poniedziałek, 10 stycznia 2011

Kopie moich postów z onet.blog.pl (17)

23 listopada 2009

   Kiedy przyszedł na świat, a było to ponad 20 lat temu, matka jego, kobieta piękna i wrażliwa, ucieszyła się niezmiernie, wielbiąc i hołdując Stwórcy, który obdarował ją tym niezwykłym i cudownym darem. Było to jej pierwsze dziecko. Czekała na tę chwilę prawie pięć lat. Przez pięć lat ona oraz jej mąż, żołnierz i wojownik, starali się o potomstwo. Przez pięć lat walczyli i robili wszystko co w ich mocy, żeby mieć dziecko. Nareszcie przyszedł ten moment. Jednak nie mogli, niestety, świętować tej chwili wspólnie, jako iż mąż, Gorgia, był na wojnie, walcząc dzielnie u boku króla Alexandrii.
  
 - Katarina, dziś nadeszła chwila, na którą czekałaś tak długo. Spełniły się nasze życzenia, Bóg wysłuchał naszych modlitw, masz dziecko, syna - mówiła do niej matka.
   - Cieszę się, mamo. To najpiękniejsza chwila w moim życiu.

  
Rafael, tak Katarina nazwała syna, przyszedł na świat zdrowy, a co bardziej spostrzegawczy członkowie rodziny, jak choćby ojczym Katariny, Wies, zauważyli podobieństwo między chłopcem a rodzicami.
   - Też będzie wojownikiem - rzekł ojciec Gorgia, Jaun.
   - Nie chcę, żeby był żołnierzem, tato. To, że Gorgia jest żołnierzem, nie oznacza, że będzie nim także jego syn.
   - Dlaczego nie chcesz? - spytał Jaun.
   Katarinie popłynęły łzy po policzkach, spuściła głowę w dół i, patrząc na ziemię, rzekła płaczliwym głosem:
   - Choćby dlatego, że Gorgia nie ma z nami teraz, w chwili, gdy przychodzi na świat jego syn, na którego czekaliśmy ponad pięć lat. - Kobieta wypowiadała te słowa bardzo emocjonalnie, coraz bardziej wczuwając się w sytuację i coraz mniej panując nad sobą.
   - Nie chcę, by kiedyś żona Rafaela przeżywała to, co ja teraz. Nie chcę, by jego dziecko, przychodząc na świat, nie czuło bliskości ojca.
   Juan nie ustępował:
   - A ja ci mówię, że będzie żołnierzem. Zobaczysz! - wnerwiony opuścił pomieszczenie, a wychodząc trzasnął drzwiami. Katerina rozpłakała się jeszcze bardziej, zakryła twarz dłońmi.

  
 Minęły dwa lata od narodzin Rafaela, chłopiec miał teraz dwa lata i był dwa lata starszy od tamtej chwili. Na głowie miał blond włosy, które nieco się kręciły, tworząc blond loki. Oczy miał niebieskie, cerę jasną, ale nie bladą. Przez te dwa lata nauczył się mówić. Co prawda nie składał jeszcze zdań wielokrotnie złożonych, trudno powiedzieć, że w ogóle składał jakieś zdania poprawne gramatycznie, ale mówił, i to mówił dużo, bo lubił mówić i, co najważniejsze, można było się z nim dogadać.
  
Przez te dwa lata ojca swego poznać jeszcze nie było mu dane. Katarina czasem opowiadała o nim. Chłopiec słuchał tych opowieści z zaciekawieniem, dopytywał się - a przynajmniej starał - o różne rzeczy; najbardziej zajmował go temat ojca jako żołnierza i wojownika.
   - To naprawdę nic ciekawego. Wojna jest złą rzeczą, a twój ojciec, gdyby tylko chciał, byłby tu z nami - poczuła, że powiedziała być może za dużo.
   Potem spytała Rafaela:
   - Podoba ci się wojna? Podoba ci się to, że twojego taty nie ma dzisiaj z nami? Zrozum, to wojna go zabrała... a raczej on dał się jej porwać.
   "Za dużo mówię. Co ja w ogóle mówię! Przecież on jeszcze tego nie rozumie, jest za mały, a ja - co ze mnie za matka! - nastawiam Rafaela przeciwko Gorgia", myślała kobieta, gdy za oknem było już ciemno, a ona, przebrana w koszulę nocną, podnosiła się z kolan po wieczornej modlitwie.




23 listopada 2009

   Katarina siedziała na drewnianym, bujanym fotelu, patrząc przez okno, rozmyślała... Na dworze padał deszcz, co jeszcze bardziej wprawiało w melancholijny klimat i nasuwało nostalgicznego myślenia.
  
"Czemu tak jest? Czemu nie ma go tu z nami, nie ma osoby, którą kocham, z którą mam dziecko? Czemu? - Katarina zadawała sobie pytania, a wielkie krople bębniły w szybę. - Czemu mnie teraz nie tuli, gdy jest mi tak nieziemsko smutno? Czemu nie patrzy na swojego syna, nie widzi jak się rozwija, jak rośnie, jak robi postępy?"
  
Robiło się późno. "Czas na sen", pomyślała. Wstała i ruszyła do łazienki, gdzie wzięła szybką kąpiel w gorącej wodzie. Rafael już spał w łóżeczku. Podeszła, spojrzała na swojego syna i poczuła wielką radość w sercu. Kochała go ponad życie.

   Obudziła się wcześnie. Za oknem nadal padał deszcz, a krople waliły w szybę jeszcze mocniej niż wczoraj. Spojrzała w stronę łóżeczka chłopca, ten, jakby coś wyczuwając, podniósł jasną główkę i spojrzał na Katarinę.
   - Dzień dobry, skarbie. Jak ci się spało?
   - Dobrze - rzekł szybko i jakby od niechcenia. - Deszcz... wskazał rączką okno.
   "Ten deszcz odzwierciedla stan mojej duszy, która płacze wielkimi łzami."

  
Zbliżało się południe. Pogoda zmieniła się nieco, niebo się przejaśniło, przestało padać. Chmury odeszły gdzieś dalej, odsłaniając słońce. Katarina także poczuła się lepiej.
   - Córeczko, weź Rafaelka i idźcie na spacer. Jest taka ładna pogoda - rzekła matka Katariny.
   - A obiad...
   - Nie martw się niczym. Szybko, no! Na co czekasz?
   Kobieta ubrała syna. Było ciepło. Powoli zbliżała się wiosna - ulubiona pora roku Katariny. Właśnie we wiosnę, kilka lat temu, poznała i zakochała się w Gorgia. Podobał jej się od początku - był taki męski i pewny siebie. Wtedy nie miała żadnych wątpliwości, że to mężczyzna jej życia i, także wtedy, to właśnie z nim postanowiła spędzić resztę swojego życia.
  
Wzięli ślub. Był to najpiękniejszy czas w życiu Katariny. Urządzili huczne wesele, na które przyszło mnóstwo gości i które trwało prawie dwa tygodnie.
  
Potem postanowili, że chcą mieć razem dziecko. Katarina myślała o tym i chciała tego od samego początku, lecz nie mówiła nic Gorgia. Nie wiedziała, jak zareaguje mąż, który miał tyle spraw na głowie. Był żołnierzem i wojownikiem. Zawsze oddany narodowi i na jego służbie. Władca Alexandrii, Jack Lips, był jego szefem, jego dowódcą, a nawet jego władcą i panem.
  
To nie było tak, że Gorgia miał coś narzucone z góry, jakiś nakaz czy chory imperatyw - w każdej chwili mógł powiedzieć "nie" i zrezygnować ze służby, jednak nigdy tego nie zrobił, wojsko było jego życiem i, co zauważyła ze smutkiem Katarina, rzeczą najważniejszą na świecie.
  
Wojsko przekładał nad ich małżeństwo. Teraz, co najbardziej dobijało kobietę, Gorgia przełożył wojsko nawet nad ich syna, i ojcostwo. "Jakie to smutne...", pomyślała, gdy otworzyła drzwi wejściowe do willi, a potem wyszła na taras.
  
Rafael szedł wolno obok swej matki, trzymając ją za rękę. Gaworzył coś pod nosem. "Nie czas na myślenie o tym co niedobre. Trzeba wziąć się w garść. Mam syna, który jest dla mnie najważniejszy i którego wychowam na wspaniałego mężczyznę."

Brak komentarzy: