sobota, 3 marca 2012

Świat Rafaela – cz. II (Prezent od nieznajomego)

Mężczyzna ponownie zajął miejsce w niskim fotelu. Spojrzał na ekran monitora. Zapisał już kilka wordowskich stron. Telefon, który dzwonił chwilę temu, sprawił, że opuściło go natchnienie. Zamknął powieki. Wykonał kilka głębokich wdechów, za każdym razem długo wypuszczając powietrze z płuc – to zawsze działało. Otworzył oczy i zaczął pisać.

Ponownie sobie przypomniał spotkanie pod kościołem. Nieznajomy mężczyzna w brudnym garniturze i kapeluszu, z którego gołębie zrobiły sobie WC.

- Pamiętaj, chłopcze, nigdy nie głosuj na Jarkaczafiego. Nie słuchaj Radia Padre Fizyko, nie oglądaj telewizji Kram. O, i jeszcze jedno – nie czytaj Obcego Dziennika. To wszystko faszyści.
- Tak pan myśli? – spytał Rafael.
- A owszem, tak myślę, bo tak właśnie jest!
- To na kogo mam głosować, kiedy będą wybory?
- Jak to na kogo! Jak to? To ty nie wiesz? – nieznajomy mężczyzna wydawał się być naprawdę zdziwiony. – Oczywiście, że na Tego Co Spalił Płot.

Ten Co Spalił Płot znany był jako polityk, który odbijał bardziej na lewo niż sam Sojusz Lewych Dochodów. Ten Co Spalił Płot założył nawet swoją partię – Ruch Spalonego Płotu. Znienawidzony przez wspomnianego Jarkaczafiego i jego faszystowskie ugrupowanie Populizm i Socjalizm, nie pozostawał dłużny i również odpłacał im pięknym za nadobne.  

Takie rzeczy opowiadał pod kościołem nieznajomy mężczyzna Rafaelowi. Ten, nadal paląc papierosa, a po każdym zaciągnięciu kaszląc i krztusząc się, słuchał tych dywagacji z nieudawanym zainteresowaniem. Zresztą: Rafael był to typ człowieka, który udawać nie umiał. Kiedy go coś nie interesowało, dawał tego znaki. Lub po prostu mówił to wprost.


Nieznajomy kontynuował:
- Dziwię się też tobie… Jak ty właściwie, chłopcze, masz na imię? – spytał.
- Rafael – odpowiedział.
- A więc dziwię się tobie, Rafale…
- Rafael, a nie Rafał, proszę pana.
- A więc, Kafael – Rafael postanowił już go nie poprawiać – dziwię się tobie, że ty, taki młody, piękny i z pewnością inteligentny, co da się wyczuć na odległość, mężczyzna chodzi do takich miejsc jak to – tutaj nieznajomy wskazał ręką na kościół.
- A czemu miałbym tu nie chodzić? – zdziwił się młody mężczyzna.
- Czyli wierzysz w Boga? – spytał człowiek w kapeluszu.
- Tak, wierzę.
- Znasz jakieś dowody na Jego istnienie? – nieznajomy drążył temat. – Jeśli tak, to proszę, słucham, powiedz mi o nich. Też chciałbym je poznać. To może być ciekawe. No, chłopcze, na co czekasz! – Rafael poczuł konsternację. Zmieszał się. Czerwień wystąpiła na jego twarz. Myślał. Dowody na istnienie Boga? Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Dla niego Bóg istniał i już. Nieznajomy zaczął się głośno śmiać. Pod kościołem nie było już nikogo. Zostali tylko we dwoje.


- Chłopcze, nie bądź głupi jakżeś mądry! Boga nie ma i nigdy nie było.
Mężczyzna w kapeluszu zaczął grzebać ręką pod marynarką. Po chwili wyciągnął stamtąd książkę i wręczył ją Rafaelowi.
- Proszę, Rafale – młody mężczyzna nadal go nie poprawiał. Wziął książkę i spojrzał na tytuł – „Tako rzecze Zaratustra” Fryderyk Nietzsche. – Przeczytaj sobie. A kiedy skończysz, proszę o zwrot – nieznajomy podał chłopakowi pogiętą kartkę z naskrobanymi, jakby kura pazurem, krzywymi literami – tutaj mnie znajdziesz. A teraz leć do domu, bo już czas. Aha! Jeszcze jedno. Nazywam się Ten Którego Imienia Się Nie Wymawia – nieznajomy mężczyzna się zaśmiał, a Rafaelowi po plecach przeszły ciarki. – Ale nie bój się mnie: nie taki diabeł straszny… - Ten Którego Imienia Się Nie Wymawia śmiał się nadal. – I jeszcze jedno: kiedy przekroczysz próg domu, pamiętaj, nie zapominaj o tym, by przywitać domowników pozdrowieniem – Niech będzie pochwalony… - Rafael spojrzał na książkę. Kiedy podniósł głowę, Tego Którego Imienia Się Nie Wymawia już nie było.

Młody pisarz znów przerwał pisanie. Spojrzał na półkę, która wisiała nad komputerem. Szybko znalazł wzrokiem „Tako rzecze Zaratustra” Fryderyka Nietzschego. Znów w myślach powróciła przygoda, która nie skończyła się tamtej niedzieli. To był dopiero początek. Przypomniał sobie dzień, kiedy poszedł zwrócić pożyczoną rzecz. Sprawy potoczyły się zgoła inaczej, niż sobie to wtedy wyobrażał. Teraz ściągnął z półki książkę Nietzschego. Chwilę się zastanowił. A może powinienem przeczytać ją raz jeszcze? E tam, to publikacja dobra dla lewaków, a ja nim nie jestem. „Bóg umarł” – jak głosił Fryderyk Nietzsche, ale to na grobie filozofa ponoć napisać miano: „Nietzsche nie żyje” – Bóg.


Brak komentarzy: