tak myślał o sobie.

Pisał o seksie bardzo często. Przychodziły mu do głowy myśli, że może to już uzależnienie. Czytał gdzieś na ten temat. Ponoć jeśli mężczyzna przeżywa w ciągu tygodnia 7 orgazmów lub więcej, znaczy to, że jest seksoholizm. Spojrzał na swoje gładkie dłonie. Na szczęście nie mam jeszcze odcisków na palcach – uśmiechnął się pod nosem i do siebie w myślach.

Napisał i wydał 4 książki, a każda z nich, choć przed napisaniem zakładał inaczej, nawiązywała do seksu. Co prawda unikał zbytnich szczegółów erotycznych, choć opisy tego typu scen były jego mocną stroną. Musiał się powstrzymać, zachować to dla siebie, ugryźć się w język, stępić nieco pióro, by nie wyszła na jaw jego obsesja tym tematem, którą niewątpliwie miał.  

Ktoś kiedyś powiedział: seks nie jest od tego, by o nim mówić – tudzież pisać – ale od tego by go uprawiać. Z uprawianiem seksu, jak jakiejś dyscypliny sportowej, mężczyzna problemów nie miał żadnych. Ciągle wdawał się w jakieś romanse. Najczęściej z mężatkami. Myślał, że to nie jest do końca normalne: mam 31 lat i wciąż jestem kawalerem, ba – nie mam nawet narzeczonej, dziewczyny – ba!: nawet przyjaciółki… Tak, to nie jest normalne, żeby nie powiedzieć, że to jest – chore…

Wiedział, że coś jest z nim nie tak. Tym bardziej, iż mocno wierzył w Boga. Ktoś by mógł powiedzieć, że jeśli mocno by w Boga wierzył, postępowałby zgodnie z Jego Prawem i nakazami, a w Piśmie Świętym, które czytał każdego dnia, napisane jest, że nie będziesz pożądał żony bliźniego swego. On nie tylko pożądał, ale i zaliczał.

Swoje niecne postępowanie tłumaczył sobie tradycyjnym myśleniem o tym, że człowiek ma słabą naturę, dlatego też grzeszy, postępuje wbrew Bogu i Jego Prawom. To prawda – myślał często – ale jako wierzący, powinienem walczyć ze swymi słabościami, a, niestety, nie robię tego.

Nagle przypomniał sobie, pozornie nie związaną z jego rozmyśleniami, pewną sytuację, która miała miejsce dwa lata temu w wakacje. Wyszedł z tłumem wiernych z kościoła po niedzielnej mszy świętej. Kiedy doszedł do bramy wyjściowej z terenu kościoła, zatrzymał go pewien mężczyzna w kapeluszu i postrzępionym garniturze.
- Przepraszam uprzejmego pana, czy posiada pan może zapałki? – zagadał nieznajomy.
Wszakże zapałek nie miał, ale posiadał zapalniczkę, którą wyjął z kieszeni i podał mężczyźnie w kapeluszu.
- Może poczęstuje się pan papierosem? – mężczyzna wyciągnął w jego stronę dłoń, w której trzymał czerwoną paczkę, z której wystawały papierosy bez ustników.
- A chętnie – rzekł Rafael, choć zdecydowanie wolał te tradycyjne w dzisiejszych czasach, może nieco bardziej ekskluzywne – papierosy z pomarańczowym z ustnikiem. Chciał być kulturalny. Nie lubił robić przykrości innym ludziom, nawet w tak błahych sprawach.

Rozpalił papierosa, zaciągnął się i zaczął krztusić i kaszleć. Jejku, co to? – pomyślał i spojrzał na markę, której nazwa znajdowała się na bibułce. Devil’s – przeczytał słowo. Hm, jakaś dziwna... Ale, jak to się mówi, darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda.

Nieznajomy zaczął mówić:
- Pamiętaj, chłopcze, nigdy nie głosuj na Jar-kaczafiego i jego zawistną bandę, bo zanim się obudzisz – z ręką w nocniku, oczywiście – zobaczysz, że prócz nocnika nic tobie nie zostało.
Mówi trochę od rzeczy – pomyślał Rafael i zlustrował mężczyznę od stóp do głowy. Na nogach miał czarne męskie, upaprana w błocie, lakierki. Granatowe spodnie od garnituru były ewidentnie za krótkie. Chyba dawno nie widziały proszku i wody. Na prawym kolanie miały dziurę wielkości trzech 5-cio złotówek. Marynarka była wyświechtana, a spod niej wystawała – kiedyś pewnie biała, dziś pożółkła koszula. Twarz mężczyzny była nieogolona, cała zarośnięta. Na głowę wciśnięty miał czarny kapelusz, na który kiedyś narobiły gołębie. Dziwny typ – pomyślał Rafael i zaciągnął się papierosem, po czym znów począł kaszleć.

Chłopak nawet nie wiedział kiedy jego palce zaczęły przemieszczać się, jak w tańcu, po klawiaturze. Stawiał kolejne literki, które tworzyły słowa, słowa budowały zdania, aż wreszcie cała biała strona wypełniła się czarnym drukiem. Tak, to dobry pomysł – myślał, nie przerywając pisania – opiszę tę przygodę, która przytrafiła mi się dwa lata temu. Pisarz dostał natchnienia.

Pisał i pisał, i pisał…

Nagle zadzwonił telefon znajdujący się na biurku obok klawiatury. Rafael spojrzał na wyświetlacz, na którym pojawiała się i znikała – na zmianę – nazwa kontaktu: „Katien Praca”.
- Halo, Katien – rzekł do słuchawki.
- Witaj, Rafaelu, musimy się spotkać – usłyszał znajomy głos koleżanki z pracy.
- OK. Kiedy?
- Masz czas jutro południu, tak ok. 17:00?
- Tak, mam. Jutro jest sobota, więc odpoczywam. A czy coś się stało?
- Powiem ci wszystko, jak się spotkamy. Jutro o 17:15 w „Galerii Nowoczesności”. Pasuje?
- Tak.
- A więc do jutra.

Katien się rozłączyła. Rafael przez chwilę zastanawiał się, co też mogło się stać. Pewnie jakieś sprawy związane z firmą. Nie ma co – pomyślał, poczym usiadł na fotelu, by kontynuować zaczęte dzieło.  

Brak komentarzy: